Lux Æterna (2019)

Pamiętam dokładnie dzień, kiedy po powrocie z zajęć lekcyjnych w technikum odpaliłem Wkraczając w pustkę (2009), nie wiedziałem wtedy, czy film ten jest arcydziełem, czy eksperymentalnym doświadczeniem, które jakoś ze mną nie rezonowało. Musiałem trochę dorosnąć i po drodze przemaglować całą filmografię Gaspara Noé, by utwierdzić się w przekonaniu, że jest to chyba obecnie mój ulubiony twórca europejskiego kina! Dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, by dać mu zarobić i obejrzeć legalnie jego kolejne dzieło, decyzja była natychmiastowa.

Nie biorę narkotyków; jestem jak narkotyk” – powiedział kiedyś słynny Salvador Dalí. Co prawda Noé na przestrzeni lat zaliczył niejedną podróż, ale słowa te można z pełną zgodą przypisać jego twórczości. Czasami twórca ten trzyma nas bliżej ziemi, opowiadając łamiącą serce życiówkę, innym razem wrzuca nas wprost do roztańczonego, podlanego kwasem piekła. I za każdym razem to wszystko działa jak szokowa terapia dla naszej percepcji. Być może jest to dla niektórych zarzut, ale jego Lux Æterna to dokładnie to samo, co znamy tak dobrze z jego poprzednich produkcji.

Charlotte Gainsbourg i Béatrice Dalle witają nas długą rozmową, w której omawiają swoje aktorskie kariery. Konkretnie pogadanka krąży wokół ich ról jako czarownic na różnych etapach ich życia. Podczas rozmowy chichoczą i śmieją się, ale służy to odwróceniu uwagi publiczności od sedna dyskusji, którym jest skrajna przemoc wobec kobiet. To wstrząsająca scena i trudno powiedzieć, czy śmieją się, aby ukryć personalny ból, czy naprawdę piekło związane z „polowaniem na czarownice” jest dla obu z nich czymś błahym.

Gdy aktorki kończą dyskusję, rozstają się i w mgnieniu oka znajdują się na planie filmowym – a my razem z nimi. Dalle jest reżyserką krótkometrażowego filmu, a jego koncepcja właśnie zakłada palenie na stosie czarownic. Gainsbourg, Abby Lee i Clara Deshayes, niczym na Golgocie, tkwią uwiązane do drągów, pod którymi zaraz zapłonąć ma ogień. Oczywiście jak to na prawdziwym planie filmowym, a rozmawiając z „ludźmi kina” tak to właśnie często wygląda, panuje chaos. Jednak w świecie Gaspara to mężczyźni lepiej radzą sobie z presją, a niepokój wzmaga się, gdy żądają od aktorek więcej. Im większa presja, tym mniej kontroli nad swoim ciałem mają unieruchomione kobiety.

Kiedy to całe napięcie sięga zenitu, film wybucha. „O kurwa” – powiedział ziomek, z którym oglądałem film. „Przecież takim czymś się torturuje ludzi” – wykrzyczeli moi rodzice, kiedy z pulsującą czaszką pokazywałem im finał Lux Æterna. Noé zawsze lubił fundować nam zmysłowe doznania, które celebrują prymat wizualnego medium, jakim jest kino. Tutaj nie sposób nie odnieść wrażenia, że przegiął już z tymi wszystkimi guzikami i suwakami odpowiedzialnymi za kolory i wykręcające głowę dźwięki. Piekielne, trwające 20 minut przeciążenie sensoryczne to coś, co ciało widza zdecydowanie odczuje! Mnie w pewnym momencie dopadł lęk, czy aby na pewno nie mam niestwierdzonej epilepsji?

Oczywiście dla wielu, w tym po dłuższym wystawieniu się na te przyprawiające o padaczkę efekty również mi, będzie to za dużo. Z drugiej strony Gaspar jako taki trochę ugruntowany banita współczesnego kina, nazwijmy to artystycznego, może pozwolić sobie na taką „zabawę”. Cholera jednak, mimo że po seansie musiałem zaserwować sobie dłuższy spacer, by doprowadzić swoje ciało do funkcjonalności, seans szczerze mnie zachwycił! To również fajny sposób na liźnięcie (heh) poczucia naprawdę złego tripu na LSD dla osób, które nie mają odwagi zarzucić prawdziwego kwasa.

Sam motyw filmu w filmie jest fantastycznie przemyślany i pokazany. Zaczynając od mikro-planu, wspomnianej rozmowy na sofie, nagle znajdujemy się w wielkiej machinie mniej lub lepiej działających trybików. Kamera jest w ciągłym ruchu, niejednokrotnie dzieląc obraz z drugim aparatem, a Noé widocznie pragnie, abyśmy w pełni skupili się na każdej traumie, jaka pojawia się na scenie. Lux Æterna portretuje całą kinową nerwicę i wciska ją w 50 minut hipnotycznego widowiska. Rezultatem jest doświadczenie, które opiera się na udręce psychicznej obsady, ekipy kręcącej film i publiczności.

Ale okej, dla kogoś takiego jak ja, kto uwielbia prowokacyjne dzieła pokroju Neon Demon (2016) Nicolasa Winding Refna czy Domu, który zbudował Jack (2018) von Triera, seans będzie małym orgazmem. Jednak czy problem przemocy wobec kobiet, który tak mocno zdaje się krzyczeć do nas z filmu, nie staje się kolejnym narzędziem do trollowania widza w rękach Gaspara? Ja pójdę o krok dalej, że jest to właśnie artystyczny krok w przód w dyskusji o brutalnym patriarchacie. Bo który inny film pozwala poczuć się widowni prawie tak, jak płonąca na stosie kobieta?

Oryginalny tytuł: Lux Æterna

Produkcja: Francja, 2019

Dystrybucja w Polsce:  gutekfilm.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *