Pierwszy sezon Króla tygrysów obejrzałem tak, jak pewnie reszta świata, podczas pandemicznego lockdownu. Przez chwilę stałem się wielkim fanem Joe i jego kolorowej ekipy oraz domorosłym znawcą amerykańskiego prawa dotyczącego hodowli dzikich zwierząt. I patrząc za czymś ciekawym na Netflixie, ze szczerym zdziwieniem na twarzy odkryłem, że jest już dostępny cały sezon drugi. No nic, trzeba było obejrzeć.
Dzisiaj oczywiście wstyd mi jest, że popkulturowym bohaterem ery izolacji stał się ktoś taki, jak właśnie Joe Exotic – obecnie odsiadujący długoletni wyrok za zlecenie morderstwa i znęcanie się nad zwierzętami. Ale okej, bohaterowie bohaterami, ale serial ciągnęła jakaś spójna historia, która niczym zbity pies (a raczej kot) wlokła się za Exoticiem. Tutaj po pierwszych dwóch odcinkach wiemy, że konstrukcja serialu poszła się paść! Zamiast na czymś konkretnym, lawirujemy wokół różnych postaci i bliższych lub dalszych intryg.
Przykładowo pierwszy odcinek skupia się na aktywistach wzywających byłego prezydenta Donalda Trumpa do ułaskawienia Joe, co twórcy serialu łączą z materiałem filmowym z oblężenia Kapitolu 6 stycznia 2021 roku. Widzimy również Joe za kratkami, teraz z ciemniejszą plerezą, który komentuje swoją odsiadkę i zdradza nieco kulis z życia prywatnego. Szczerze mówiąc? Kogoś chyba za bardzo poniosła fantazja o nakręceniu zaangażowanego społecznie komentarza na temat bieżących problemów amerykańskiej polityki.
Chyba najciekawszą rzeczą są tutaj odcinki numer dwa i trzy, które skupiają się na domniemanym morderstwie Dona Lewisa, milionera z Tampy, który w tajemniczy sposób zniknął w 1997 roku, pozostawiając swojej ówczesnej żonie Carol Baskin całą swoją fortunę i wielkie, egzotyczne koty. Odcinek nasuwa spekulacje, że Lewis tak naprawdę uciekł na Kostarykę lub… zginął z ręki Baskin, po czym ta nakarmiła jego truchłem swoje tygrysy.
Przez wszystkie odcinki Goode i Chaiklin, twórcy Króla tygrysów, regularnie wracają do Joe, który jak wspomniałem, powalił się na puszkę. Drugi sezon serialu to głównie nieudane próby uzyskania przez Joego prezydenckiego ułaskawienia, w tym zaskakujący materiał filmowy, na którym zespół stojący za kampanią rozwinął baner na wiecu „Stop the Steal”. Prawnik John Phillips odchodzi od reprezentowania rodziny Dona Lewisa, przeciwnika Joe w tym sporze, i zaczyna wspierać Exotica próbując nakłonić jak najwięcej ludzi, by „uwierzyły w prawdę”. A jaka ona jest? Tego nie wie nikt, bo jak widać na rękę to wszystkim – Carol Baskin zresztą wzięła udział w amerykańskim Tańcu z gwiazdami.
Ale kiedy sprawa Exotica wydaje się nabierać pędu i działać na jego korzyść, sezon nagle się kończy, co sugeruje, że będzie pewnie i sezon trzeci, czy nam się to podoba, czy nie. Przynajmniej zakończenie daje trochę nadziei w sprawie hodowanych przez Baskin i Joe (oraz resztę prowincjonalnych pseudohodowców) egzotycznych zwierząt, które teraz trafiły w (chyba) dobre ręce. Nawet sama przemowa głównego bohatera w epilogu daje nadzieje, że zmienił on swoje podejście do chowu klatkowego wielkich kotów. Choć z drugiej strony jest to postać na tyle fałszywa, że trudno mu i teraz zaufać.
Ten epilog przynajmniej oddaje poczucie celu, którego brakuje w całej reszcie tego sezonu. Król tygrysów wieje tandetą, ale rzucił potrzebne światło na złe traktowanie zwierząt, a sezon drugi pokazuje, że w sumie można na tym zbić niezły kapitał. Pozwólcie tylko bohaterom swojej opowieści rzucać w siebie całą masę bezpodstawnych i często zwyczajnie chamskich oskarżeń. Drugi sezon kojarzy mi się trochę z konferencjami przed popularnymi u nas, pseudosportowymi galami sztuk walki – muszą być dymy!
Jeśli zdecydujecie się obejrzeć nowy sezon Króla, możecie być pewni, że nie zagra on na tych samych emocjach, co poprzednio. Jest po prostu rozwodniony, ponieważ twórcy nie mają nic nowego do powiedzenia ani dodania do i tak już przesadzonej sprawy. To mógł być miły moment refleksji, twórcy sami gubią się na własnym wybiegu. Ich maszyna do zarabiania pieniędzy nie zwolni w najbliższym czasie, a „memyfikacja” prawdziwej zbrodni nadal będzie mieć poklask w Internecie.
Oryginalny tytuł: Tiger King
Produkcja: USA, 2021
Dystrybucja w Polsce: Netflix

Życiowy przegryw, który swoje kompleksy leczy wylewaniem żalu w internecie. Nie zawsze obiektywnie, ale za to szczerze.