Ślady wilczych zębów (1983)

Jest rok 1945, choć II Wojna Światowa się skończyła, polsko-czesko-niemieckie pogranicze wciąż targane jest jej widmem. Mała społeczność górskiej, otoczonej parnymi lasami wioski staje się celem niedobitków Wehrwolfu – hitlerowskiej bojówki składającej się z młodych, zaślepionych ideologią chłopaków. W tym samym czasie w jednej z gospód umiera kobieta, zostawiając męża i nastoletnią córkę. Mężczyzna szybko przyprowadza sobie nową dziewczynę, zostawiając dziecko same sobie. Pech chce, że to właśnie jego domostwo obierają sobie za cel młodzi hitlerowcy…

Tytuł sugerować może paranormalny horror na środkowoeuropejskiej prowincji. I w sumie nie jest to całkiem dalekie od prawdy, bo Ślady wilczych zębów to produkcja, która emanuje niesamowicie gęstym klimatem czystej grozy. Początek filmu to wręcz arcydzieło wyprowadzania widza z jego strefy komfortu, ale to może tylko moja opinia, bo na swojskiej bądź co bądź wsi zawsze było dla mnie coś przerażającego. Pogranicze stanowi tutaj nie tylko geograficzny punkt orientacyjny, ale jest niczym symboliczny kraniec między krainą rzeczywistej tragedii, a onirycznego koszmaru.

Ale jednak reżyser miał ambicje nakręcenia filmu bardzo przyziemnego, realistycznego, jednocześnie eksplorującego zarówno najmroczniejsze, jak i najjaśniejsze elementy ludzkiej duszy. W wielu ukazanych tutaj mniejszych i większych tragediach znajdziemy nie tylko ekstremum życiowego dramatu, ale również małą iskierkę nadziei na to, że dobro jednak zawsze ma szansę zwyciężyć. Na nasze nieszczęście, jest to jednak tylko iskierka, bo od dechy do dechy czasu trwania filmu grzęźniemy w ugorze ludzkiej podłości. Nie wspominając już o pesymistycznym zakończeniu, które kierować może nasze skojarzenia w stronę Nocy żywych trupów (1968) Romero.

Cała ta gotycka atmosfera idealnie współgra z tonem dźwiganej przez film opowieści. Jeśli miałbym jednym słowem określić klimat Śladów…, to nazwałbym go „parnym”. Jeśli chodzicie po górach i zdarzyło Wam się ruszyć na szlak o poranku po deszczowej nocy, to doskonale wiecie, o co mi chodzi. Oczywiście jest to rzadki przykład perfekcjonizmu formalnego, który tak dobrze oddaje cały emocjonalny ładunek snutej tutaj historii. Ponadczasowe przeżycie, które chłonie się każdym kanałem naszej percepcji.

Dlatego też nie mogę czepiać się kilku wpadek, które zdarzają się podczas produkcji o niskim budżecie. Choć imponujący wizualnie, miejsca i lokacje zdają się po pewnym czasie nieco ograniczać historię. Aż chciałoby się wejść głębiej w las lub zobaczyć całą okolicę z większej perspektywy. Przyczepić też można się do aktorskiej załogi filmu. Jak na koprodukcję polsko-czeską przystało, na planie znajdziemy zarówno rodzimych aktorów, jak i tych zza naszej południowej granicy. Cieszy ucho fakt, że wszyscy mówią tutaj w swoich ojczystych językach, choć oczywiście dominuje tutaj czeski.

Naprawdę warto odkopać Ślady wilczych zębów, bo to film nie tyle poszerzający naszą świadomość, ile zachwycający niesamowicie gęstą i wręcz taką teatralnie-oniryczną atmosferą. Perła europejskiego horroru? Ociekający suspensem spektakl ludzkiej podłości? A może senny koszmar, z którego nie możemy się wybudzić? Osobiście podpisuje się pod tym wszystkim obiema rękoma i zachęcam Was to poświęcenia tej produkcji należnego czasu, choćby z patriotycznego poczucia obowiązku!

Oryginalny tytuł: Zánik samoty Berhof

Produkcja: Polska/Czechosłowacja, 1983

Dystrybucja w Polsce: alekinoplus

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *