Gwiezdne wojny: Opowieści Jedi (2022-)

Czy obecnie możemy mówić o przesycie Gwiezdnych Wojen? Czy ta wciąż szalenie popularna franczyza nie rozdrabnia się na naszych oczach, zalewając nas kolejnymi produkcjami, które można skwitować tylko słowami „komu to potrzebne?”. Nie wiem, choć docierają do mnie takowe głosy z różnych stron, ja się strasznie jaram, że na rynku jest tyle treści sygnowanych logiem STAR WARS. Może dlatego, że kiedy rozpalała się we mnie miłość do tego uniwersum, każda jego cząstka była na wagę złota.

Doniesienia o powstawaniu Opowieści Jedi jakoś mi umykały, bo był to dla mnie jakiś tam poboczny, krótki projekt, który w domyśle wypełni lukę pomiędzy tymi większymi treściami. To w zasadzie dwie mini trylogie, które jak wskazuje nazwa, skupiają się na historii dwóch Jedi. Jedna z nich skupia się na życiu Ahsoki Tano (Ashley Eckstein), podążając za nią przed, w trakcie i po wydarzeniach z Wojen Klonów. Pozostałe trzy odcinki dotyczą zepsucia niegdyś szlachetnego rycerza zakonu, hrabiego Dooku (Corey Burton).

Ten wybór jakoś nie pasuje zbytnio do wykalkulowanego podejścia, które Disney tradycyjnie stosował do swoich flagowych tytułów. Mimo całego uroku hrabia Dooku nie jest ulubieńcem fanów porównywalnym do Boby Fetta (Temuera Morrison) czy Obi-Wana Kenobiego (Ewan McGregor). Fakt, że postać zyskała popularność, była raczej zasługą odgrywającego go Christophera Lee. Trudno wyobrazić sobie fanów domagających się historii czy genezy tej postaci. Ja, kiedy okazało się, że na ekranie widzę właśnie Dooku i młodego Qui-Gon-Jina, miałem ciarki na plecach – tak, nie czytałem żadnych spoilerów przed seansem.

Podobnie Ahsoka Tano, której historia dla wielu skończyła się satysfakcjonująco w animowanym serialu The Clone Wars. Co więcej, na horyzoncie jest jej serial aktorski wywodzący się z Mandalorianina, z Rosario Dawson w roli głównej. Przywrócenie Ahsoki do trzech animowanych filmów krótkometrażowych, które rozgrywają się przed, w trakcie i bezpośrednio po Wojnach Klonów, wydaje się ryzykować zmęczeniem materiału i wracaniem postacią do czasów, które tak dobrze mamy przecież już opisane.

W porównaniu jednak do aktorskich seriali, na których teraz skupiona jest uwaga całego Disney’a, ta animacja najbardziej urocza jest w tym, że nie narzuca sobie nie wiadomo jakich celów do wykonania. Wszystko wskazuje na to, że jest to tylko spełnienie głębokiej zachcianki Dave’a Filoniego, który trzyma pieczę nad marką pod butem wielkiej Myszki Miki. To projekt zrodzony z pasji i szczerej miłości do tych postaci i ich historii. Najkrótszy z odcinków, praktyka czyni mistrza, jest retrospekcją osadzoną w preludium do sceny z finału Wojen klonów. I jest to chyba najlepsza metafora tego, jak działa właśnie Filoni.

Wciąż nie uważam, że seriale z uniwersum Star Wars należy bojkotować, bo szczerze czerpię z nich przyjemność i jestem jedną z niewielu osób, dla których ich wysyp jest czymś naprawdę fajnym. Jednak widać przeskok pomiędzy tym, jak pracowano nad opisywanymi tutaj Opowieściami Jedi, a taką Księgą Boby Fetta (2021-). Tam, gdzie w aktorskich serialach skupiono się na reklamowaniu kolejnych, nadchodzących historii z Odległej Galaktyki, ta animacja nie ma takich ambicji i jest bardzo zwięzła w tym, co chce nam powiedzieć. A mówi nie tylko o dualistycznej naturze Mocy, ale rozwija nieco koncept jej ścisłego powiązania ze wszystkim, co nas otacza. Tak, Moc tutaj wraca do swojego mistycznego wymiaru bycia, według mnie, życiem.

Ale serial ten to również pokaz talentów animatorów, którzy pracowali wcześniej nad Wojnami Klonów. Widać to nawet patrząc na animacje postaci, które przeszły długą drogę od premiery oryginalnych odcinków animowanego serialu, aż dotąd. Szczególnie imponujący jest projekt Qui-Gon Jinna (Micheál Richardson, Liam Neeson). Jest na tyle szczegółowy, że od razu można go rozpoznać jako Liama Neesona. Każdy odcinek zawiera również unikalne środowisko, które nakłada na zespół produkcyjny szczególne ograniczenia i wymagania. Lwia część akcji w „Wyborach” rozgrywa się w jesiennym zagajniku niczym z filmu o samurajach. Akcja „The Sith Lord” ma miejsce się w strefie przemysłowej na Coruscant, która przypomina miejskie pustkowia Blade Runner 2049 (2017).

Opowieści Jedi nie wydają się tak ważne ani konieczne dla większych planów Disneya oraz marki Gwiezdne Wojny, jak zrobiły to wspomniane to Księga Boby Fetta czy Obi-Wan Kenobi. Ostatecznie, kuszące jest opisanie antologii jako „nieistotnej”. W przeciwieństwie do tych projektów nikt nie „prosił” o Tales of the Jedi, a serial nie wydaje się być stworzonym dla nikogo poza tymi, którzy lubią szczerze i trochę naiwnie stare, dobre Gwiezdne Wojny. To właśnie paradoksalnie sprawia, że antologia ta jest tak pociągająca i wciągająca.

Oryginalny tytuł: Star Wars: Tales of the Jedi

Produkcja: USA, 2022

Dystrybucja w Polsce: disneyplus.com

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *