Rojst’97 (2021- )

Pamiętam, jak wielkim zaskoczeniem był dla mnie pierwszy Rojst (2018). Nagle zrozumiałem, że w Polsce da się robić naprawdę jakościowe seriale, do tego osadzone w ciekawej scenerii, z diabelnie skrupulatnym przywiązaniem do detali i aktorami pierwszej klasy. I choć historia przedstawiona ostatecznie okazała się trochę zbyt „prosta” jak dla mnie, Rojst był tym, co najlepsze miały do zaprezentowania polskie seriale. Aż do czasu, kiedy nadeszło Ślepnąc od świateł (2018)…

Tajemniczy las gdzież na Dolnym Śląsku, zahaczająca o przeszłość lokalna legenda i niejednoznaczni bohaterowie na tropie zbrodni. Rojst zdaje się czerpać z takich produkcji jak Miasteczko Twin Peaks (1990-2017) czy Detektyw (2014-19). Tą samą ścieżką zdaje się podążać jego drugi sezon, będący w zasadzie trochę autonomicznym dziełem, a trochę bezpośrednią kontynuacją – Rojst’97.

I choć lata 80. i schyłkowy PRL są wizualnie i społecznie bardzo ciekawym tłem dla kryminalnej historii, dla mnie o wiele „bliższe” są właśnie lata 90. Co prawda żyłem w nich tylko 7 (a w zasadzie to 6) lat, to pamiętam ten klimat, kolory ulic i blokowisk czy królujące wówczas w radio przeboje Edyty Bartosiewicz. A właśnie to stanowi o głównej sile drugiego Rojsta. Ten zaczyna się jednak nie w dekadzie Polskiej Partii Przyjaciół Piwa i Nagłego Ataku Spawcza, a od historycznego wglądu na tak zwane Ziemie Odzyskane. Mówię tutaj o akcji wysiedlania niemieckich „osiedleńców” z terenów Wrocławia i okolic.

Ale już po chwili akcja przenosi się do właściwej epoki i przy saksofonach Polski Kultu podziwiamy archiwalne nagrania z tragicznej Powodzi Tysiąclecia z 1997 roku. Katastrofa naturalna, która praktycznie zrujnowała Wrocław, staje się punktem wyjścia do kryminalnej historii znalezionego na Grontach ciała chłopaka. Sprawę podejmuje będąca na delegacji sierżant Anna Jass (Magdalena Różdżka) i starszy sierżant Adam Mika (Łukasz Simlat).

Pierwszy odcinek, przyznam szczerze, to majstersztyk. Twórcy idealnie wciągają nas w pełen błota i wilgoci klimat wręcz postapokaliptycznych ulic zrujnowanego miasta i budują atmosferę tajemniczego zgonu gdzieś w podmokłym lesie. Widać, że usiedli do tego ludzie, którzy dobrze pamiętają ostatnią dekadę ubiegłego wieku i całym sercem starali się oddać jej specyficzny vibe. Naprawdę, jest tu gęsto jak w Domu złym (2009) Smarzowskiego.

Szkoda tylko, że z każdym kolejnym odcinkiem historia ta rozgałęzia się na typowe dla „normalnego” kryminału tropy, przez co w moim przypadku rozmyło się gdzieś to poczucie „niesamowitości”. Jestem chyba jedną z niewielu osób, które w pierwszym Rojście najbardziej emocjonowały wszystkie te paranormalne wątki. Tutaj, oczywiście będzie to spoiler, mamy do czynienia z przyziemną i raczej taką mało emocjonującą historią kryminalną. Trochę wzorem trzeciego sezonu Detektywa, gdzie finał podbudowanej dziwacznymi wątkami historii okazywał się naprawdę prozaiczny.

Dla jednych będzie to oczywiście duży plus, nie każdy musi wszędzie doszukiwać się ingerencji nie z tego świata. Mi osobiście brakowało trochę tej magii lasu, która odegrała tak dużą rolę w pierwszej serii, i o której tak wiele mówi się tutaj. Bohaterowie co rusz mówią o klątwie, o negatywnym wpływie lasu na ludzi, a lwia część serialu dzieje się na komendzie czy na terenie nowoczesnego osiedla mieszkalnego. Co prawda fabuła dalej pełna jest twistów i fałszywych tropów, ale wszystkie one wydają się takie hmmm… niesatysfakcjonujące?

Do tego miałem problem z bohaterami, z którymi jakoś szczególnie się nie polubiłem. I zanim nazwiecie mnie homofobem, powiem tylko, że romans granej przez Różdżkę pani sierżant byłby tak samo słaby i żenujący, gdyby toczył się w popularniejszej konfiguracji „facet-kobieta”. Jest po prostu płytki, napisany po łebkach i widocznie wciśnięty nieco na siłę. Z drugiej strony mamy rozegrany w latach 40. wątek młodego Witolda Wanycza – znanego z pierwszego sezonu Andrzeja Seweryna – który ma erotyczną relację z… własną ciotką. Jednak ostatecznie oba te wątki są dla całej fabuły tak mało istotne, że można przymknąć na nie oko.

Tak samo przymknąć oko mogą „oldschoolowi puryści”, którzy doszukują się wszelkich odstępstw w ukazaniu realiów epoki. Co z tego, że jakiś tam pociąg w tle miał logo nadane mu dopiero 3 lata później, Rojst’97 to perła w zakresie kostiumów, scenografii i budowania świata przedstawionego. Choć brakuje tutaj ręki Olgi Drendy (sprawdźcie koniecznie jej profil Duchologia), która brała udział w poprzednim sezonie, to i tak nie mam się tutaj czego uczepić. Pozostaje jedynie zachwyt.

Czytając ten tekst, wielu z Was może uznać, że traktuje Rojst’97 jako skansen. I nie będę kłamał, tak to dla mnie wygląda! Historia nie porwała mnie jak ostatnio, niektórzy bohaterowie jak już wspomniałem, niemiłosiernie irytowali, a finał już nieco rozmył się w mojej głowie. Ale cholera, jeśli tak mają wyglądać kolejne produkcje naszych rodzimych twórców, to jesteśmy na najlepszej drodze! Nie pozostaje mi teraz nic innego jak czekać na Rojst’02, bo to czasy, do których chyba mam największą nostalgię.

Oryginalny tytuł: Rojst’97

Produkcja: Polska, 2021

Dystrybucja w Polsce: Netflix

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *