Przyznam szczerze i chyba po raz kolejny, że bardzo lubię prowokacyjny i butny styl Larsa von Triera. Nie można mu jednak odmówić sporej dozy charakterystycznego humoru, który w mniejszym lub większym stopniu przemycany jest do jego produkcji. I właśnie omawiany tutaj serial, a tak naprawdę jego pierwsze cztery odcinki zamykające się w zgrabną całość, jest chyba najlepszym przykładem twórczości Duńczyka, który bawi się kinem bez patologicznego wpychania nam górnolotnych treści.
Królestwo to frywolna mieszanka surrealistycznego horroru, branżowego sitcomu, opery mydlanej z odrobiną komentarza społecznego. Nic więc dziwnego, że serial von Triera tak często nazywany jest naszym europejskim Twin Peaks (1990-2017). I podobnie jak w kultowym dziele Lyncha, także tutaj udaje połączyć się wszystkie te pozornie skrajne tropy w jeden, o dziwo pasujący do formatu telewizyjnego serialu obraz. I podobnie jak wcześniej Lynch, także von Trier w swoim stylu poszerzył granice tego, czym może być współczesna telewizja.
Powiedziałbym nawet, że Królestwo emanuje wręcz antykomercjalnym stylem reżysera, snując dziwaczną i często trudną do rozgryzienia debatę pomiędzy nauką, a duchowością. A wszystko to ma miejsce w zimnych, sterylnych i wybielonych korytarzach szpitala Rigshospitalet w Kopenhadze, zwanego potocznie tytułowym Królestwem. W jego ciasnych trzewiach żyje i pracuje wiele ekscentrycznych i skomplikowanych postaci, pozornie wykonujących swoje powołanie, kiedy wokoło dzieją się naprawdę dziwne rzeczy.
Głównym źródłem większości problemów jest pyszny pracoholik Stig Helmer (Ernst-Hugo Järegård), szwedzki neurochirurg, który wewnętrznie rozdzierany jest przez jednoczesną miłość i nienawiść do swojej nowej posadki w duńskim szpitalu. Czuje się nieustannie kwestionowany przez młodszych członków swojego zespołu i dręczony przez nieudaną operację, w wyniku której młoda dziewczyna doznała urazu mózgu. Stig skrzętnie stara się utrzymać w sekrecie tę niechlubną chwilę swojego życia. W tym samym czasie hipochondryczna spirytystka Sigrid Drusse (Kirsten Rolffes) robi wszystko, co w jej mocy, by zostać przyjętą na seanse wywoływania duchów, będąc przekonaną, że szpital jest miejscem zacierającej się granicy między światem żywych, a zmarłych. To wszystko skłania zarówno personel szpitala, jak i widzów, do zakwestionowania tego, co naprawdę dzieje się w Królestwie.
Nowoczesny kompleks szpitalny wzniesiony na dawnych, zanurzonych w wiecznej mgle bagnach, to idealna miejscówka dla von Trierowskiego konfliktu racjonalnego świata współczesnej nauki ze sferą nadprzyrodzoną. Sam motyw wybudowania szpitala w tym konkretnym miejscu, wzorem Kingowskiego Lśnienia, stanowi symbol aroganckiego ignorowania przesądu i tradycji, które nie są wstanie zatrzasnąć bastionem nauki. Oczywiście ta wspomniana przeze mnie mgła wciąż unosi się nad feralnym budynkiem, choćby przez dziwny, choć charakterystyczny dla tego twórcy filtr, zapewniający naprawdę sugestywne doznania plastyczne. Wszystko jest wręcz wilgotne, utrzymane w dziwacznej sepii i owiane dużą dozą wizualnego oniryzmu.
Dlatego też standardowe dla szpitalnych oper mydlanych intrygi w pokoju socjalnym i na sali operacyjnej mieszają się tutaj z przerażającymi sekwencjami rodem z sennego koszmaru oraz jeżącymi włosy na karku, dziwnymi dźwiękami. A wszystko to podlega pod komentarz dwójki szpitalnych pomywaczy z zespołem Downa, którzy wydają się wiedzieć o wiele więcej, niż wszystkim się wydaje. Obsada wykonuje naprawdę świetną robotę w swojej elastyczności, ponieważ szpitalny dramat przeplata się z momentami czarnej komedii, tragedii, przerażenia i chaosu. Panuje tu wszechobecna atmosfera złych przeczuć i strachu, która utrzymuje widza w napięciu przez cały czas, nie sugerując nic, co może się wydarzyć.
Von Trier zdaje się atakować monumentalną wręcz elitarność kasty lekarskiej, która patrzą z góry na swoich pacjentów i kpią z ich potrzeby ciepła czy duchowości. Dla von Triera nauka może być bezkrwawą pogonią, która depcze etykę i odrzuca możliwość transcendencji. Jednocześnie jest równie sceptyczny wobec naiwnych ludzi, którzy bezkrytycznie wierzą w wykształconych lekarzy, nawet gdy najlepsi z nich ukrywają błędy etyczne i rażące nadużycia. I tak jak Lynch użył motywu nadprzyrodzonej zbrodni do opowiedzenia o ludziach, Lars robi w swoim Królestwie to samo, tylko że czerpiąc garściami z klasycznych opowieści o duchach.
Podczas napisów końcowych wieńczących każdy odcinek pojawia się sam reżyser, prowokując publiczność swoim pompatycznym negatywizmem, który wpływa na ogólny efekt tej wyjątkowej produkcji. Uważane przez niektórych za najlepszą historię o duchach od czasu Lśnienia (1980) Stanleya Kubricka, Królestwo zwróciło na siebie uwagę samego Stephena Kinga, który oparł swój serial telewizyjny Kingdom Hospital (2004) właśnie na dziele von Triera. Ale nie o tym tutaj mowa! Ten serial to przede wszystkim dziwna, dzika przejażdżka, która być może sprawi, że będziesz miał więcej pytań niż odpowiedzi. Jedno jest jednak pewne, von Trier pokazał tutaj, że potrafi nas jednocześnie rozbawić i przestraszyć.
Oryginalny tytuł: Riget
Produkcja: Dania/Francja/Niemcy/Szwecja/Włochy/Norwegia/Holandia, 1994
Dystrybucja w Polsce: gutekfilm.pl
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.