Slasherman (2020)

Mało kto w dzisiejszych czasach podejmuje się próby nakręcenia slashera na poważnie. Większość twórców wybiera bezpieczną opcję parodii, pastiszu czy dekonstrukcji tej prostej formuły. Co prawda film Jay’a Baruchela o chwytliwej nazwie Slasherman (lub równie dźwięcznej Random Acts of Violence) stara się rozpocząć z widzem jakiś dialog na temat przemocy w kulturze masowej, jednak rzuca tylko temat, pozostawiając resztę tylko i wyłącznie nam.

Ta niskobudżetowa produkcja oparta na komiksie o tym samym tytule podąża za Toddem Walkleyem (Jesse Williams), twórcy brutalnych powieści graficznych ciągle walczącym o uznanie krytyków. Zmagając się z twórczą blokadą, postanawia wyruszyć w podróż wraz z żoną Kathy (Jordana Brewster), asystentką Aurorą (Niamh Wilson) oraz najlepszym przyjacielem i innym twórcą komiksów Ezrą (w tej roli sam Baruchel). Jednak wycieczka zaczyna być coraz bardziej niepokojąca, gdy ktoś w pobliżu naszych bohaterów zaczyna odtwarzać sceny z komiksu.

Reżyser nie pieści się z naszymi zmysłami i daje widowni to, czego od takiego tytułu oczekiwała. Imponująca w swej efektowności brutalność to główny motor napędowy Slashermana. Naprawdę, w okresie premiery trudno znaleźć film, który dorównałby mu w kategorii gore. Morderstwo popełniane jest tutaj wręcz ze zwierzęcą agresją, a efekty zbrodni są naprawdę niepokojące.

Sceny ataków zamaskowanego mordercy przypominają nieco te, które widzieliśmy w genialnym Zodiaku (2007) Davida Finchera. Po prostu czuć każdy cios, każde cięcie ma swój impet i siłę. Oczywiście Baruchel nie dosięga nawet podnóża talentu Finchera, jednak czuć, że ma dobry punkt odniesienia i inspiracji.

Ale filmowy zabójca to nie bezwzględny morderca w stylu Michaela Myersa z filmu Halloween (1978). Postać Slashermana trawi zwątpienie i chęć domknięcia tego, co tak naprawdę nadawało sens jego życia. Przed każdą zbrodnią mota się w niepewności, co nadaje ciekawy aneks dla całej sylwetki filmowego killera. Jego dzieło nie jest również gloryfikowane, mamy tutaj raczej do czynienia z ukazaniem brutalności jako czegoś nieatrakcyjnego wizualnie. A to w filmach grozy zdarza się naprawdę rzadko!

Oczywiście, w Slashermanie mamy do czynienia z całą masą większych i mniejszych wpadek typowych dla niskobudżetowego horroru. Fabuła czasami traci oddech i skacze po łebkach, oszczędzając nam nawet elementarnych wyjaśnień dotyczących oglądanych przez nas wydarzeń. Film trwa tylko 80 minut, te dodatkowy kwadrans wyszedłby mu tylko na dobre.

Do kogo jest więc kierowany film Baruchela? Przede wszystkim do fanów mocnych, filmowych wrażeń, którzy wizualne ekscesy stawiają ponad rozbudowaną fabułę. Ta, jeśli się nad nią chwilę zastanowić, jest naprawdę prościutka i, niestety, podziurawiona. Ale nawet jeśli oczekujecie tylko krwi i flaków, to produkcja ta wykrzesze z Was jakieś pokłady autorefleksji i zasugeruje, czy naprawdę to takie fajne?

Oryginalny tytuł: Random Acts of Violence

Produkcja: USA, 2019

Dystrybucja w Polsce: Velvet Spoon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *