Nomadland (2020)

Przyznam szczerze, że mam problem z większością popularnych w kinie figur outsiderów. I choć rozumiem, że ucieczka w wielu przypadkach ma swoje twarde podstawy i jest jedyną formą wyrwania się z kajdan zarzuconych przez świat wokoło, tak często ci, którzy się na nią decydują, są dla mnie zwykłymi tchórzami. Dlatego też tak trudno mi było zrozumieć decyzję głównego bohatera popularnego Wszystko za życie (2007). Czy zatem Chloé Zhao ze swoim oscarowym Nomadland rozpaliła we mnie chęć „rzucenia wszystkiego i wyjechania na dorywcze roboty w Bieszczady”?

No nie, bo nawet jeśli w moim życiu pojawiłby się impuls zrywający ze mnie wszelkie łączniki z aktualnym miejscem pobytu, zwyczajnie za miękka faja jestem, żeby ruszyć przed siebie z tobołkiem. A taki właśnie plan na resztę swojego życia ma Fern (Frances McDormand), centralna postać snutej przez Zhao opowieści. A jest to podróż nad wyraz smutna, smętna i pełna bólu, z miejscowymi przejaśnieniami pod postacią ludzkiej empatii czy chwil prozaicznej radości.

Nomadland na całe szczęście nie podejmuje próby tłumaczenia nam podjęcia przez swoją bohaterkę decyzji o wiecznej tułaczce. Gdzieś na jej starcie jest oczywiście strata bliskiej osoby, ekonomiczna zapaść niepewnej gospodarki małego miasteczka pośrodku niczego czy w końcu niemożność zagrzania miejsca na dłużej, niż okres dorywczej pracy. W postaci Fern można zatem zauważyć postawę westernowego archetypu „Jeźdźca Znikąd”, pielęgnującego amerykańską tradycję pioniera przemierzającego kraj.

Nie jest to nic odkrywczego, bo takie porównanie pada w filmie wprost z ust jednej z postaci. Niczym samotny traper, Fern z początku stawia czoła niegościnnej pustyni, walczy z chłodem nocy i wszelkimi niedogodnościami związanymi z jej mechanicznym rumakiem – bardzo fajny wątek dostosowywania wysłużonego vana pod swoje potrzeby. W końcu jednak, niczym do zlokalizowanego w dziczy fortu, bohaterka trafia na społeczność równie jej podobnych „wykolejeńców”. Tam, pod dumnie łopoczącą flagą, poznaje ciepło i dobro amerykańskiego społeczeństwa.

Całą tę niegościnną aurę podkręcają fantastyczne zdjęcia Joshuy Jamesa Richardsa, który portretuje środkowo-zachodnie plenery Stanów Zjednoczonych tak, jak gdyby był to wręcz księżycowy pejzaż. Bezkres horyzontu łamany jest tutaj majaczącymi w oddali, zaśnieżonymi szczytami, paleta barw to przede wszystkim różne odcienie szarości, a postacie przemierzające ten „dziki kraj” wydają się na jego tle wręcz miniaturowe. Być może będzie to porównanie idące dla wielu ciut za daleko, ale ja widzę tutaj reporterskiego ducha Wernera Herzoga i jego sposób konfrontowania jednostki z potęgą przyrody.

A jednostka ta to składowa naprawdę wybitnego aktorstwa Frances McDormand, która swoimi rolami w kochanym przeze mnie Fargo (1996) czy uznanymi Trzema billboardami za Ebbing, Missouri (2017) pokazała nam, że jest prawdziwą „kobietą z prowincji”. Tym samym naturszczykiem jest tutaj David Strathairn, partnerujący niejako postaci Fern, i cała masa amatorów, którzy jeszcze mocniej nakreślają dokumentalistyczne doznanie filmu.

Dobra, okej, Nomadland to nie tylko laurka dla pięknych, amerykańskich pejzaży – choć spodziewałem się ich tutaj trochę więcej – ale również opowieść obnażająca niepewność, która dotyka znaczną część społeczeństwa USA. Bo nieważne czy jesteś weteranem z Wietnamu, emerytem na skraju ubóstwa czy pracownikiem umysłowym. Praktycznie w każdej chwili możesz skończyć jako tymczasowy zbieracz buraków mieszkający w vanie na obskurnym parkingu i załatwiający się do wiadra. Jednak nie martw się, raz do roku zjawi się dobroduszny Amazon, który nie tylko da Ci pracę bez względu na wszystko, ale również opłaci miejsce na tabor w pobliskim zajeździe!

„Kempingowe SPA”

I tak wszyscy będący w podróży bohaterowie jak na zbawienie czekają na kolejny sezon pakowania paczek w ładnym uniformie na wentylowanej hali. Nie znam literackiego pierwowzoru stojącego za scenariuszem, jednak to, jak Nomadland idealizuje kapitalistyczny wyzysk taniej siły roboczej to mokry sen każdego długowłosego akolity Koriwna z najciemniejszych piwnic internetu. Bo przecież nie ma nic lepszego, jak wypłacany minimalną krajową pracownik, który bez zająknięcia wykona 200% normy, a później spakuje swój domek na kółkach by wspomóc kolejny kombinat.

Ale dość już tych wynurzeń, bo z moją wiedzą na tematy ekonomiczne mógłbym szybko połknąć żabę. Z czysto filmowego doświadczenia Chloé Zhao stworzyła naprawdę przyjemne w odbiorze dzieło, które choć nie odkrywa prawdy o nas samych (a przynajmniej mi osobiście trudno było znaleźć w nim siebie), nakreśla w dość realistyczny sposób pewną część społeczeństwa. Trochę zbyt go romantyzując, łapiąc nas na tanie zanęty w postaci choroby i śmierci, ale robiąc to naprawdę z sercem. Czy statuetka Oscara zasłużenie wpadła w jej ręce? Tego nie wiem, ale też nigdy specjalnie nie emocjonowała mnie ta nagroda. Ja jednak w pełni polecam zapoznać się z Nomadland, a szczególnie z jego bohaterami.

Oryginalny tytuł: Nomadland

Produkcja: USA, 2020

Dystrybucja w Polsce: disney.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *