Cisza (2019)

Pisanie recenzji Ciszy ma jedną zasadniczą wadę, nie sposób porównać filmu do powszechnie uwielbianego Cichego miejsca (2018) Johna Krasinskiego. W zasadzie obejrzenie owego dzieła po seansie horroru z 2018 roku mija się z celem i wyrządza Netflixowi sporą krzywdę! Bo scenariusz tutaj wygląda tak, jakby napisał go jakiś algorytm.

Jednak prawda jest inna. Historia została oparta na powieści Tima Lebbona o tym samym tytule z 2015 roku, więc korzenie Ciszy sięgają o wiele głębiej niż te Cichego miejsca. Można powiedzieć, że tak głęboko, jak dokopała się filmowa ekspedycja, która z jednej z amerykańskich jaskiń odkryła prehistoryczną formę życia.

To właśnie te proste, przypominające pterodaktyle organizmy odpowiedzialne są w filmie za koniec świata. Latają stadami, co czyni je śmiertelnym zagrożeniem, a całkowity brak wzroku nadrabiają wyostrzonym słuchem. W takich okolicznościach poznajemy 16-letnią Ally (znana z serialu Chilling Adventures of Sabrina (2018-20) Kiernan Shipka) oraz jej rodzinę, ojca, matkę i młodszego brata.

Cała familia przemierza pogrążone w chaosie, Stany minimalizując każdy wydany przez siebie dźwięk. Twórcy mogą grać zatem na jednym z najbardziej irytujących motywów, jakie zna kino – deprywacji sensorycznej. Dla pozbawionych mowy bohaterów nawet najprostsza czynność, jaką jest komunikowanie się, jest śmiertelnym zagrożeniem. W teorii ma to potęgować napięcie, tutaj robi to tylko za niekonsekwentnie poprowadzony punkt wyjściowy.

Dialogi, te wypowiadane i te migane, tutaj są płytkie oraz bardzo pretekstowe. W zasadzie nie wprowadzają one do filmu nic, ponieważ relacje nakreślone pomiędzy członkami rodziny są jakby z przypadku. Serio, kiedy świat zalewa plaga zmutowanych dinozaurów, ktoś przejmuje się tym, że jego matka popala papierosy? Czy ktoś jest w stanie uwierzyć, że dwa dni po apokalipsie tworzą się sekty z całym nowym planem odbudowania społeczeństwa?

A jest coś, co w filmie jakkolwiek można zaliczyć na plus? Ano, jeśli przymkniemy oko na wszechotaczającą głupotę, to gdzieś tam macha do nas jakieś poczucie zaszczucia i nieustannego zagrożenia. Jest kilka naprawdę krwawych scen, a same potworki mają nawet ciekawy design. Co z tego jednak, skoro film nie daje się nijak traktować na poważnie, choć bardzo by tego chciał.

Być może na lepsze by wyszło, gdyby Cisza została pomyślana jako serial. W półtoragodzinnym formacie zwyczajnie próbowano upchnąć zbyt wiele. Konsekwentne budowanie świata przedstawionego jest kluczowym elementem powieści postapokaliptycznych, więc epizodyczna narracja lepiej nakreśliłaby poszczególne jej klocki. To również szansa na to, żeby lepiej rozpisać postaci i panujące między nimi relacje.

Zamiast tego Netflix wolał dać nam dziurawą jak ser szwajcarski po ataku tych filmowych potworków historię, z którą i tak nie spędzimy odpowiedniej ilości czasu, by jakkolwiek się z nią zżyć. W ten sposób Cisza wydaje się tylko wypadkową korporacyjnych wyliczeń, skłaniających filmowców do kręcenia kolejnych odbitek popularnych dzieł. Naprawdę, chyba warto posiedzieć sam na sam w ciszy niż (heh) na Ciszę poświęcić swój czas.

 

Oryginalny tytuł: The Silence

Produkcja: USA/Niemcy, 2019

Dystrybucja w Polsce: Netflix

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *