Powrót do tamtych dni (2021)

Miałem to szczęście w życiu, że w mojej rodzinie nie było nikogo, kto cierpiał z powodu uzależnienia. Dlatego też głośny tu i ówdzie film Konrada Aksinowicza, który pierwotnie nosił dużo lepszy moim zdaniem tytuł Powrót do Legolandu, nie rezonował ze mną w pełni. Ale mimo wszystko chciałem go w końcu nadrobić, bo przecież nie trzeba mieć osobistego bagażu doświadczeń, aby z kinem terapeutycznym się mierzyć.

Ale jest coś, co stanowi naprawdę silny łącznik między mną, a filmem Aksinowicza – lata 90. Dobrze pamiętam tamten klimat, tamte barwy, zapachy i smaki, choć żyłem w nich de facto tylko sześć lat. To właśnie w epoce wczesnego, nadwiślańskiego kapitalizmu dzieje się tragiczna historia czternastoletniego Tomka (Teodor Koziar). Chłopak z pozoru z wytęsknieniem czeka na powrót ojca z mitycznej Ameryki, skąd ten chwali się pracą w radio i obiecuje synowi zwieziene ze sobą wielu wręcz mitycznych artefaktów, jak markowe ciuchy czy niedostępne wówczas w Polsce zestawy LEGO.

Jednak od samego początku filmu coś wisi w powietrzu, a widz w napięciu oczekuje tego jednego momentu przełamania. Ojciec Tomka – życiowa rola Macieja Sthura – jest alkoholikiem, któremu wystarczy tak naprawdę tylko moment, by wpaść w tragiczne w skutkach sidła uzależnienia. Jedna chwila, która w zdrowej rodzinie skutkuje fochem i komentarzami przez jakiś czas, w wypadku osoby uzależnionej od alkoholu sprowadza na najbliższych całą masę problemów. Od takich fizycznych, jak sprzątanie ekskrementów i wymiocin, po psychiczne, które zostają w głowie na zawsze.

I tak, jak wspomniałem wcześniej, nie mam na całe szczęście osobistego punktu odniesienia względem historii, ale moja wiedza na temat alkoholu pozwala mi w pełni uwierzyć, że to wszystko właśnie tak wygląda. W pewnym sensie Powrót do tamtych dni jawi się jako hiperrealistyczny horror widziany oczyma dziecka. Ojciec staje się tutaj metaforycznym potworem, pasożytem, który wysysa z własnej rodziny ostatnie siły, z czasem przyodziewając niektórych jej członków w pancerz zobojętnienia. Bo każdy na tragedię reaguje różnie, czy to żona, syn, czy sąsiedzi albo dzieciaki w szkole. Nie bez powodu alkohol nazywany jest często chorobą społeczną.

Sam nie przepadam jakoś bardzo za filmami traktującymi o uzależnieniach, do momentu seansu filmu Aksinowicza wystarczyło mi Pod Mocnym Aniołem (2014) Smarzowskiego. Tutaj również mamy odrzucający, brudny naturalizm, który bardzo fajnie kontrastuje z beztroskim życiem dzieciaka lat 90. A epoka ta, do której popkultura coraz chętnie wraca, została tutaj odwzorowana wręcz perfekcyjnie. Oczywiście jest to jakaś jej mniej lub bardziej przestylizowana wersja, ale trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy tak bardzo skupili się na estetyce swojego filmu, że naprawdę łatwo jest zatopić się w ich wizji. Wielki ukłon w stronę ekipy, która znalazła to zamarznięte w czasie miejsce i nadała mu kolorytu zmierzchu XX wieku.

Za wyjątkowością filmu stoi jednak głównie obsada aktorska. Choć nie jestem jakimś wielkim fanem młodego Sthura i uważam, że do tej roli można było znaleźć kogoś lepszego, to i tak uważam, że jest to jego najlepsza kreacja w karierze. Znów muszę polegać tutaj na uwielbianej przeze mnie grze kontrastów, ale jego przemiana z uśmiechniętego, kochającego ojca i męża w zarzyganego, zaniedbanego alkoholika robi spore wrażenie. Bardzo dobrze wypadała również grająca u jego boku Weronika Książkiewicz, która również przechodzi konkretną drogę jako postać z punktu A do punktu B. Ale prawdziwą gwiazdą jest tutaj debiutujący Teodor Koziara w roli Tomka.

Chłopak na ekranie czyni cuda, jednocześnie nie popadając w częstą u dzieciaków przesadę czy teatralność. Pamiętam, że od zawsze młodzi aktorzy naszego rodzimego kina zostawiali po sobie wiele do życzenia, ale po seansie Powrotu do tamtych dni wiem, że jest spora nadzieja, że się to zmieni. Widać w nim naturalny strach, kiedy znów musi stawić czoło problemom ojca lub dziecięcą, beztroską radość, kiedy spędza czas z rówieśnikami. Jest nawet taki jakże uroczy moment na początku filmu, kiedy Tomek odtwarza z klocków LEGO amerykańską rzeczywistość swojego ojca. Takie małe elementy bardzo dobrze budują nam obraz człowieka, który świadom problemów, próbuje dosłownie ułożyć swój wymarzony świat na własnym biurku.

Dzieło Konrada Aksinowicza to film, który z pewnością zostanie mi w głowie na zawsze, a napewno przypomnę sobie o nim wtedy, kiedy znów będę sięgał po butelkę w celu totalnego upodlenia się. Jest to w pewien sposób ewenement na naszej kinowej mapie, który łącząc ze sobą tęsknotę za minioną epoką i najprawdziwszy horror dzieciństwa, kreuje coś w rodzaju „czarnej melancholii”. Niby wszystko kończy się tak, jak naturalnie powinno, to widz ma przeświadczenie, że w tej historii nie było miejsca na happy end. A może właśnie było to szczęśliwe zakończenie? Ale o tym już musicie przekonać się sami.

Oryginalny tytuł: Powrót do tamtych dni

Produkcja: Polska, 2021

Dystrybucja w Polsce: nowehoryzonty.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *