Terror at Tenkiller (1986)

W 1980 r. Sean S. Cunningham nakręcił jeden z najbardziej znanych slasherów w historii kina. Czym właściwie jest slasher? Samo pojęcie „to slash” (ang. ciąć, kiereszować) mówi bardzo wiele o konwencji tego typu filmów. Zazwyczaj obserwujemy poczynania mordercy, mniej lub bardziej zrównoważonego, który po kolei likwiduje swoje ofiary. Mogą to być obozowicze, turyści, studenci, a najczęściej grupa nastolatków wyżynana na najwymyślniejsze sposoby przy użyciu noża, siekiery czy też własnych rąk.

Pomijam fakt, że na powstanie gatunku miało wpływ wiele wcześniejszych tytułów, takich jak klimatyczne Czarne święta (1974) czy Halloween (1977) Johna Carpentera, nie wspominając już o włoskim giallo Blood and Black Lace (1964). Jednak to postać Jasona Voorheesa i Piątek, trzynastego (1980) wywołały olbrzymią lawinę mniej lub bardziej udanych naśladowców. Jednym z nich jest Terror at Tenkiller (1986) w reżyserii Kena Meyera.

Tytuł ten jest niskobudżetową produkcją wydaną na rynek wideo. Wyglądająca zachęcająco okładka (która notabene jest bezczelnie zerżnięta ze Śmiertelnych manewrów (1981)) zapewne kusiła bywalców wypożyczalni, którzy po włożeniu taśmy w odtwarzacz załamywali ręce i ronili łzy rozpaczy. Film rozpoczyna scena morderstwa młodej kobiety, która zostaje zadźgana, a jej ciało wrzucone do jeziora. Następnie poznajemy dwie nastolatki, które właśnie skończyły szkołę i mają spędzić wspólnie wakacje. Dziewczyny wyglądają na tyle dojrzale, że same mogłyby mieć dzieci w wieku szkolnym, ale kto by się przejmował szczegółami?

Jedna z nich ma zaborczego i porywczego chłopaka, który nie chce dać jej spokoju, więc przyjaciółka postanawia oderwać ją od rzeczywistości i zabiera ze sobą nad jezioro, do domku swoich rodziców. Ciche miejsce, kąpiele w pięknym akwenie, zimne napoje, opalanie na pomoście, nowe znajomości. Brzmi zachęcająco? Na miejscu okazuje się, że w okolicy giną kolejne osoby, a dziewczyny czują się coraz bardziej osaczone…

Twórcy filmu ewidentnie wzorowali się na Piątku, trzynastego. Domek nad jeziorem, muzyka oraz zakończenie mówią wszystko. Mordercę poznajemy już w 30 minucie, sceny zabójstw nie są zbyt graficzne i wszystko dzieje się raczej poza kadrem (nie licząc jednego nakłucia w plecy czy odcinania ręki nożem). Sceneria często jest tak ciemna, że trzeba mocno się wysilać, by zobaczyć co się dzieje w kadrze. Nie ma też odsłoniętych biustów, pomimo iż grającym tu paniom niczego nie brakuje. Warto zaznaczyć, że slashery obfitowały w tego typu atrakcje, by przyciągnąć odbiorców.

Reżyser i producenci sami nie wiedzieli, czego chcą, bo kreowana atmosfera izolacji i osaczenia jest tutaj z powodzeniem burzona za pomocą kolejnych głupich scenek i idiotycznych dialogów. Więc trochę tu stalkowania, trochę legendy o dzielnej indiańskiej dziewczynce topiącej plemiennych wojowników w jeziorze, trochę nocnych przywidzeń jednej z bohaterek. Wszystko jednak jest płytkie, niczego nie wnosi do „fabuły”. Aktorstwo jest na słabym poziomie. To jeden z tych klonów Piątku, trzynastego, który radzę wymijać szerokim łukiem, o ile nie jesteś zatwardziałym koneserem i miłośnikiem złego kina.

Oryginalny tytuł: Terror at Tenkiller

Produkcja: USA, 1986

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *