5 (naszym zdaniem) najlepszych filmowych soundtracków poprzedniej dekady

O sukcesie filmu decyduje nie tylko świetnie napisany scenariusz czy niezapomniane kreacje aktorskie. Sam obraz może być piękny, a dialogi chwytać za serce, ale elementem dopełniającym każdą produkcję jest jej ścieżka dźwiękowa, która kreuje cały nastrój.

Przygotowaliśmy dla Was soundtracki sprzed dekady, które wciąż tak samo wprawiają nas w stan euforii, wzruszają czy też pozwalają wrócić wspomnieniami do jednych z najlepszych filmów.

Amerykańska produkcja Donnie Darko (2001) kojarzy nam się głównie z genialnym utworem zespołu Echo & The Bunnymen – „The Killing Moon”. Muzykę do filmu skomponował Michael Andrews, która pełna jest niepokojących, narastających dźwięków idealnie oddających klimat dramatu i scen z Frankiem, który objawiał się w głowie głównego bohatera. Po ukazaniu się dwupłytowej wersji soundtracku, oprócz takich wykonawców jak Tears For Fears, znajdziemy również piosenki INXS, Joy Division czy cover „Mad World”. Nie jest to album, którym zachwycić może się każdy. Jest mroczny, momentami przygnębiający, ale są też utwory, do których chce się do tylko tańczyć! Z pewnością nie można mu odmówić statusu kultowego.

Sofia Coppola w swoim filmie Między słowami (2003) pokazuje nam, że w prostocie tkwi piękno. Utwory z gatunku shoegaze, dream popu czy alternatywnego rocku są odzwierciedleniem klimatu panującego w „najsamotniejszym mieście na świecie”. Nie bez powodu główni bohaterowie właśnie w nim odczuwają swoją samotność jeszcze mocniej. Utwór „Alone in Kyoto” grupy Air (perełka wśród kawałków francuskiego duetu), My Bloody Valentine lub Phoenix to tylko wybrane pozycje na albumie, który prowadzi nas przez zatłoczone tokijskie ulice w poszukiwaniu swojej bratniej duszy. To jedna z nielicznych ścieżek dźwiękowych, która odgrywa w filmie tak samo ważną rolę, co sami bohaterowie.

„I think music can make things seem a bit more real, sometimes.” – pada zdanie w Mojej łodzi podwodnej (2010). Alex Turner, wokalista zespołu Arctic Monkeys, swój pierwszy solowy album zdecydował się nagrać właśnie do tego filmu. Soundtrack składający się z sześciu utworów skomponowany został z Richardem Ayoade, z którym muzyk miał okazje współpracować już przy swoich wcześniejszych projektach. Melancholijne dźwięki gitary wzmacniają sentymentalny wydźwięk filmu i niczym nie przypominają dotychczasowego stylu Turnera. Dojrzewaniu głównego bohatera ze skłonnościami do zbytniego fantazjowania, dzięki jego akustycznym piosenkom, przyglądamy się z rozczuleniem i zachwytem. To piękne melodie, które tylko podkręcają klimat końca beztroski i oczekiwania na nowe, nieznane.

Na sam koniec klasyka, czyli muzyka do filmu Quentin’a Tarantino Kill Bill (2003) powstała we współpracy z raperem RZA (członkiem Wu-Tang Clan) i jest jedną z najbardziej charakterystycznych w historii kina. To prawdziwa jazda bez trzymanki przez stare, niekiedy zapomniane piosenki, które swoim klimatem i dynamiką niczym nie różnią się od filmów samego reżysera. Sentymentalne „Bang Bang (My Baby Shot Me Down)” czy szalone „Don’t Let Me Be Misunderstood” przeplatane jest utworami z gatunku boogie, klasyki japońskiej, czy rock’n’rollu. Cała ścieżka dźwiękowa składa się ze znanych i kultowych piosenek, ale to mistrz kina akcji przypomniał nam o nich na swoich własnych, zwariowanych zasadach.

Podziel się z nami swoimi ulubionymi ścieżkami dźwiękowymi z filmów w sekcji komentarzy!

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *