Red Eye (2005)

Zmarły już niestety Wes Craven to dla mnie reżyserska zagadka. Facet potrafił przeredagować cały gatunek takimi produkcjami jak Koszmar z ulicy Wiązów (1984) czy genialna seria Krzyk (1996), by między to wcisnąć zupełnie nijakie produkcje telewizyjne pokroju Nocnych wizji (1990) lub słabiutki Morderczy chłód (1985). Nakręcony w 2005 roku Red Eye trudno umieścić po jednej, czy po drugiej stronie. Jest filmem co najmniej ciekawym, ale niepozbawionym swoich wad.

To historia Lisy (Rachel McAdams), menadżerki prestiżowego hotelu, która poznaje na lotnisku tajemniczego, acz czarującego Jacksona Rippnera (Cillian Murphy). Z początku wszystko przypomina wstęp do jakiejś tandetnej komedii romantycznej. Bohaterowie spędzają czas oczekiwania na opóźniony samolot w kawiarni, rozmawiają o różnych błahych rzeczach, aż w końcu widz zaczyna podejrzewać, że romans między tą dwójką będzie czymś naturalnym.

Ale to w końcu dreszczowiec Wesa Cravena, więc kiedy nasze podejrzenia zostaną ugłaskane, film podkręca napięcie, stawiając przed Lisą śmiertelne ultimatum. Nad wszystkim unosi się aura tajnej organizacji, morderstwa na zlecenie i wykorzystania dziewczyny do wystawienia ofiary – ważnej persony goszczącej właśnie w hotelu, w którym pracuje bohaterka.

Red Eye to thriller stąpający twardo po ziemi, mimo że większa jego część dzieje się w samolocie. Cravenowi udało się zamknąć w 84 minutach seansu taką dozę napięcia, że wielu z młodych twórców słusznie stawia go sobie za wzór. Oczywiście, po takiej personie, jaką był Wes, spodziewać się należy inteligentnie i sprawnie poprowadzonej historii. I taką właśnie otrzymujemy.

Wszystko to brzmi tak, jakby film był jakimś arcydziełem historii z dreszczykiem. Niestety, kiedy minie zachwyt nad scenariuszem zaczynają wyłazić na wierzch jego naprawdę brzydkie elementy. Choć napięcie nie ustępuje aż do samego końca, nie sposób nie odnieść wrażenia, że w finale twórcy popuścili nieco hamulce. Postacie stają się wręcz nieśmiertelnymi killerami z horrorów klasy B, wszyscy dookoła zachowują się, jakby mieli problemy z percepcją, a brak jakiś ciekawszych zwrotów akcji zwyczajnie może znudzić co bardziej wymagającego widza.

Zamiast klasycznego kryminału można podejść również do Red Eye jako do historii kobiecej inicjacji. Z czasem poznajemy bolesną przeszłość głównej bohaterki, którą ta stara się zakopać pod tonami narzucanych sobie obowiązków. W sytuacji, w jakiej zostaje postawiona, zmuszona jest przemienić wypełniające ją emocję w stronę walki z napastnikiem.

Ostatecznie Red Eye to całkiem sprawna, popcornowa rozrywka, która powinna zadowolić wszystkich entuzjastów wypełnionych suspensem thrillerów. Nie warto za bardzo analizować, zastanawiać się i szukać jakiegoś głębszego przesłania. Ja tak zrobiłem i teraz wiem, że odebrałem sobie sporą część frajdy z seansu. Bo być może nie jest to film wybitny, ale na pewno jeden z najsprytniejszych.

Oryginalny tytuł: Red Eye

Produkcja: USA, 2005

Dystrybucja w Polsce: UIP Polska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *