Relikt (2020)

Ogólnoświatowe badania wykazują, że ponad 50 milionów ludzi cierpi na jakąś formę demencji, a liczba ta rośnie o około 10 milionów przypadków z każdym następnym rokiem. Z początku niewidzialna, z czasem całkowicie destabilizująca i nieustannie ewoluująca choroba potrafi zmienić człowieka dosłownie o 180 stopni. Dlatego też jest ona na równi straszna, jak i fascynująca.

Ten pseudonaukowy wstęp co prawda można uznać za spoiler, jednak średnio rozgarnięty widz domyśli się motywu otępienia starczego już w pierwszych minutach Reliktu. Reżyserski debiut Natalie Eriki James porusza ten temat oraz wszystkie okropności, które wiążą się z przebywaniem w pobliżu lub opieką nad osobą dotkniętą chorobą. To już jest wystarczająca straszne, jednak tutaj dodatkowo ubrano wszystko w szaty czystego gatunkowo horroru.

Kay (Emily Mortimer) i jej córka Sam (Bella Heathcote) obierają informację o zaginięciu matki tej pierwszej. Nie zwlekając, obie kobiety udają się do domu Edny (Robyn Nevin), by pomóc w poszukiwaniach. Znajdujące się na australijskiej prowincji domostwo znajduje się w stanie połowicznego nieładu, a część ścian pokrywa dziwna, czarna pleśń.

Starsza pani jednak wraca do domu jakby nigdy nic, nieświadoma tego, gdzie była. Gdy jej stan psychiczny zaczyna się pogarszać, obwinia swoją córkę i wnuczkę o mniej lub bardziej uzasadnione działania, a czarna plama na jej piersi zaczyna pokrywać coraz większe połacie jej ciała.

Jak już wcześniej wspomniałem, Relikt to nie tylko sprawnie działający horror, ale również studium choroby oraz ciągnących się za nią skutków. I niekoniecznie musi być to metafora demencji – choć ta jest tutaj najjaśniejsza (a może właśnie najmroczniejsza?) – bo film odnosić się może również do nowotworów czy innych schorzeń dziedzicznych.

Nie sposób nie szukać tutaj inspiracji innym australijskim dziełem, Babadookiem (2014). Oba filmy używają konwencji klasycznego horroru do przedstawienia traumy związanej z chorobą. I także tutaj efektem jest naprawdę klimatyczne, przerażające i fascynujące jednocześnie kino – tak, jak właśnie fascynująca i przerażająca jest demencja.

Duża w tym zasługa mistrzowskiej pracy kamery Charliego Sarroffa i muzyki Briana Reitzella. Napięcie i podejrzenia, jakie oplatają w swych szponach trójkę kobiet, jest wręcz poprowadzone po mistrzowsku! Co prawda wszystko to siada w ostatnim akcie, który zabiera nas raczej w sztampowe rejony przeciętnego straszaka. Jednak niepewność działa o wiele lepiej niż nagle wyskakująca na ekran rozwrzeszczana morda.

Ostatecznie jednak Relikt okazuje się filmem o wiele bardziej subtelnym i przepełnionym emocjami, niż może wydawać się na pierwszy rzut oka. Do tego obsada robi naprawdę świetną robotę, z fantastyczną Nevin na czele. Rodzinna dynamika przemyka z gracją przez wszystkie emocjonalne stany, od smutku, przerażenia na bezgranicznej miłości kończąc.

Dlatego też ośmielę się nazwać film Natalie Eriki James przeżyciem wyjątkowym, zupełnie innym od tego, co serwuje nam kino grozy głównego nurtu. Horrorem tutaj jest widok bliskiej osoby, która nieodwracalnie się zmienia, a wszystkie te bardziej sztampowe zagrania są tylko po to, by zadowolić spragnionych krwi widzów. Relikt to naprawdę miła niespodzianka.

Oryginalny tytuł: Relic

Produkcja: USA/Australia, 2020

Dystrybucja w Polsce: Velvet Spoon

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *