Życie Carlita (1993)

Trudno jest mi pisać o filmach, które uwielbiam, a jeszcze ciężej o takich, które uważam za niedocenione arcydzieła. Może tego po mnie nie widać, ale lubię kino gangsterskie i choć wielką sympatią oraz szacunkiem darzę Ojca Chrzestnego (1972) Coppolii, to zawsze, kiedy pada temat tego wystrzałowego gatunku, przed oczami ukazuje mi się dzieło Briana De Palmy. Wielu z was pomyśli pewnie „O kolejny psychofan Człowieka z Blizną” i nie będzie to wcale tak dalekie od prawdy, bo od nastoletnich lat mój buntowniczy pokój zdobił plakat Toniego Montany, ale to nie o nim mowa, a o (moim zdaniem) najlepszym filmie tego reżysera, czyli Życiu Carlita.

De Palma w swoim obrazie z 1993 roku przenosi nas do brudnego Nowego Jorku, gdzie po pięciu latach odsiadki, w wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności swój trzydziestoletni wyrok kończy Carlito Brigante. Widząc, jaką szanse dostał od losu, gangster postanawia rozpocząć swoje życie na nowo, odwiesić spluwę, wyjechać na Bahamy, a potem wkręcić się w lukratywny biznes wypożyczania samochodów. Niestety na przeszkodzie przed spełnieniem jego marzenia stają pieniądze i przeszłość, która nie daję o sobie tak łatwo zapomnieć. Paradoksalnie Nowy Jork staje się dla Carlita kolejnym więzieniem, z którego ten będzie musiał szybko się wydostać.

Scenariusz napisany na podstawie powieści Edwina Torresa przez Davida Koeppa skrzętnie prowadzi widza przez zawiłe meandry fabuły, nie pozostawiając złudzeń, że każda postać, czyn oraz słowo wypowiedziane przez naszego bohatera jest po coś i łączy się w jedną, kompletną całość, a razem z torem stylistycznym, jaki obrał De Palma, tworzy coś magicznego, niepozwalającego przejść obok siebie obojętnie. Reżyser łączy ze sobą kino gangsterskie z filmem noir, co nie tylko ma swoje odzwierciedlenie w pokrytym deszczem, ciemnym Nowym Jorku i głosem Ala Pacino zza kadru. To także coś, czego nie zauważyłem podczas pierwszego seansu. De Palma mistrzowsko manipuluje widzem, by ten skupiał się tylko na tym, na czym skupia się główny bohater i nie przyglądał się za bardzo drugim planom, na których toczy się odrębna opowieść. Taki sposób prowadzenia narracji sprawia, że Życie Carlita można oglądać na dwa sposoby: za pierwszym razem, jako towarzysz Carlita, a za drugim jako detektyw, skrzętnie analizujący poszczególne ujęcia.

Kolejnym aspektem wartym uwagi są zdjęcia autorstwa Stephena H. Buruma, które są wprost niesamowite. Burum idealnie kontrastuje ciemne zakamarki Nowego Jorku z jaskrawymi kolorami i przepychem gangsterskiego półświatka. Warto również wspomnieć o oświetleniu, a także zabawie barwami w różnych scenach, które świetnie odzwierciedlają stan psychiczny Carlita, rozdartego pomiędzy dwoma światami. Naprawdę kawał dobrej roboty!

Wielkie brawa należą się również Alowi Pacino, który swoją rolą wbija się na prawdziwe wyżyny swojego aktorskiego kunsztu. Jego Carlito Brigante to człowiek po przejściach. Cwaniak, handlarz narkotykowy i morderca, który, choć chce się zmienić, ciągle popełnia te same błędy. Carlito balansuje pomiędzy dobrem a złem. Z jednej strony chce prowadzić normalne życie, z drugiej perspektywa łatwej kasy i spełnienia marzenia staję się zbyt silna. Kodeks ulicy, którym się kieruje, nie pozwala na kompromisy, dlatego w pierwszej kolejności zmuszony jest stoczyć bitwę z samym sobą, aby dotrzeć do upragnionego celu. Piękne w tej postaci jest to, jak łatwo jest się nam z nim utożsamić. Carlito jest więźniem systemu, w jakim dorastał, nie zna innego życia, choć w głębi duszy pragnie tego samego co my wszyscy – szczęścia. Drugą personą wybijającą się na tle innych postaci jest, grany przez fenomenalnego Seana Penna, David Kleinfeld. To rozwrzeszczany prawnik, często pudrujący swój nos koką i marzący o własnym kryminalnym imperium. Na co warto zwrócić uwagę, w kontekście całej historii, jest to jak bardzo on i Carlito są do siebie podobni. Obaj chcą tego, czego, ze względu na otoczenie, w jakim dorastali, nie mogą mieć. Kleinfeld chce być gangsterem, ale sam nie zna tego świata i nie kieruje się żadnymi zasadami w podążaniu za swoim celem. Carlito natomiast marzy o tym, co ma jego prawnik: dom, zawód i normalne życie, dlatego ciężko jest mu zrozumieć, dlaczego taki człowiek chce wejść do jego świata.

Zawsze myślałem, że Życie Carlita jest o przeszłości, która nas dopadnie. Przeszłości, na którą nawet nie mieliśmy żadnego wpływu. Po latach jednak widzę, że to także film o gangsterze, który chciał zostać sprzedawcą aut i o sprzedawcy aut, który chciał zostać gangsterem. Takie proste, a jednocześnie przepiękne. Jeżeli nie widzieliście, radzę szybko nadrobić, a potem obejrzeć jeszcze raz!

Oryginalny tytuł: Carlito’s Way

Produkcja: USA, 1993

Dystrybucja w Polsce: Epelpol Entertainment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *