Masakra na przyjęciu (2021)

Jakoś wypadło mi z głowy totalnie, że powstaje remake nieco zapomnianego już slashera Mord podczas nudnego przyjęcia (1982). A to wszystko przez informacyjny szum związany z produkowanym przez Normana Reedusa odświeżeniem równie zakurzonego horroru The House on Sorority Row (1982). A przecież lubię kino siekane i dwie pierwsze części oryginalnego filmu wspominam bardzo ciepło. No ale mamy rok 2021 i Danishka Esterhazy, kobieta znana głównie z kina klasy C, podała nam to krwawe danie na nowo!

Już oryginalny film wyróżniał się na tle wielu mu podobnych ogromną świadomością zasad, jakimi kierował i wciąż kieruje się slasher. Było to również kino otwarcie feministyczne, które wyśmiewało genderowe przywary, jakie rządziły wówczas w popkulturze. Oczywiście, na przekór scenarzystce film został dość mocno przearanżowany tak, by stać się bardziej „zjadliwym”. Ale film o grupie skąpo ubranych dziewczyn stojących naprzeciw faceta z grubym, długim i twardym… wiertłem wciąż był niemałą rewolucją. Jak to wygląda dzisiaj?

Przygodę zaczynamy jeszcze w ubiegłej dekadzie, bo w 1993 roku w odosobnionym domu nad jeziorem, gdzie grupa dziewcząt noszących te same imiona co bohaterki oryginału jest terroryzowana i zabijana przez szaleńca dzierżącego gigantyczne wiertło. On również tropem oryginału nazywa się Russ Thorn (Rob Van Vuuren). Tym razem ocalała tylko jedna osoba, Trish Deveraux. Kiedy docieramy do teraźniejszości, ma  nastoletnią córkę, Danę (Hannah Gonera). Wydaje się, że Dana musi powtórzyć historię swojej mamy, gdy wybiera się na imprezkę do feralnego domostwa. Tak jak w 1982 roku, w historię niespodziewanie wpada również młodsza siostra jednej z dziewczyn.

Więcej nie będę zdradzać, bo nie jest to recenzja spoilerowa. Scenariusz Suzanne Keilly jest przepełniony samoświadomym, dowcipnym dialogiem, który aż kipi z ekranu. Z ust bohaterek usłyszymy wiele zabawnych meta-żartów, przewrotów płciowych i kilka wspaniałych ukłonów w stronę oryginalnego filmu, jego sequeli i innych slasherów z epoki. Jest tutaj nawet sekwencja będąca jawnym ukłonem w stronę Nail Gun Massacre (1985)! Dlatego też fani kina siekanego powinni poczuć się naprawdę rozpieszczeni. Reżyserka wyraźnie odnajduje nastrój swojej opowieści, który genialnie balansuje między mrocznym, świadomym humorem a naprawdę miłym rdzeniem emocjonalnym. Wszystko to spina się w całkiem zgrabną całość.

Postacie, choć na pierwszy rzut oka wydają się tylko paszą rzuconą na pożarcie mordercy, mają swoje silne charaktery i rzeczywiście można ich polubić. Ba! Ja nawet kibicowałem ekranowym dziewczynom w ich zmaganiach z fallicznym wiertłem. Oczywiście pomaga tutaj fakt, że obsada jest świetna. Hannah Gonera wnosi tutaj gwiazdorską aurę i jest kimś, z kim łatwo jest się utożsamiać i komu dopingować. Alex McGregor, Mila Rayne i Frances Sholto-Douglas są równie znakomite i mimo początkowych obaw, nie czuć tutaj zupełnie B-klasowości. Przynajmniej pod względem warsztatu obsady.

Operator Trevor Calverley gra tutaj zdjęciami z tak silną intencjonalnością, jak tylko możemy sobie przypomnieć obecność kamery w klasycznych horrorach o psychopatycznych mordercach. Masakra na przyjęciu odtwarza wszystkie te chytre sekwencje z oryginału, ale wyrównuje szanse. To umięśniony, wytatuowany i nieśmiały chłopak dostaje tutaj swoją pikantną scenę pod prysznicem. Każdy komentarz na temat przestarzałych reprezentacji płci, które były przede wszystkim wiązane z nieuzasadnionym podnieceniem widowni, są tutaj albo w sprytny sposób obrócone, albo obśmiane. Co najważniejsze, to właśnie te momenty najlepiej ilustrują, w jaki sposób nadal można ukazać zabawę w mordowanie bez odczłowieczania postaci, które mogą pochwalić się określonym zestawem chromosomów.

Ten film jest o wiele mądrzejszy, niż wydaje się każdemu, kto odpuści go po piętnastu minutach. Wie dokładnie, czym jest, i nie boi się dać widzowi tego rodzaju krwawych widoków, jakich można się spodziewać po tego rodzaju filmie. I choć na kilka z ekranowych morderstw ewidentnie zabrakło budżetu, a twórcy ratować się musieli tandetnym CGI, tak wszystko inne jest na swoim miejscu. Nie jest to co prawda film brutalny tak, jak tegoroczne Halloween zabija (2021), ale naprawdę nie ma się czego wstydzić. No i swój epizod zalicza tutaj nawet fikuśna, różowa gitara, która od razu przywróci wspomnienia fanom serii.

Jestem szczerze zaskoczony tym, jak dobrym, przemyślanym i potrzebnym filmem okazało się nowa  Masakra na przyjęciu. Zasiadając do niego miałem w głowie „eh, kolejny remake, na który nikt nie czekał”, a obejrzałem film, na którym się pośmiałem, zaskoczyłem i z którym naprawdę się polubiłem. Być może dla bardziej konserwatywnego (w kwestii światopoglądu i filmu) widza będzie to twardy orzech do zgryzienia. Ale wydaje mi się, że taka gra na nosie była w kwestii twórczyń tego dzieła. Ja przybijam i piątkę! Będę zdecydowanie śledził ich dalsze ruchy!

Oryginalny tytuł: Slumber Party Massacre

Produkcja: USA/Republika Południowej Afryki, 2021

Dystrybucja w Polsce: CDA Premium

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *