La Llamada (1965)

Grzebiąc w odmętach europejskiego kina, trafić możemy na prawdziwe perły. Takim właśnie znaleziskiem okazała się La Llamada, hiszpańsko-amerykańska produkcja powstała za rządów Francisco Franco i głęboko zanurzona w romantycznych powieściach Bécquera czy Edgara Allana Poe. Warto również nadmienić, że w obiegu są dwie wersje tego filmu, hiszpańska oraz amerykańska, która zawiera nieco mniej materiału i okropny dubbing.

Historia otwiera fantastyczna sekwencja, w której para kochanków składa sobie niecodzienną deklarację. Oprócz miłości aż po grób młodzi obiecują, że po śmierci „odwiedzą” swoją pozostałą przy życiu połówkę, by przygotować ją na życie wieczne. Coś na zasadzie „przyjdź do mnie po śmierci, aby powiedzieć, jak tam jest”. Pieczętując obietnicę cmentarnym piachem, dziewczyna zmuszona jest wrócić do rodzimej Francji.

Powracający z lotniska chłopak doznaje przerażającej wizji, w której dosłownie świat się zatrzymuje. I jest to jedna z najbardziej niepokojących sekwencji, jakie zapewne widziały kina tamtej dekady! Okazuje się, że przeczucia bohatera nie były bezpodstawne, a samolot, którym wracała jego kochanka, uległ katastrofie. Okazuje się jednak, że jakimś cudem dziewczyna kontaktuje się z chłopakiem, dając mu do zrozumienia, że właśnie zaczęła wypełniać swoją obietnicę…

Cały film obejrzysz tutaj:

Oczywiście na tym kończę mój opis fabuły, ponieważ ta choć prosta, posiada nawet pomysłową voltę w samym finale. Ale oprócz końcówki, cała La Llamada to film wyjątkowo mocno trzymający w ciągłym napięciu i tajemnicy, nie tracąc nic ze swojej barokowej elegancji oraz nie rozlewając na ekranie ani kropli krwi.

Nakręcony przez Javiera Setó film to również plastyczne arcydzieło, którego elegancki charakter tylko podkreśla czarnobiała taśma filmowa. Również aktorsko produkcja ta stawia poprzeczkę naprawdę wysoko, a para głównych bohaterów, Emilio Gutiérrez Caba i belgijska aktorka Dianik Zurakowska, swoją delikatną urodą idealnie wpisują plastykę obrazu.

A ta jest po prostu niesamowita! Ciasne uliczki, ponure cmentarze czy smagane jesiennym wiatrem nagie konary drzew robią niesamowite wrażenie, a większość klatek z filmu mogłaby oprawiona w ramkę wisieć na mojej ścianie. Do tego całość uzupełnia piękna partytura  Gregorio Garcíi Segury – hiszpańskiego kompozytora muzyki między innymi do giallo Paranoia (1970) Umberto Lenziego.

Oczywiście, chwaląc tak bardzo La Llamada mam również pełną świadomość, że nie jest to produkcja, którą polecić mogę szerszemu gronu. Ale jeśli interesuje Was horror europejski, ze szczególnym ukłonem w stronę klimatu śródziemnomorskiego, to będzie to strzał w dziesiątkę! A ci wszyscy, którzy potraktują film jako stylową ciekawostkę mam dobrą wiadomość, trwa on tylko niecałe półtorej godziny i znajdziemy go w jego amerykańskiej wersji pod tytułem The Sweet Sound of Death.

Oryginalny tytuł: La Llamada

Produkcja: Hiszpania/USA, 1965

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *