Uśmiechnij się (2022)

Jako osoba, która fascynuje się horrorem w najszerszym tego słowa znaczeniu, nigdy nie miałem nic przeciwko odtwórczym, dobrze zrealizowanym filmom grozy do popcornu i kubła coca-coli. Jestem świadomy tego, że takie produkcje mają swoich odbiorców, dobrze się sprzedają i napędzają ten omijany przez „dojrzałych” krytyków rynek. Wydany na jesień, czyli idealną porę dla wszystkich fanów strachu, Uśmiechnij się idealnie wpisuje się właśnie w te ramy.

Fabuła jest dość prosta i oparta została na krótkometrażowym filmie reżysera Parkera Finna z 2020 roku pod tytułem Laura Hasn’t Slept. Opowiadał on o tytułowej kobiecie, którą w snach prześladował tajemniczy, przerażająco uśmiechający się mężczyzna. Koncept ten został rozwinięty przez Finna do pełnego metrażu, choć sposób działania wykrzywionej w groteskowym grymasie, morderczej istoty uległ pewnej zmianie. Dodajmy do tego trochę psychologicznego rozważania nad problemem stresu i traumy, a mamy gotowy produkt do podbijania kin na całym świecie.

Dr Rose Cotter (Sosie Bacon) jest terapeutką, która jest świadkiem makabrycznego wydarzenia, kiedy jedna z pacjentek prześladowanych przez wizję uśmiechniętej istoty, popełnia brutalne samobójstwo w jej gabinecie. Pacjentka, o której mowa, zaledwie cztery dni wcześniej była świadkiem samobójczej śmierci profesora na uczelni, na którą uczęszczała. Po tym incydencie Rose sama zaczyna mieć wizje. Czasami istota pojawia się jako ludzie, których zna, by kiedy indziej założyć maskę kogoś zupełnie przypadkowego.

Zdrowie psychiczne Rose pogarsza się z każdym dniem, a kobieta zaczyna myśleć, że jest przeklęta. Nikt, jej przyjaciel (Kal Penn), siostra Holly (Gillian Zinser), narzeczony Trevor (Jessie T. Usher) ani terapeuta (Robin Weigert) nie wierzy jej, kiedy opowiada o prześladującym ja, ciągle uśmiechniętym bycie. Im częściej Rose widzi ten uśmiech, tym bardziej staje się zdesperowana, szukając pomocy u Joela (Kyle Gallner), swojego byłego i policjanta, w nadziei, że uda jej się znaleźć sposób na powstrzymanie klątwy, zanim będzie za późno.

Wszystko to brzmi niczym zrzynka z genialnego Coś za mną chodzi (2014). Niepowstrzymana siła, która niczym przeklęty łańcuszek przechodzi z osoby na osobę, by dokonywać brutalnych mordów. Sam reżyser wydaje się świadomym tego, że jego film nie jest niczym nowym, dlatego też, zamiast starać się wymyślać metaforyczne koło na nowo, Finn odwala po prostu sprawnie działająca, przyjemną dla oka i (szczególnie) ucha rzemieślniczą robotę. Nie jest to zatem dzieło, które zostanie z nami na dłużej, ale te niecałe dwie godziny spędzone w kinie można z pewnością zaliczyć do udanych. Co do świadomości twórcy, to w kilku momentach otwarcie cytuje on takie klasyki, jak Obcy – ósmy pasażer Nostromo (1979) czy Egzorcysta (1973).

Film straszy raczej prostymi, acz skutecznie wmontowanymi w jego trzewia sposobami. Jest tutaj kilka sekwencji „darcia mordy”, które nawet na mnie, przeciwnikowi tych trików, zrobiły spore wrażenie. Ale ten, kto widział film, zapewne zapamiętał scenę ze słuchaniem nagrania na laptopie czy ze stojącą obok auta siostrą głównej bohaterki. Mogę tylko nieco poskarżyć się na kino, w którym opisywany tutaj film oglądał. Pracownicy na tyle mocno podkręcili dźwięk, że w pewnych momentach musiałem otwierać usta, żeby nie rozerwało mi bębenków w uszach. A, jest jeszcze finałowa scena, kiedy to widzimy naszą bestię w całej okazałości i… widok ten robi naprawdę dobrą robotę!

Uśmiechnij się wypada niestety bardzo blado, kiedy stara się nam powiedzieć coś o chorobach psychicznych. Większość postaci, nawet siostra i narzeczony Rose, wydają się chcieć zdystansować się od kobiety, zamiast jej pomagać. To z pewnością jeszcze bardziej rujnuje kruchą psychikę Rose, co czyni opowieść jeszcze bardziej przerażającą, ponieważ kobieta zmuszona jest stawić czoła złej sile samotnie. Jednak film, próbując skomentować problemy psychiczne, a zwłaszcza samobójstwo, nie ma za wiele do powiedzenia. Oferuje powierzchowne diagnozowanie traumy. I choć finał dość jasno sugeruje, że bohaterka musi stawić temu czoła, historia nie zagłębia się dalej niż to konieczne. Kiedy Rose w końcu zdaje sobie sprawę, że nigdy nie była naprawdę szczęśliwa, film dobiega końca.

Ale to nie jest materiał dla studentów psychiatrii, a horror do miłego spędzenia jesiennego wieczoru. I tak jak powiedziałem na początku tej recenzji, w tej formie wypada on bardzo dobrze. Oczywiście na palcach jednej ręki wymienię Wam lepsze dzieła, które nie wstydzą się swej popcornowej konwencji, ale w ostatnich latach Uśmiechnij się jest zdecydowanie tym, na który warto poświęcić czas i pieniądze. Obejrzyjcie go w kinie, ponieważ to właśnie w nim robi on największe wrażenie. W domowym zaciszu, na mniejszym ekranie i z gorszej jakości dźwiękiem możecie się od tej produkcji bardzo szybko odbić, a to byłaby jakaś tam strata.

Oryginalny tytuł: Smile

Produkcja: USA, 2022

Dystrybucja w Polsce: tylkohity.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *