Mutanty pragną pięknych kobiet (1988)

W latach 80. dużą popularnością cieszyło się niskobudżetowe kino akcji inspirowane słynnym Mad Maxem (1979) z Melem Gibsonem. Postapokaliptyczna, bliżej nieokreślona przyszłość, mieszkańcy Ziemi snujący się w poszukiwaniu źródeł pożywienia, poruszający się w pojazdach zbudowanych z różnego rodzaju złomu, odziani w szmaty typowe dla kloszarda szukającego puszek.

Przeważnie występował podział na „dobry” i „zły” gang, który walczył o strefy wpływów. Dzisiaj mam zamiar zrecenzować film o wszystko mówiącym tytule Mutanty pragną pięknych kobiet (1988). Jest to przykład kina z dolnej półki dla fanów kiczu i tandety. O co tu właściwie chodzi?

Głównym bohaterem, jak i narratorem opowieści jest niejaki Harry Trent, legendarny uczestnik bitew z kosmitami o losy planety. Po pięciu latach spędzonych w przestrzeni kosmicznej powraca na Ziemię, gdzie zastaje… No właśnie, nic nie zastaje. Ludzkość wymarła, zostawiając na powierzchni ukrywających się w lasach niedobitków. Harry jeździ zdezelowanym gratem z lalką Barbie zamontowaną na masce.

Czas wolny spędza na poszukiwaniu resztek paliwa na opuszczonych stacjach benzynowych. Oprócz płaszcza w stylu Columbo dysponuje również pistoletem laserowym. Pewnego dnia spotyka rozczochraną nastolatkę Spider, która ucieka przed mutantem z twarzą zdeformowanej świni. Należy on do gatunku Nooków, którzy są humanoidalnymi tworami stworzonymi przez szalonego Reinhardta Rexa, władcę twierdzy mutantów. Planuje on rozmnożyć swe kreatury, by opanować świat. Harry i Spider z pomocą przypadkowo poznanej grupce punk-rockowców pokrzyżują mu plany. Planują odbić przetrzymywane w twierdzy kobiety gatunku ludzkiego…

Do filmu należy podejść z przymrużeniem oka, gdyż już po pierwszej scenie, w której Harry likwiduje plastelinowego stworka wiemy, z czym mamy do czynienia. Kreatury występujące w filmie to oprócz biegających Nooków trzy potwory w stylu dinozaurów sfilmowane techniką poklatkową. Efekty specjalne wołają o pomstę do nieba, ale przynoszą kupę frajdy.

Pistolety Harry’ego raz są laserowe, innym razem strzelają ostrą amunicją. Walki (o ile tak można to nazwać) przypominają raczej tarzanie się przedszkolaków w piaskownicy. Poza tym Harry spotyka w lesie typowych punków, którzy fundują mu odlot po wypiciu kubeczka napoju z tajemniczym proszkiem. Nie jest to może ceremonia Ayahuaski, czy magicznych grzybków, ale Harry odbywa swego rodzaju podróż do przeszłości, odlatując w świat wizji (swoją drogą świetnie zrealizowana sekwencja pełna dziwacznych scen)

Aktor grający Trenta to Matt Mitler, znany z co najmniej kilku filmów klasy B (a może C?) takich jak Wiklinowy Koszyk 2 (1990), Oprawca (1985), Reproduktorki (1986) czy Opowieści czasu śmierci (1986). Warto zauważyć, że na ekranie pojawia się również legendarny Cameron Mitchell, który na starość postanowił trochę się zabawić, wcielając się w rolę szalonego tyrana Reinhardta. Mitchell swego czasu był legendą kina historycznego i kostiumowego. Koneserzy pamiętają jego występy w filmach Mario Bavy, włoskiej legendy kinematografii.

Film zostały wydany w Polsce na kasetach wideo przez firmę Starcut. Jeśli lubisz kino intencjonalnie kiczowate i złe, nie są Ci obce filmy niskobudżetowe, to zapraszam na seans.

Oryginalny tytuł: Mutant War

Produkcja: USA, 1988

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *