No One Heard the Scream (1973)

Czy zastanawialiście się kiedyś co by było, gdybyście w danym momencie podjęli zupełnie inną decyzję życiową? Jakie mogłyby być tego skutki? Czy nie zdażyło się Wam pomyśleć „Oh, jakbym tylko mógł cofnąć czas”? Przekonała się o tym bohaterka filmu No One Heard The Scream (1973), który dziś zrecenzuję specjalnie dla Was. Sprawnie poprowadzone i pięknie nakręcone hiszpańskie giallo (zwane przez fanów amarillo) wpadło w moje ręce przypadkiem i wcale nie żałuję seansu. A więc szybki rzut okiem na fabułę…

Elisa jest piękną i eksluzywną kobietą do towarzystwa, która raz w miesiącu wizytuje swojego majętnego klienta w Londynie. Pewnego razu będąc już na lotnisku, rezygnuje z odlotu i postanawia zostać na miejscu w swoim apartamencie. Lokal jest jednym z dwóch zamieszkałych w całym budynku, który wciąż jest w trakcie budowy.

Kobieta po przybyciu do mieszkania i rozpakowaniu walizek jest świadkiem koszmarnej sceny – nowo poznany sąsiad pozbywa się ciała swej żony, wrzucając je do szybu windy. Okazuje się, że Miguel jest uzbrojony w broń palną i grozi kobiecie, która zostaje jego wspólniczką i zmuszona do pomocy w pozbyciu się ciała wyrusza wraz z mężczyzną samochodem. Zaczyna rodzić się między nimi swoista relacja.

Piękne samochody i olbrzymie okulary. Cudowna epoka lat siedemdziesiątych przyniosła nam fascynujące włoskie thrillery giallo, ale za hiszpańską granicą nie działo się wiele mniej. Grono twórców zdobyło sławę poza granicami kraju, lecz zaszczyt ten nie spotkał niestety reżysera recenzowanego dziś przeze mnie tytułu. Eloy de la Iglesia – nie dość, że homoseksualista, to jeszcze uzależniony od heroiny. W swych obrazach poruszał przede wszystkim tematykę drobnych przestępców, złodziejaszków, życia ulicznego i problemów narkotykowych. Większość aktorów była werbowana z ulicy (wielu zmarło przedwcześnie z przedawkowania lub AIDS). Miał ogromny wkład w rozwój tzw. kina quinqui. Był to popularny w latach 70. i 80. gatunek filmowy, który skupiał się przede wszystkim na przestępcach z niższych klas społecznych, ludziach z marginesu, motywach miłości i narkotyków. Przedstawiał surową przemoc, seks, brutalność policji oraz heroinistów.

Skłonności homoseksualne reżysera widać na ekranie. O wiele większą uwagę poświęca nagim, odsłoniętym męskim torsom aniżeli seksownej i wyposażonej w długie, zgrabne nogi głównej bohaterce. Pragnę zaznaczyć, że Eloy de la Iglesia miał świetne oko. Ujęcia są pomysłowe i sprawne, w połączeniu z pięknymi zdjęciami i montażem, daje to satysfakcjonujący efekt końcowy. Znajdą się też ujęcia z miasta nocą, rozświetlonych neonami ulic i lokali gastronomicznych pełnych spragnionych rozrywki ludzi. Film posiada również elementy dramatyczne, dotyka problemów niespełnionych marzeń i konfrontacji z samym sobą.

No One Heard the Scream to na pierwszy rzut oka bardzo trywialna historia. Znudzony swą małżonką pisarz pozbywa się problemu, po czym z pomocą sąsiadki tuszuje sprawę. Jednak gdy wydaje się, że jest już po robocie, a sprawa się wyciszy, reżyser stosuje kilka ciekawych trików, które sprawiają, że robi się ciekawie i nie tak łatwo odejść od ekranu. Polecam odnaleźć ten tytuł wszystkim fanom europejskich thrillerów z lat siedemdziesiątych.

Oryginalny tytuł: Nadie oyó gritar

Produkcja: Hiszpania, 1973

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *