Kraina Lovecrafta (2020-)

Ciekawe jak zareagowałby sam Howard Phillips Lovecraft, gdyby zobaczył, jak jego Wielki Przedwieczny Cthulhu zostaje w kilka sekund pokonany przez czarnoskórego chłopaka w pierwszych dwóch minutach serialu tytułowanego jego nazwiskiem. Oparta na powieści o tym samym tytule i wyprodukowana przez HBO GO seria zapożycza od Samotnik z Providence kilka potworów, aby zbudować świat horroru, przenikający życie głównych bohaterów.

Historia zaczyna się od zapoznania nas z Atticusem Freemanem (Jonathan Majors), dawnego kujona z obsesją na punkcie Sci-Fi i byłego weterana. Już w pierwszym odcinku fabuła zawiązuje się wokół poszukiwań zaginionego ojca Atticusa, w których pomagają mu wuj George (Courtney B. Vance) i przyjaciółka z dawnych lat, Letitia Lewis (Jurnee Smollett). Razem przemierzają świat nie tylko pełen obślizgłych potworów, ale również instytucjonalnego i prowincjonalnego rasizmu.

Po dwóch pierwszych epizodach serial uderza w mocniej w tony pojedynczych, pozornie niezwiązanych ze sobą noweli. Każda z tych mini historii oparta jest na amerykańskim rasizmie i oprawiona naprawdę świetną ścieżką dźwiękową, od Rihanny po Franka Oceana. Mamy zatem historię nawiedzonego domu, japońskiego demona czy sabat białych okultystów. Brzmi to wszystko zachęcająco? Być może na papierze.

Miała być gatunkowa wywrotka i inteligentna próba wyśmiania ultra rasistowskiego (nawet jak na swoje czasy) HP. Lovecrafta. A co otrzymaliśmy? Naprawdę głupi, niepotrzebnie łopatologiczny i po prostu rasistowski (heh) serial z intrygą rodem z serialowych przygód Scooby-Doo. Co prawda taka komiksowość mogła wyjść na dobre, jednak tutaj wszystko składa się wręcz na antytezę innowacyjnego kina grozy.

Nawet obecność Jordana Peela (Uciekaj! (2017), To my (2019)) na producenckim stołku nie za wiele tutaj pomogła. Brakuje tutaj jakiejkolwiek subtelności, każda biała postać jest do cna zła i zdegenerowana a skala rasizmu, jaka dotyka bohaterów, jest wręcz groteskowa. I nie, nie neguję tutaj tego, że czarna mniejszość w USA miała, i nadal ma, naprawdę pod górkę. Wszyscy znamy historię Ku Klux Klanu czy rasowej segregacji, jednak natężenie oraz skala nienawiści skierowana wobec bohaterów podchodzi pod przesadę.

Kraina Lovecrafta przypomina horrorową piaskownicę, gdzie wstęp mają tylko Afroamerykanie. Ale w całym tym narracyjno-społecznym bałaganie, serial zaskakuje naprawdę porządnymi efektami specjalnymi. Wszyscy fani śluzu, macek i krwi powinni być usatysfakcjonowani. Przyznam szczerze, że gdzieś w połowie tylko ta wysokiej klasy makabra trzymała mnie przy ekranie. Dlatego też uważam, że odcinek numer 6 – ten o azjatyckim demonie – jest najlepszym, co serial nam dał.

Ale tuż po tym dostajemy naprawdę kiczowaty i żenujący epizod o podróżach między wymiarami, przypominający przeniesienie do live-action przygód Ricka i Morty’ego. Cholera, w tym serialu nawet kosmici są czarni i noszą afro wielkości małego księżyca! Cała reszta zbija się jednolitą, miałką masę, do której zapewniam Was, nie będziecie chcieli wracać. Fabuła w pewnym momencie robi się tak niepotrzebnie zagmatwana, że zupełnie przestaje nas interesować.

Horror podejmujący wątki rasowe staje się najbardziej skuteczny wtedy, kiedy główne postacie są dobrze napisane i rozwinięte. Gdy widz angażuje się w ich historię nie tylko z moralnego obowiązku. W Krainie Lovecrafta postaci da się polubić chyba tylko na początku całej tej wątpliwej jakości zabawy, kiedy jeszcze nie zostają opanierowane całą tą głupotą. Zapowiadało się w miarę okej widowisko na wysokim poziomie, wyszła żenująca papka, której z czystym sercem nie polecę naprawdę nikomu.

Dystrybucja w Polsce: HBO GO

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *