Spaghetti z wkładką – czym jest włoskie kino kanibalistyczne?

Upodabniamy się do tych, z którymi walczymy. Jak kanibale, którzy zjadają kawałek ciała przeciwnika, aby wchłonąć w siebie jego odwagę.

– William Wharton, Ptasiek

Praktyka żerowania na ludzkim mięsie to zawsze coś, co przyprawia kark o dreszcze a żołądek o mdłości. Nic więc dziwnego, że wszelakiej maści kultura grozy tak chętnie korzysta z motywu kanibalizmu, gdyż w słowie tym zawiera się większość motywów ją charakteryzujących. W różnych formach akt ten pojawiał się już greckiej mitologii, jednak my skupimy się tutaj na konkretnym okresie w kinie europejskim, kiedy to twórcy – głównie Włosi – zachłysnęli się chwilowo kanibalizmem. Mowa oczywiście o trwającym około od początku lat 70. i do połowy lat 80. niesławnym włoskim kinie kanibalistycznym.

Kino kanibalistyczne w prostej linii wywodzi się z filmów przygodowych, których akcja osadzona była w gęstych i zielonych lasach deszczowych Ameryki Południowej. Na myśl przychodzą takie obrazy jak seria filmów przygodowych o Tarzanie z lat 30. i 40. z udziałem Johnny’ego Weissmullera. W wielu z nich znajdziemy wątki prymitywnych plemion, którym przypisywano czasem skłonności kanibalistyczne. Nigdy jednak nie było to jakoś dosłownie zobrazowane. Jednym z filmów, który można niemal definitywnie powiązać z gatunkiem kina kanibalistycznego, jest dzieło Cornela Wilde’a z 1965 r. pod tytułem Naga zdobycz, w którym biały człowiek jest ścigany przez plemię tubylców, ponieważ jego ekipa obraziła wodza autochtonów.

„Naga zdobycz” (1965), reż. Cornel Wilde

Innym, znaczącym filmem podejmującym temat kanibalizmu był western Richarda Harrisa Człowiek zwany Koniem z 1970 roku, który, choć nie dotyczył ludożerstwa rdzennych Amerykanów, opowiadał o cywilizowanym białym człowieku schwytanym przez plemię dzikusów i zmuszonym do życia z nim. Historia ta posłużyła za podstawę dla Człowieka z głębokiej rzeki (1972) w reżyserii Umberto Lenziego.  Jest to niemal przeniesienie scena po scenie filmu Harrisa, zastępując rdzennych Amerykanów kanibalami z lasów deszczowych. Stworzony, by naśladować słynny western Richarda Harrisa z 1970 roku film Lenziego stał się szablonem dla tego, co później stało się włoskim nurtem kina kanibalistycznego.

Człowiek z głębokiej rzeki to historia Johna Bradleya – w tej roli weteran włoskiego kina gatunku Ivan Djrassimovic – fotografa, który zostaje pojmany przez pierwotne plemię mieszkające gdzieś w tajlandzkiej dżungli. Początkowo brany za Boga Rzeki, przez dziwaczny (dla Indian) sprzęt do nurkowania, mężczyzna zaczyna żyć w ramach plemiennego społeczeństwa, poślubiając nawet córkę wodza. Z biegiem czasu na horyzoncie pojawia się zagrożenie ze strony sąsiedniego plemiona praktykującego kanibalizm, przed którym nasi bohaterowie zmuszeni będą się obronić.

Lenzi i scenarzyści Francesco Barilli i Massimo D’Avak prawdopodobnie próbowali naśladować kina mondo (tzw. „shockumentaries”), które zyskało znaczną popularność, kiedy Gualtiero Jacopetti i Paolo Cavara nakręcili Mondo Cane w 1962 roku. Mimo że nawet ten szntadarowy film okazał się czystą fikcją, pokusa ukazania na ekranie prawdziwego okrucieństwa była wielka. Wielki też okazał się na nią popyt wśród ówczesnej publiczności. Podobnie jak Człowiek z głębokiej rzeki, filmy mondo często skupiały się na egzotycznych obyczajach i miejscach oraz mocno graficznej przemocy.

Oczywiście Lenzi nie mógł pozwolić sobie na zabijanie prawdziwych aktorów na planie, więc ograniczył się do… mordowania prawdziwych zwierzaków. Dlatego też trafimy tutaj na krwawe walki zwierząt, zabijanie węży czy ​​kóz. A wszystko to ukazane w naprawdę konkretnych szczegółach! Chociaż jest to w większości rytualne i kontekstowo jakoś tam tłumaczone, jest nieprzyjemne i niepotrzebne. Te sceny naprawdę istnieją tylko po to, by szokować w sposób, który można było osiągnąć za pomocą efektów specjalnych. A jeśli twórcy nie mieli budżetu, aby zrobić to tak, jak sobie założyli, powinni byli postawić coś innego, nawet jeśli mogło to zmniejszyć autentyczność filmu. Czasy mogły być wtedy inne, ale nadal jest to niewybaczalne.

Akt kanibalizmu z „Człowieka z głębokiej rzeki” (1972), reż. Umberto Lenzi

Jednak 5 lat później ukazał się inny film, który zdaniem wielu fanów, jak i samych twórców, jest prawdziwym początkiem boomu na kino kanibalistyczne. Chodzi oczywiście o niesławny Zapomniany świat kanibali (1977) w reżyserii Ruggero Deodato. To właśnie Deodato twierdzi, że to on stoi za przetarciem tej zarośniętej tropikalnym bluszczem ścieżki dla przyszłych twórców, czego potwierdzeniem są jego słowa z filmu dokumentalnego Eaten Alive! The Rise and Fall of the Italian Cannibal Film z 2015 roku.

Myślę, że ojcem gatunku byłem ja. Nie widziałem filmu Umberto Lenziego Człowiek z głębokiej rzeki. Tak więc mój film, Zapomniany świat kanibali naprawdę powstał i został napisany, aby zapoczątkować cały ten kanibalistyczny trend. Przestudiowałem wiele książek na ten temat, a także czytałem czasopisma takie jak National Geographic. Przyjrzałem się też uważnie rytuałom kanibalistycznym i nie wierzę, że Lenzi zrobił to ze swoim filmem. Może Lenzi zrobił to po tym, jak zrobiłem Zapomniany świat kanibali, kiedy zabierał się do pracy nad Cannibal Ferox (1981). Nie zrobił tego pierwszy, to na pewno. Kiedy w końcu zobaczyłem jego film, był to bardziej kopia Człowieka zwanego Koniem„.

W tym samym filmie możemy też posłuchać wypowiedzi samego Lenziego na temat pionierstwa w gatunku kina kanibalistycznego:

Otóż ​​pan Ruggero Deodato, mój „drogi przyjaciel”, twierdzi, że to on wymyślił ten nurt. Mówi, że skopiowałem go, ponieważ zrobił Zapomniany świat kanibali, a potem Cannibal Holocaust (1980). Jednak wszystko moja sprawka, że w ogóle zrobił te filmy! Zależało to ode mnie, ponieważ po nakręceniu Człowieka z głębokiej rzeki, który w Niemczech nazywał się Mondo Cannibale i spisywał się bardzo dobrze, producent podpisał kolejny kontrakt z niemieckimi dystrybutorami. Dał im 80% gwarancji na powstanie innego filmu kanibalistycznego w reżyserii Umberto Lenziego z udziałem Me Me Lai i Ivana Rassimova. Producent podpisał tę umowę i był u mnie w domu na obiedzie, oczekując, że zrobię kolejny film, taki jak ten, który właśnie zrobiliśmy, i opowiadał, jak sprzeda go Niemcom. Zgodziłem się, a ponieważ film wypadł tak dobrze, chciałem otrzymać dokładnie dwa razy tyle, ile dostałem wcześniej. Odmówił, mówiąc, że to za dużo i tak dalej. Powiedziałem dobrze, powodzenia. Poza tym byłem już ugadany z Dania Film do produkcji Almost Human (1974). Więc to, co zrobił producent, żeby nie unieważnić kontraktu z Niemcami, to zmiana reżyserów, stwierdzając, że jestem chory czy coś. Ale zatrzymał Me Me Lai i Ivana Rassimova. Ale Rassimov miał teraz mniejszą rolę. Mimo to obaj pozostali w ramach tego kontraktu. Więc to ode mnie zależało, że Deodato zrobił Zapomniany świat kanibali. To ja powiedziałem nie. Więc zrobił to zamiast mojego projektu. Gdybym jednak to zaakceptował, tak jak napisano w kontrakcie, może nigdy nie nakręciłby filmu kanibalistycznego„.

Plakat promujący „Zapominany świat kanibali” (1977), reż. Ruggero Deodato

Zapomniany świat kanibali rzeczywiście bliższy jest schematom, które później powielało wielu włoskich twórców. To historia Roberta Harpera (Massimo Foschi), który przylatuje w egzotyczny plener aby dołączyć do członków ekspedycji badającej nieznane rejony tajemniczej wyspy Mindanao na Filipinach. Jednak samolot rozbija się podczas lądowania w niegościnnym terenie. Próbując go naprawić, bohaterowie znajdują dowody wskazujące na to, że inni członkowie ekspedycji zostali zabici przez tubylców. W krótkim czasie grupa przybyszów zostaje zaatakowana i zabita. Harper jako jedyny ocalały zostaje wzięty do niewoli przez plemię Indian. Zdaje sobie sprawę, że ci zamierzają go zjeść wierząc, że mogą zdobyć moc latania. Udaje mu się uciec, i z miejscową dziewczyną jako więźniem podejmuje niebezpieczną podróż ku cywilizacji.

Jako że jest to drugi nakręcony przez włoskiego twórcę film o zacięciu kanibalistycznym, większość seansu to po prostu kino przygodowe o człowieku schwytanym przez tubylcze plemię i próbującym uciec. Elementy kanibalizmu, w których widzimy, jak ludzie są zabijani, pożerani i torturowani w ekstremalny sposób, pojawiają się dopiero w ciągu ostatnich piętnastu minut i są w dużej mierze ograniczone tylko do jednej sceny. Pod tym względem film jest łagodniejszy, niż oczekujemy tego od gatunku.

Do roku 1980 powstało stosunkowo niewiele obrazów eksploatujących temat południowoamerykańskich kanibali. W temat ten wszedł choćby kultowy w pewnych kręgach Joe D’Amato rzucając na pożarcie zdziczałych Indian bohaterkę swoich erotycznych filmów Emanuelle w filmie Emanuelle i ostatni kanibale (1977). To tutaj odważna i nieskrępowana niczym pani dziennikarz wyrusza do amazońskiej dżungli, by zbadać pochodzenie pojmanej niedawno kobiety o ludożerczych zapędach. Zanim trafi ona wprost do zielonego piekła, umila sobie czas na gorącym dolce vita z przedstawicielami obojga płci napotkanymi w lesie. Warto, choćby dla naprawdę obskurnych scen gore (przepoławianie jednej z postaci to iście szokujące doznanie) i sekwencji lesbijskiego seksu w jeziorku pod czujnym okiem szympansa popalającego czerwone Marlboro.

Podobnie sprawa ma się z filmem Góra boga kanibali (1978) nakręconym przez Sergio Martino z ponętną Ursulą Andress w jednej z głównych ról. Co zapamiętacie z seansu? Mnie w głowę wryła się najbardziej scena stosunku analnego z dziką świnią i użycie zabitego wcześniej węża w roli prezerwatywy. Uwierzcie mi, to jeden z najlepszych filmów nurtu, który przez lata obrósł swoistym kultem. Oczywiście, najlepiej jest dorwać wersję filmu, która nie trafiła pod cenzorski nóż i zawiera w sobie wszystkie te pikantne sceny golizny, walki na śmierć i życie rzuconych przeciwko siebie zwierząt (np. małpy i jadowitego węża) oraz imponujących sekwencji gore. Ostrzegam jednak, także i tutaj nie zabrakło mordowania na planie prawdziwych zwierzaków!

Niesławna scena stosunku z dzikim wieprzem. „Góra boga kanibali” (1978), reż. Sergio Martino

Nadszedł luty roku 1980 i na scenę znów wkroczył Ruggero Deodato ze swoim Cannibal Holocaust. Jest to film na tyle wielki i ważny, że zasługuje on zdecydowanie na osobny tekst, więc nie będę go tutaj jakoś szerzej omawiał. Historia grupy studentów antropologii wyruszającej do amazońskiej puszczy w celu udokumentowania aktów kanibalizmu wśród autochtonicznych plemion okazała się prawdziwym boomem na ten nurt. Blokowany i zakazany w rodzimych Włoszech film stał się prawdziwą siekierą, która roztrzaskała drzwi dla innych twórców. We wspomnianym wcześniej dokumencie Eaten Alive! The Rise and Fall of the Italian Cannibal Film jeden z uznanych twórców włoskiej B-klasy, Luigi Cozzi, stwierdził nawet, że to właśnie Cannibal Holocaust jest prawdziwym początkiem dla gatunku „włoskich kanibali”. Produkcja ta okazała się ogromnym sukcesem, twierdzi się nawet, że zgromadziła na całym świecie 200 000 000 USD brutto ze sprzedaży, chociaż nie zostało to zweryfikowane i prawdziwy dochód może nigdy nie być nam znany.

Za ciosem poszedł również uzurpujący sobie miano pioniera Umberto Lenzi, kręcąc najpierw Zjedzonych żywcem (1980) i późniejsze oraz głośniejsze Cannibal Ferox – Niech umierają powoli (1981). Ten drugi zwłaszcza posiada chyba miano „tego drugiego po Cannibal Holocaust filmu kanibalistycznego”. Cały czas będąc blisko postawionej przez kino mondo zasadzie, by jak najmocniej szokować widza, jak grzyby po deszczu powstawały kolejne filmy. Jedne swoimi tytułami nawiązywały do poprzednich, inne bezczelnie wycinały całe sekwencje od swoich poprzedników i wplatały je u siebie. Oglądając je jeden po drugim, można przyprawić się naprawdę o niemały zawrót głowy!

Trudno jest wybrać te tytuły, które naprawdę warte są uwagi. W praktyce wystarczy zobaczyć (choć słowo „przeżyć” byłoby to bardziej adekwatne) Cannibal Holocaust, by wsiąknąć wiedzę na temat tego nurtu w pigułce. Gatunek ten rozpalił się i zgasł w ciągu roku, w zasadzie to właśnie dzieło Ruggero był tym pierwszym i ostatnim „prawdziwym, włoskim filmem o kanibalach”. Ostatecznie pogrzebanie tej osobliwej mody przypisuje się Antonio Climati, twórcy znanego z produkcji filmów mondo, który postawił wątpliwej jakości „kropkę nad i” swoim Natura contro (1988), którego jeden z alternatywnych tytułów brzmiał Cannibal Holocaust II.

Dzisiaj nurt ten wydaje się tylko egzotyczną ciekawostką i niechlubną plamą na kartach europejskiego kina. Tanie w produkcji filmy w zasadzie oprócz jakiś tam walorów przygodowych i mniej lub bardziej udanych prób szokowania widza nie mają wiele do zaoferowania współczesnej widowni. A pamiętajmy jednak, że grozę często próbowano tutaj podkręcić mordowaniem przed kamerą prawdziwych zwierząt! Nawet próby rewitalizacji gatunku przez Eliego Rotha i jego The Green Inferno (2013) nie przyniosły nam kolejnych naśladowców. A szkoda, bo jak pokazał właśnie Roth, jest to dość elastyczny format do pokazania w nieco wykrzywionym zwierciadle problemów, z jakimi mierzyć się musi cały świat. Przecież wycinka lasów deszczowych Amazonii ma i mieć będzie skutki w życiu każdego z nas!

Źródła:

wikipedia.org/

A Brief (and Bloody) History of Italian Horror, Meg Shields/

Discover the grainy depravity of this notorious cannibal horror/

Eaten Alive! the Rise and Fall of the Italian Cannibal Film (2015), reż. Calum Waddell/

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *