Córka mroku (1990)

Znany z najbardziej pamiętnych ekranizacji prozy Lovecrafta, zmarły już Sturat Gordon miał widoczne ciągotki do klasycznej grozy. Dlatego też sięgając po jego wampiryczne dzieło Córka ciemności, spodziewałem się tradycyjnego filmu o krwiopijcach z fantastycznymi efektami praktycznymi. I tak, dostałem dokładnie to, co chciałem w nieco skromniejszym, telewizyjnym wydaniu.

Całość zaczyna się stylowo, od pogrzebu na archaicznym cmentarzu pełnym gotyckich posągów. Grzebiąca swoją matkę Kathy Thatcher (Mia Sara) zauważa nagle tajemniczą sylwetkę zakapturzonego mężczyzny przemykającą pomiędzy nagrobkami. Nagle okazuje się, że jest to tylko zły sen, a nasza bohaterka znajduje się w samolocie zmierzającym do Budapesztu. Celem jej europejskiej wycieczki jest znalezienie ojca…

Reszta historii to już mocna jazda bez trzymanki podlana wampirycznym sosem! Stuart wraca z krwiopijacmi do Rumunii, gdzie stawia naprzeciw siebie znanego z Psychozy (1960) Anthony’ego Perkinsa i Roberta Reynoldsa – gościa znanego ze Skowyt 6: Odmieńcy (1991). Jeden jest dobry, drugi zły, i chyba łatwo domyśleć się, który to który.

Cała przedstawiona tutaj historyjka jest naprawdę fajna i wciągająca, choć zbytnia naiwność głównej bohaterki może nieco irytować. Naprawdę, kobieta ta łyka niczym młody pelikan wszystko, co mówią jej otaczający mężczyźni – a może to ten wampiryczny dar przekonywania? Powiedzieć tego nie można o prawdziwej gwieździe Córki ciemności, Perkinsie. Facet gra tutaj naprawdę dostojnie i z klasą, a to zawsze miłe dla oka.

Po latach 80., gdzie wampiry były kreowane na gwiazdy glam-rocka, ze swoimi bujnymi blond pióropuszami i opięte w czarne skóry, tutaj mamy po prostu zwyczajnych facetów. Wszyscy oni mieszkają pod ziemią w opuszczonym budynku przypominającym kościół, z klubem nocnym na poziomie ulicy jako przykrywką. Ich kult wymiera, ponieważ mężczyźni, którzy na nich polują, mogą z łatwością uśmiercić ich podczas snu w ciągu dnia.

Córka ciemności to raczej film do jednorazowego obejrzenia, który szczerze mówiąc nie ma szans stanąć przy największych dokonaniach Gordona. Ale z drugiej strony to zaskakująco przyjemne, satysfakcjonujące i konsekwentne w swych założeniach dzieło, które tylko potwierdza status Sutarta jako solidnego rzemieślnika kina grozy.

Oryginalny tytuł: Daughter of Darkness

Produkcja: USA, 1990

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *