Oni żyją (1988)

John Carpenter w świecie kina jest zupełnie samowystarczalną jednostką. To zarówno reżyser, scenarzysta, montażysta i kompozytor ścieżki dźwiękowej wielu swoich kultowych obrazów. Jego inspiracje mocno zakorzenione są w klasycznym kinie gatunku, zimnowojennych filmach o potworach, westernach Howarda Hawksa czy legendarnych horrorach H.P. Lovecrafta. Wypadkową tych wszystkich jest Oni żyją, jeden z najbardziej ikonicznych filmów dla całej popkultury.

Bezdomny, bezrobotny John błąka się ulicami Los Angeles. Przyjechał z prowincji, aby w wielkim mieście czekać na swój moment, choć ten zdaje się nie nadchodzić. Ciekawska natura naprowadza go jednak na trop dziwnej „sekty” zwiastującej koniec świat, a nasilające się wokoło napięcia społeczne zdają się po części potwierdzać te obawy. W końcu w ręce bohatera trafia para stylowych, czarnych okularów, które po założeniu ukazują mu prawdę o współczesnym świecie.

Inspirację dla filmu Carpenter zaczerpną z krótkiego komiksu Nada, drukowanego wówczas w wydawnictwie Eclipse Comics. Historia kipiąca od obrzydzenia w stosunku do konsumpcjonizmu, rządów Regana i komercjalizacji kultury tak bardzo spodobała się Johonowi, że ten postanowił przenieść ją w dość luźny sposób na duży ekran. Jeśli wierzyć plotkom, jeden z członków zarządu Universala zapytał Carpentera, „dlaczego kosmici nie zmieniają ludzi w pożywczą papkę?”. Kiedy ten wyjaśnił mu, że obcy podbijają naszą planetę na zasadzie inwestycji, ten odpowiedział mu „co w tym strasznego? Sprzedajemy się każdego dnia!”. Kwestia ta została przeniesiona do filmu.

Historia przybierających naszą postać najeźdźców, którzy traktują naszą planetę jak kolejną lokatę kapitału, to jasno pokazany środkowy palec kulturze konsumpcji. Zanikająca klasa średnia, nierówność rasowa i powszechna bezdomność były powszechne w USA lat 80., a ludzie karmieni byli nasyconymi wizualnie, zakłamanymi przekazami na wzór rodzącego się wtedy MTV. To świat, któremu wychowany na hipisa Carpenter chciał się przeciwstawić.

A nie było lepszego miejsca, by osadzić w nim taką historię jak mocno spolaryzowane Los Angeles. Z powodu niewielkiego budżetu, Carpenter nakręcił wiele scen na prawdziwych koczowiskach bezdomnych czy w zapyziałych uliczkach. Kolejną ciekawostką, o której wspomina reżyser, jest to, że przechodnie zupełnie nie reagowali na postawione przez ekipę wielkie billboardy z napisami „PODPORZĄDKUJ SIĘ”, „ROZMNAŻAJ SIĘ”. Czyżby ludzka obojętność była tym, co ocali nas od podprogowego przekazu obcej cywilizacji?

Dzisiaj Oni żyją noszą miano żelaznej klasyki, jednak w dniu premiery krytycy nie byli tak przychylni dziełu Carpentera. Wielu z nich wytykało pewną archaiczność, inni narzekali na ogólną tandetę. Ale tam, gdzie poważne magazyny starały się obrzucić film pomidorami, czasopisma stricte gatunkowe oddały mu należne pochwały. Co więcej, przy budżecie około 3 milionów dolarów produkcja ta zdołała zarobić 13 milionów, a to musiało naprawdę niektórych zaboleć!

Oglądając film dzisiaj nie trudno nie popaść w zachwyt nad jego cudownie wręcz wyczuwalną samoświadomością. Grający główną rolę Roddy Piper to wręcz synonim bohatera lat 80., ze swoją prostokątną szczęką i bujnym blond pierzem wkracza do Los Angeles niczym Rambo do miasteczka Hope. To prawdziwy heros klasy robotniczej, człowiek, który stawia czyny ponad słowo. Wierzy w Amerykę i twardo trzyma się swoich zasad. Kiedy odkrywa istnienie kosmitów, wchodzi w tryb zapaśniczy – który aktorowi nie jest obcy – i zaczyna się nieustanne, przerywane kanonadą karabinów mordobicie.

Obok wpływów klasycznych, hollywoodzkich produkcji, Carpenter czerpie garściami z science-fiction lat pięćdziesiątych XX wieku. Wykorzystanie przez niego czarno-białych filtrów nawiązuje do epoki filmowej, której Carpenter tak lubi oddawać hołd. Klasyczne tropy science-fiction ukazywały intruzów z kosmosu obiecujących wyzwolenie poprzez niewolnictwo. Obcy z lat pięćdziesiątych byli symbolami komunistycznych intruzów, którzy zagrozili amerykańskiemu poczuciu wolności, kapitalizmowi i wolnej przedsiębiorczości, które zdefiniował wartości tego kraju.

Wszystkie te lęki, jakie definiują film, są jednocześnie specyficzne dla epoki jego realizacji i ponadczasowe dla popkultury. Osobiście z hasłami „OBEY” zapoznałem się po raz pierwszy wchodząc w kulturę graffiti, by dopiero później odkryć ich pierwotne pochodzenie. Z filmu tego płynie tak zajebiście uniwersalne przesłanie, które powinno stanowić credo każdego z nas – WEŹ SPRAWY W SWOJE RĘCE, NIE CZEKAJ, AŻ KTOŚ ZROBI TO ZA CIEBIE!

Oryginalny tytuł: The Live 

Produkcja: USA, 1988

Dystrybucja w Polsce: NETFLIX

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *