Wiking (2022)

Naziwsko Eggers dla wielu fanów kina to już w zasadzie marka sama w sobie. Gość, który dał nam takie filmy jak Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015) i Lighthouse (2019) to mój osobisty pewnik, ponieważ tamte dzieła były moim zdaniem filmami lat, w których się ukazały. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec jego Wikinga były ogromne, a wielu ludzi uważało, że jeśli nie będzie to tytuł roku, to już będzie on zawodem.

W dniu premiery pobiegłem na film z wywalonym jęzorem, specjalnie dawkując sobie wszystkie zwiastuny i wrzucone do sieci sceny. W głowie miałem oczywiście że to dzieło Eggersa, więc poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, jednocześnie wyciszając moje wszelkie obawy. I tak, już na tym etapie, i jeśli nie chcecie czytać mojego wywodu dalej, jest to (na razie) film roku!

Ze wszystkich nakręconych dotychczas przez reżysera filmów, Wiking jest paradoksalnie największym, najbardziej epickim dziełem, trzymając się jednocześnie bardzo prostej, dość kameralnej historii. Eggers dość luźno adaptuje sobie nordycką legendę o mściwym księciu spiskującym przeciwko swemu królowi i zarazem wujowi (Hamlet był inspirowany tą samą legendą). W wersji Eggersa Alexander Skarsgård występuje w roli Amletha, człowieka, którego całe istnienie sprowadza się do trzyczęściowej mantry, którą śpiewa w głowie: „Pomszczę cię, Ojcze. Uratuję cię, mamo. Zabiję cię, Fjölnir”. Fjölnir (Claes Bang) jest jego wujkiem, który uzurpuje sobie tron.

Główny bohater jest wielki, dobrze zbudowany, brutalny i napędzany niepohamowaną zemstą. To lakoniczny i czysto cielesny spektakl, w jednej z pierwszych scen Amleth powala przeciwnika na ziemię, ucztując na jego arteriach, a potem wyje do księżyca. Podczas gdy zawiązujący się w finale romans rozszerza pragnienia Amletha poza jednowymiarową potrzebę zemsty, Skarsgård konsekwentnie ucieleśnia cudownie zwierzęcą energię.

Jednak pozostała część obsady równie dobrze wpisuje się w wizję, jaką Eggers przelał ze swojej głowy na ekran. Jedynie, moim zdaniem oczywiście, Nicol Kidman niezbyt pasuje do roli królowej Gudrún, a jej nordycki akcent czasami gryzie w uszy. Jest to zaledwie mała drobnostka wśród tak imponujących kreacji, jak ta Willema Dafoe, Claesa Banga czy Anyi Taylor-Joy, której osobiście nie jestem wielkim fanem poza filmami tegoż właśnie reżysera. Ekranowi bohaterowie są surowi, uzbrojeni w archaiczny dialog islandzkiego poety Sjóna. Niemniej jednak film nie jest pozbawiony pewnego dość wulgarnego humoru. Celowo czy nie, przygnębienie zmieszane z wyszukaną, realistyczną scenografią i teatralnym zacięcie znajduje czarny humor jako pójście na przekór oczekiwaniom widza. I bardzo mi się to podoba!

Wiking to również wspaniała uczta nie tylko emocjonalnie, ale również wizualnie. Każdy ruch kamery jest metodyczny i wyważony, powolny, wyrachowany ruch sprawia wrażenie obiektywu raczej jako instrumentu czysto mechanicznego niż subiektywnego urządzenia z jakimiś swoimi ograniczeniami. Ten film po prostu płynie, jego wizualne tempo idealnie zgrywa się z narracją, przez co od pierwszych ujęć wciąga on widza w świat przedstawiony. No i oczywiście wiele z kadrów tutaj zaprezentowanych, jak podniebna podróż Walkirii czy ogólnie islandzkie krajobrazy nadają się do powieszenia na ścianie. Pięknie to wszystko wygląda i obrazuje, jak wiele pracy włożono w oprawę tego dzieła. To samo można powiedzieć o scenach akcji, a raczej rzezi. Są energiczne, niezwykle brutalne i surowe. Dla wielu będzie to wykorzystanie języka filmu w najprostszy możliwy sposób, bez uciekania się do innowacji, ale tutaj to po prostu pasuje.

A jeśli ktoś traktuje Eggersa jako twórcę specjalizującego się głównie w estetyce kina grozy, to Wiking też jest dla niego! Oczywiście można wszystkie te koszmarne wizje ubrać w czysto psychodeliczny aneks, jednak są one nierozłącznym elementem filmu. Do tego w pewnym momencie historia nabiera kształtów rasowego slashera, w którym kolejne postacie mordowane są w okrutny sposób przez demonicznego zabójcę. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że pewna dzikość i barbarzyństwo wpisane są w czasy, o których film opowiada, jest to zdecydowanie najlżejsza produkcja Eggersa. Nie zrozumcie mnie jednak źle! To wciąż obraz niezwykle brutalny, mroczny, posępny i miejscami autentycznie przerażający!

Wiking to dzieło perfekcyjnie utkane z filmowego płótna. Udana zabawa przeżywającą swój renesans mitologią nordycką i sprawna dekonstrukcja toksycznej męskości. Ciężko jest uczepić się czegoś, co nie będzie bardzo subiektywną próbą czepiania się dla zasady, bo Eggers po raz kolejny udowodnił, że kino rozumie jak mało kto. Jako historyk-perefekcjonalista reżyser zatapia nas w epoce wikingów, jednocześnie pozostając wierny swojej twórczości, oferując nam dzieło, które pozostaje z nami już chyba na zawsze. Niesamowite przeżycie, zwłaszcza na wielkim ekranie.

Oryginalny tytuł: The Northman

Produkcja: USA/Wielka Brytania, 2022

Dystrybucja w Polsce: uip.com.pl

2 Comments

  1. Oskar byłem wczoraj w kinie i w 100 % zgadzam się z Twoją recenzją.dodam ,że nie pisałeś nic o muzyce ,a ta była obłędna – dla mnie tez na razie film roku choć niedługo nowe dzieło Davida Cronenberga … pozdr.

    1. Hej, dzięki! O muzyce nie pisałem bo nie wiedziałem za bardzo co napisać, jest po prostu idealnie wpisuje się w ten obraz 🙂 Jestem akurat w trakcie przechodzenia „Wiedźmina 3” i uderza ona moim zdaniem w bardzo podobne tony, co oczywiście na plus. Na nowego Davida czekam, wiadomo 🙂

Skomentuj dorian Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *