Easter Bunny, Kill! Kill! (2006)

Easter Bunny, Kill! Kill! to zaledwie trzeci film nieokrzesanego, undergroundowego reżysera Chada Ferrina. Ten pochodzący z Minnesoty twórca zaczynał co prawda przygodę z filmem w niesławnej, acz kultowej wytwórni Troma, jednak żadne jego wcześniejsze ani późniejsze dzieło nie zyskało takiego poklasku jak ten szalony, wielkanocny horror! Już sam tytuł wpisuje film Ferrina na listę „kultowych”. Nawiązujący do czarnobiałego klasyka Russa Meyera, Szybciej koteczku! Zabij! Zabij! (1965), kierunkuje widza, że będzie miał do czynienia co prawda z kinem nie najwyższych lotów, ale za to dostarczającym masę frajdy.

Na dzień poprzedzający Wielkanoc, samotna matka Mindy (Charlotte Marie) zaprasza na świąteczne bzykanko swojego nowego chłopaka, Remingtona (Timothy Muskatell). Z powodu zawodowych zobowiązań, dziewczyna zmuszona jest zostawić kochasia – który chwilę wcześniej dokonał napadu ze skutkiem śmiertelnym – ze swoim upośledzonym synem Nicholasem (Ricardo Gray). Po chwili na chatę zwala się cała masa ćpunów, dziwek i pedofili przekształcając spokojny dom na przedmieściach w istną melinę. Jednak pośród tej całej degrengolady znajdzie się frajdę ten, który skryty za maską wielkanocnego króliczka dokona krwawej masakry.

Sam opis składa się na dość paskudny, niesmaczny i nihilistyczny obraz, który nie oferuje nic, oprócz taniego szokowania. Na całe szczęście reżyser unika pójścia w stronę cynicznej, pustej makabreski – wyobraźcie sobie, co by było, gdyby film powstał pod szyldem Tromy?! Czy Kaufman jednak podkręciłby śrubę i wylał na brzuchy bohaterów więcej spaghetti?

Pierwsze dwa akty służą do mocnego zarysowania postaci. Ale nie bójcie się, nie uświadczymy tutaj przesadniej zobrazowanych przejawów przemocy niż werbalne poniżanie opóźnionego w rozwoju chłopaka. Prawdziwy pokaz daje nikomu nieznany Muskatell. Co prawda gra on postać, do której widz nie poczuje żadnej sympatii, ale trudno odmówić mu charyzmy.

Po upływie około pół godziny przechodzimy w końcu do właściwej części seansu, masakry dokonanej przez zamaskowanego prześladowcę. I tutaj już odpaść mogą co wrażliwsi widzowie! Krew jest odpowiednio brudna i leje się nad wyraz obficie. Czuć tutaj oldskoolowy posmak takich znamienitych dzieł ubiegłego wieku jak Mord podczas nudnego przyjęcia (1982) czy Szczątków (1982). Dane nam będzie zobaczyć przewiercanie głowy, rozbijanie czaszki młotkiem czy całkiem pomysłowe wykorzystanie piły tarczowej – popularnego flexa. Cała ta pełna krwi i kawałków ciała droga prowadzi do całkiem satysfakcjonującego, dającego nadzieję zakończenia.

Niski budżet nadaje całości odpowiednio surowy charakter, a serce, jakie twórca włożył w swoje dzieło, bije tutaj odpowiednio głośno. Jest to co prawda chora jazda bez trzymanki, ale na tyle szczera, że potrafi dostarczyć całą masę uciechy. W końcu zawsze dobrze jest popatrzeć, jak banda naprawdę złych ludzi dostaje po głowie czy to młotkiem czy wirującym wiertłem. Jeśli zatem nie macie pomysłu na okazjonalny, wielkanocny seans, z czystym sercem polecam Wam odgrzebanie tej perełki niezależnego horroru. Oczywiście musicie również być przygotowani na wszelkie wady wymuszone mikrym budżetem. Ale Easter Bunny, Kill! Kill! zachwyca swoja bezpretensjonalnością i nieprzyzwoitością, gotową znokautować nawet najwytrwalszych fanów gatunku!

Oryginalny tytuł: Easter Bunny, Kill! Kill!

Produkcja: USA, 2006

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *