Slender Man (2018)

Postać porywającego dzieci, enigmatycznego Slender Mana to jakiś internetowy fenomen, na który nie potrafię się złapać. W sensie doceniam i nawet podoba mi się to, że ktoś potrafił tak prostą, pacynkowatą wręcz postać ubrać w bogatą mitologię oraz dopisać jej całkiem sensowną historię. Ale cholera, to tylko internetowa copy-pasta, której potencjał zwęszyli chyba wszyscy, od producentów gier, przez gadżety, na filmach kończąc.

Chyba domyślacie się, jaka jakość stoi za nakręconym w 2018 roku filmem o jakże wiele mówiącym tytule Slender Man. Ja zauważyłem jednak, że w całej swej głupocie jest to produkcja dość bystra! I może będę tutaj brzmiał jak typowy boomer, ale film ten pochodzi z Internetu, dotyczy Internetu i jest dla pokolenia, które nie może odłożyć telefonów komórkowych. Sam łapie się oczywiście na tym, że nie umiem żyć bez telefonu komórkowego, ale to dzieła zrobione jest tak, że nawet używanie go w trakcie seansu nie powinno stanowić większego problemu w czerpaniu z niego wątpliwej przyjemności.

Cztery nastolatki z Massachusetts, Hallie (Julia Goldani Telles), Wren (Joey King), Chloe (Jaz Sinclair) i Katie (Annalize Basso), spotykają się na potajemnej libacji, podczas której gadają o chłopakach, rozmawiając, szkole i swoich planach na przyszłość. Znudzone pogaduszkami postanawiają spróbować podsłuchanego od swoich kolegów rytuału wezwania przerażającego Slender Mana. Decydując się więc na samodzielne zbadanie miejskiej legendy, trafiają na stronę internetową, która twierdzi, że zamieściła przepis, który pozwoli ciekawskim na kontakt z tą eteryczną, nadprzyrodzoną istotą.

Ceremoniał dochodzi do skutku, a dziewczyny myśląc, że będzie to tylko nieszkodliwa, upiorna zabawa, nie biorąc pod uwagę, że Slender Man może być prawdziwy. Ale po tym, jak Katie w tajemniczy sposób znika w lesie podczas szkolnej wycieczki, koleżanki zdają sobie sprawę, że ta miejska legenda może wcale nie być tylko fikcją. Wkrótce każda z dziewcząt doświadcza różnych form psychologicznej traumy wywołanej wizjami pokracznie wysokiego mężczyzny bez twarzy, ubranego w garnitur, z ramionami przypominającymi macki kałamarnicy. Zdrowy rozsądek Chloe wisi na włosku, a Wren szaleńczo bada pochodzenie Slender Mana w nadziei, że powstrzyma go przed kolejnym zniknięciem jej lub jej przyjaciół.

Stojący za produkcją francuski reżyser Sylvain White pracuje na co dzień w amerykańskiej telewizji. Stara się więc dość oszczędnie używać efektów specjalnych, zachowując przebitki Slender Mana (granego przez Javiera Boteta z białą pończochą na twarzy) do drugiej połowy filmu, budując napięcie dzięki artystycznym montażom chmur i drzew. Spowalniają one narrację i zamiast przerażać, wyglądają po prostu tandetnie. Próbuje się tutaj nawet łączyć starożytne mitologie o śmiercionośnych drzewach z nowymi technologiami, ale wszystko sklejone tu jest na przysłowiowej ślinie.

W 1998 roku japoński Krąg pokazał, jak straszyć wychodzącymi z ekranu, koślawymi monstrami, więc pomysł tutaj zawarty nie jest wcale taki nowy. Powiewem świeżości może być sposób, w jaki telefon komórkowy i Internet odgrywają tak ogromną rolę w życiu tych dziewcząt, przy czym tak mało myśli się o ich niebezpieczeństwach, które są, oczywiście, szalenie przesadzone z powodu tematu przewodniego filmu. Slender Man mógł być jakąś alegorią do bezpieczeństwa w sieci, tutaj to po prostu potwór, który z niej wychodzi i nie ma już do niej później żadnych korelacji. Ale nie chcę myśleć za twórców, nie mój cyrk, nie moje małpy.

Zamiast tego, wydaje się, że twórcy postanowili spróbować zbudować postać franczyzową, ale nie jest to łatwe, gdy złoczyńca nie ma dialogów, twarzy ani prawdziwej osobowości. W rzeczywistości jest tak słabo rozwinięty, że wkrótce historia rzuca wszystko o ścianę, mając nadzieję, że coś się przyklei. Rośnie do wysokości drzew, podróżuje w czasie, gubi się w gałęziach i wyłażących zewsząd mackach. Te wszystkie próby montażowego wzbudzenia lęku mogą przyprawić o prawdziwą epilepsję!

Jasne, jest tutaj nawet jako taka atmosfera, ale mroczne i gęste lasy zwyczajnie zawsze potrafią zjeżyć włos na karku. Mam jednak szczerą nadzieję, że film nie doczeka się nigdy sequela, a sądząc po odbiorze krytyków i widowni, kiedy trafił do kin, jest to na całe szczęście mało prawdopodobne. To horror z rodzaju tych, których chyba najbardziej nie lubię. Chodzi mi o filmy, które starają się działać na wirusowym działaniu internetowego mema czy copy-pasty. Ironicznie, Slender Man jest właśnie idealnym tego przykładem!

Oryginalny tytuł: Slender Man

Produkcja: USA, 2018

Dystrybucja w Polsce: netflix.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *