Choć nakręcony przez Freda Waltona film ma wszelkie składowe typowego dla ówczesnych tytułów slashera, jest to w zasadzie parodia produkcji spod znaku maski i maczety. Nie jest to co prawda czystej krwi komedia, jednak na całą produkcją dość wyraźnie unosi się lekki i nasączony humorem vibe. Film opowiada o grupie studentów, którzy wiosenną przerwę od nauki postanawiają spędzić na prywatnej wyspie swojej koleżanki. Po zacumowaniu łódki przy molo i odpaleniu pierwszych jointów, niczym w opowieści Agaty Christie, ktoś zaczyna jeden po drugim mordować uczestników imprezy. Pozostaje tylko zadać sobie pytanie, czy mordercą jest ktoś znajomy? A może intruz pochodzi z zewnątrz?
Jak na slasher, Prima Aprilis jest nader purytańskim filmem! W porównaniu do innych mu podobnych, zaskakująco mało jest tutaj scen seksu i nagości, a większość morderstw odbywa się poza okiem kamery. Zapytacie zatem co odróżnia film Waltona i sprawia, że w niektórych kręgach po dziś dzień ma on nosi on miano kultowego? Jego zakończenie, które w zasadzie usprawiedliwia całą tę grzeczną formę.
Dziwić może zatem fakt, że film ma przydzieloną kategorię wiekową R. W dzisiejszych czasach jego zawartość w zupełności pozwoliłaby mu otrzymać PG13, co zapewne skutkowałoby dotarciem do jeszcze szerszego grona publiczności. Dzisiaj dzieci nie takie rzeczy oglądają… Ale ten brak przysłowiowego „pazura” to również jego największa wada. Podobnie jak w innych produkcjach, które w całości opierają się na jednym założeniu, odwracający fabułę do góry nogami zwrot jest co prawda zuchwały, ale prowadzi również do nieprzyjemnego poczucia oszukania.
Mimo wszystko pochwalić należy próbę odejścia od stada i wplecione w film pokłady samoświadomości na całą dekadę przed słynnym Krzykiem (1996) Wesa Cravena. Sam scenariusz jest na tyle sprawnie i dowcipnie napisany, że dostarcza on naprawdę dużo rozrywki, a dialogi są tutaj wręcz na mistrzowskim poziomie!
Jeśli jednak rozebrać film pod względem gatunku, to ma on wszystko, czego potrzebuje dobrze zrealizowany slasher. Jest naprawdę ciekawa, odcięta od reszty świata lokacja i sympatyczni bohaterowie. Na ich czele znajduje się Amy Steel, kobieta, która pięć lat wcześniej uciekła spod siekiery samego Jasona Voorheesa w Piątku 13-tego II (1981). Wokół wszystkich aktorów roztacza się taka prawdziwa, kumpelska chemia. Dzięki temu widz naprawdę przekonany jest o tym, że to paczka kumpli z uczelni a nie wycięte z kartonu fantomy. Stąd też los, który ich spotyka, naprawdę potrafi wzbudzić w nas emocję.
Prima Aprilis to naprawdę zabawny, dobrze zrealizowany film. W 2008 powstała nawet próba przypomnienia o nim za pomocą naprawdę fatalnego remaku. Dzisiaj warto jednak pokopać właśnie za oryginalnym filmem i na własnej skórze przekonać się, jak to dowcipne święto zostało przearanżowane na horror!
Oryginalny tytuł: April Fool’s Day
Produkcja: Kanada/USA, 1986
Dystrybucja w Polsce: BRAK

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.