Żywe tarcze (1968)

Dostęp do broni w USA reguluje druga poprawka do konstytucji, która stwierdza, że „dobrze zorganizowana milicja, będąca niezbędną dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni, nie ulegnie naruszeniu”. W związku z powyższym, każdy dorosły obywatel ma prawo posiadać broń na użytek własny, co wielu przeciwników tegoż typu regulacji próbuje podważyć lub zmienić.

Jednym z głównych uzasadnień jest wysoka przestępczość zorganizowana oraz bardzo często występujące tzw. rampage/killing spree, czyli masowe morderstwa popełnione przez praworządnych dotychczas obywateli. Są one zazwyczaj spowodowane chorobami psychicznymi, ale czasami także dzieją się z pobudek politycznych. W latach 60 wydarzyło się niewiele takich ataków, w związku z czym powstały w 1968 film Żywe cele stał się bardziej proroczy, niż zapewne autorzy założyli. Nikt wtedy nie wiedział, co będzie się działo w XXI wieku.

Opowiada on dwie równorzędnie dziejące się historie, które od początku są skazane na połączenie w kulminacyjnych momentach dzieła. Ciężko określić kto jest głównym bohaterem, Bobby Thompson, kupujący broń grzeczny mężczyzna (Tim O’Kelly) mieszkający z żoną i rodzicami czy Byron Orlok, stary, kończący karierę aktor horrorów (Boris Karloff), który chce odejść na emeryturę z dnia na dzień.

Pierwszy z nich żyje spokojnym życiem u boku rodziny, jest nikim, żona go kocha, ale nie liczy się z nim, ojciec go instruuje we wszystkim, a on sam mówi do niego per sir. Jeździ drogim autem, mieszka na przedmieściach, ale wie, że jego życie jest puste. Drugi z kolei wie, że swoje już przeżył, ma dość przemocy zarówno w filmach, jak i na świecie, chce dać miejsce młodym i usunąć się w cień. Ma jednak jeszcze zobowiązanie promocyjne dla swojego ostatniego filmu – wizytę w kinie samochodowym.

Film zaczyna się od fantastycznie nakręconej sceny niczym z horroru w stylu wytwórni Hammer albo Amicus, gdzie Byron Orlok pokazuje swoje aktorskie umiejętności. Trwa ona przez całe napisy początkowe i została specjalnie nakręcona na potrzeby tego otwarcia. Jest to hołd złożony Karloffowi oraz innym klasykom kina grozy. Takich smaczków jest tu dużo więcej, jak choćby w scenie, gdzie młody scenarzysta spędza noc u Orloka i razem oglądają stary film z nim w roli głównej (w rzeczywistości są to dość długie fragmenty filmu Ludzie za kratami z 1931 w reżyserii Howarda Hawksa). Rano, gdy scenarzysta się budzi, widzi odbicie Orloka w lustrze i podskakuje z przerażenia. Sam Orlok po chwili robi to samo.

Sceny, w których widzimy Bobby’ego, są z kolei zupełnie inne w tonie. Nie ma w nich nic fascynującego, bo życie tej postaci nie obfituje w ważne wydarzenia. Oglądanie telewizji z rodzicami, robienie jedzenia, pomaganie żonie wybrać ubrania do pracy. Czasami tylko jeździ do sklepu z bronią oraz postrzelać z ojcem. W pewnym momencie celuje do niego ze strzelby i dostaje ostrą reprymendę. Przez cały czas w jego oczach widać chęć zburzenia tej monotonii. Pewnego ranka siada przed maszyną do pisania, zostawia list i chwyta za broń.

Film jest jawnym komentarzem reżysera, Petera Bogdanovicha, na temat ogólnego dostępu do broni. Zdaje się on mówić, że amerykańska sielanka podszyta jest właśnie ukrytą przemocą. Nawet jeśli, jak u Bobby’ego, nie jest ona systematyczna, przecież przed pęknięciem był miłym gościem, to może nagle wybuchnąć i doprowadzić do ogromnej tragedii.

Po ponad 50 latach film jest nadal bardzo aktualny, co podkreślił Quentin Tarantino piszący, że jest on nadal „jednym z najsilniejszych głosów w sprawie kontroli broni w Ameryce”. Dodał on także, że nie jest to jakże typowy dla Rogera Cormana (producenta filmu) „thriller z zakopanym komentarzem społecznym, tylko komentarz społeczny z zakopanym w środku thrillerem”.

Oryginalny tytuł: Targets

Produkcja: USA, 1968

Dystrybucja w Polsce: imperial-cinepix.com.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *