A Dragonfly for Each Corpse (1975)

Patrząc na bogatą filmografię urodzonego w Buenos Aires reżysera Leóna Klimovsky’ego Dulfano można dostać prawdziwego oczopląsu! Znajdziemy w niej bowiem tytuły takie jak Wilkołak kontra kobieta-wampir (1971), Orgia wampirów (1973) czy Rebelia umarłych (1973). Wszystkie odpowiednio tanie i obskurne, dlatego też nie dziwi fakt, że twórca ten dał się porwać w 1975 roku przemierzającej iberyjskie wybrzeże fali kina giallo.

A Dragonfly for Each Corpse bliżej jest jednak do amerykańskiego slashera niż stylowego kryminału. I nie chodzi mi tutaj o ogólną lekkość i wynikającą z mikrego budżetu wizualną prostotę filmu, a raczej o jego konstrukcję. Już w pierwszych piętnastu minutach będzie nam dane zobaczyć aż 3 trupy!

Trup pada tutaj często i gęsto, a początkowo jedynym co łączy pozornie przypadkowe ofiary, jest ich destrukcyjny dla siebie i społeczeństwa tryb życia. Wszak jednymi z pierwszych ofiar jest dający sobie po kablach narkoman oraz zarośnięty, młody alkoholik. Co zabawne, śmierć niesie tutaj tajemnicza postać przebrana za… zakonnicę! Wzór cnót kontra pogrążony w grzechu świat, prawda, że to prosta analogia?

Na tropie nieuchwytnego mordercy jest obdarzony imponującym wąsem Paul Naschy, prawdziwa ikona europejskiego kina klasy Z. Co prawda film nie rzuca w nas toną specyficznych dla gatunku „czerwonych śledzi”, grono podejrzanych jest dość wąskie a zabójca pozostawia na miejscu zbrodni charakterystyczne, pozłacane ważki.

Obejrzyj cały film tutaj:

I właśnie postacie stanowią chyba największą zaletę A Dragonfly for Each Corpse! Klimovsky’emu udało się zamieścić w swoim filmie całą plejadę osobliwych bohaterów, od kobiety śpiącej w trumnie po doktora z pociągiem do trupów. Ich zachowanie, z detektywem Paolo na czele, woła o pomstę do nieba a reżyser informacje o prowadzeniu śledztwa zaczerpnął chyba z jakiejś kreskówki.

Ci, którzy od kina niższej kategorii oczekują ironicznej rozrywki czerpanej z taniej próby szokowania, odnajdą się tutaj jak w domu. Sceny morderstw są tutaj odpowiednio krwawe, w całej swej tandetnej otoczce, a twórcy próbują nam podnieść ciśnienie na siłę wrzucaną symboliką nazistowską. Przykładowo, po sprawdzeniu przez głównego bohatera mieszkania podejrzanego, kamera na pewien czas zatrzymuje się na portrecie Adolfa Hitlera.

Ciekawym smaczkiem okazuje się tutaj również wykorzystana muzyka. Twórcy nie tracili czasu na komponowanie własnej ścieżki dźwiękowej, tylko wzięli ją z filmów maestro Mario Bavy. Jest to oczywiście całkowite pójście na łatwiznę, jednak jak kopiować, to od najlepszych. Mimo wszystko to jazzowe plumkanie zgrabnie wpisuje się w taki lekki ton filmu.

Ostatecznie A Dragonfly for Each Corpse to bardzo złe giallo, ale całkiem przyjemna rozrywka. Na pewno nie jest to dobry tytuł, od którego zaczniemy naszą przygodę z „żółtym kryminałem”. To raczej ciekawostka, pocieszny filmik, który dzięki odpowiednio dynamicznemu tempu wchodzi naprawdę gładko i bez późniejszej czkawki. Czy warto? Dla wąsatego Paula Naschy’ego oczywiście!

Oryginalny tytuł: Una libélula para cada muerto

Produkcja: Hiszpania, 1975

Dystrybucja w Polsce: YouTube.pl

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *