Pinocchio’s Revenge (1996)

Rok 1988 to dla kina grozy czas, prawie że przełomowy. Na ekrany kin trafia wtedy Laleczka Chucky Toma Hollanda, które udowadnia, że nawet zwykła plastikowa lalka, w odpowiednich rękach, może być narzędziem Szatana. Chucky rozkochał w sobie fanów horroru na całym świecie, a o jego legendarnym już statusie mogą świadczyć remake z 2019 roku, a także liczne fanowskie kontynuacje. Chociaż Holland nie był pierwszym, który posunął się do zaimplementowania w niewinnej zabawce cech diabolicznych, robił to już chociażby Stuart Gordon w swoim Dolls z 1987 roku, że o sekwencji z clownem z Poltergeist Toba Hoopera nie wspomnę, to jednak rozbudził on w domorosłych twórcach chęć nakręcenia własnego filmu o podobnej tematyce. Tak zaczęły pojawiać się kolejne kwiatki pokroju walczących z nazistami lalkami z serii Puppetmaster, zabawkami samego Szatana w pociesznym Demonic Toys z 1992 roku, po bohatera dzisiejszej recenzji – Pinocchio’s Revenge.

Film Kevina Tenneya, to nakręcony w 1996 roku niskobudżetowy horror opowiadający o młodej adwokat Jennifer Garrick, która próbuje ocalić przed karą śmierci słynnego seryjnego zabójcę. Mężczyzna przed laty został złapany na gorącym uczynku, zakopując w lesie zwłoki swojego syna, ale oprócz przyznania się do reszty zbrodni nie ma żadnych dowodów na jego winę. Kobieta wierzy w jego niewinność, ale ani wymiar sprawiedliwości, ani sam oskarżony nie podzielają jej entuzjazmu. Na mordercy zostaje wykonany wyrok, a na biurko pani adwokat trafia (PRZYPADKOWO) drewniana lalka naszego seryjnego zabójcy, którą później (RÓWNIEŻ PRZYPADKOWO) dostaje córka bohaterki – Zoe.

Przyznam szczerze, że zanim zasiadłem do seansu Pinocchio’s Revenge spodziewałem się kolejnego slashera z elementami czarnej komedii, ale jakież było moje zdziwienie, kiedy po ponad godzinie seansu zorientowałem się, że oglądam naprawdę solidny horror psychologiczny. Szczerze żałuję, że twórcy nie pociągnęli tego wątku dalej, bo po ciekawych 2/3 filmu dostajemy w twarz oklepanymi zagraniami z Child’s Play Hollanda. Żeby wytłumaczyć o co mi chodzi, tytułowy Pinocchio nie jest typową lalką, do jakiej zdążyły przyzwyczaić nas horrory, o których wspominałem na początku mojego wywodu. Przez pierwszą godzinę lalka, oprócz tego, że była w posiadaniu seryjnego mordercy nie daje nam żadnych znaków, że jest z nią coś nie tak. Nie słyszymy, żeby coś mówiła, ba nawet nie dostajemy oklepanych klisz z poruszającymi się oczyma, a o wszystkich jej zamiarach dowiadujemy się od kilkuletniej Zoe.

W scenach zbrodni również się nie pojawia, przez co ciągle zastanawiamy się nad tym, czy za tym wszystkim rzeczywiście stoi nasz drewniany przyjaciel. Momentami miałem nawet wrażenie, że film Tenneya pod tym względem jest o wiele lepszy od filmu Hollanda, a sam pomysł, by usprawiedliwiać chorobę psychiczną dziecka przez matkę drewnianym pajacykiem jest genialny w swojej prostocie i szczerze dziwę się, że twórcy tak łatwo zmarnowali szanse na stworzenie czegoś dobrego.

Pomimo swojego budżetu film aktorsko nie wypada źle. W główną rolę wcieliła się, znana z niezłych Kleszczy i nie tak niezłych Dzieci kukurydzy 2,  Rosalind Allen, która sprawdziła się w roli zapracowanej samotnej matki, a chemia, jaka łączy ją z grającą jej córkę Brittany Alyse Smith, jest rzeczywiście imponująca, jak na tak niskobudżetowy film. Obie aktorki wykonały kawał dobrej roboty, a sceny z ich udziałem są same w sobie warte zobaczenia.

Pinocchio’s Revenge posiada sporo wad, z których największą jest niewątpliwie zastąpienie ciekawego pomysłu ogranymi kliszami, ale mimo wszystko gorąco zachęcam was do jego obejrzenia. To naprawdę solidny film, który próbował pobawić się konwencją, a przez swoje zakończenie niestety utknął gdzieś na stosie zapomnianych horrorów lat 90. tych.

Oryginalny tytuł: Pinocchio’s Revenge

Produkcja: USA, 1996

Dystrybucja w Polsce: Vision Film Distribution

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *