Ostatnia wieczerza (2022)

Bartosz M. Kowalski przez pewien czas był moim zdaniem jednym z najlepiej rokujących polskich twórców kina. Po jego fantastycznym i przerażającym do szpiku kości Placu zabaw z 2016 roku, nastało głośne, aczkolwiek niezbyt w moim guście W lesie dziś nie zaśnie nikt (2020) poprzedzone dość średnim szortem Zacisze z 2017 roku. Potem było już tylko okropne W lesie dziś nie zaśnie nikt 2  (2021), które jednym ruchem przekreśliło tego twórcę w mych oczach.

Jednak do jego najnowszego dzieła, praktycznie pozbawionej promocji Ostatniej wieczerzy, która tu i ówdzie nazywana była pulpowym horrorem z prawdziwego zdarzenia nakręconym nad Wisłą, podszedłem z jakimś tam entuzjazmem. W końcu popełniać błędy ludzka rzecz, a nauka płynąca nomen omen z kościoła katolickiego jest taka, że ludziom trzeba wybaczać. W końcu ile w naszym kraju kręci się kina grozy o opętaniu przez samego Szatana i odprawianych nad jego ofiarami egzorcyzmach?

Właśnie diabelska ingerencja stanowi oś dla wydarzeń filmie, które osadzone są w odległym klasztorze gdzieś w Polsce, w którym grupa zakonników w najbardziej ikoniczny dla gatunku sposób „leczy” dusze potępionych. Miejscem tym zaczyna się interesować pewien milicjant (czas akcji to oczywiście polska komuna), grany przez Piotra Żurawskiego, który infiltruje mury zakonu i poznaje kryjące się w nich tajemnice. Wszak jak to wiadomo od dawna, najciemniej jest pod latarnią.

Reżyser nie miał oczywiście ambicji stworzenia rodzimego Egzorcysty (1973) czy uwielbianej przeze mnie Matki Joanny od Aniołów (1961), więc nie mamy tutaj do czynienia z jakimś wielkim balastem ciążącym na tej produkcji. Od początku do końca jest to kino odtwórcze, powtarzające sprawdzone schematy, jednak pozostające w tym wszystkim szczere. Kowalski świadom jest swoich inspiracji, co jakiś czas puszczając do nas oko i bawiąc się wszystkimi tymi wytartymi już do cna tropami.

Nie ma co się jednak martwić, Ostatnia wieczerza to nie tylko prześcigające się schematy, ale również cała masa naprawdę fajnych pomysłów jak mniemam zainicjowanych przez samego Kowalskiego. Moim osobistym faworytem jest ta sekwencja, w której główny bohater wyciąga z obślizgłej dziury w ścianie plecionkę zakończoną ludzkim okiem, które ponadto wydaje się całkiem żywe. Takich dziwactw jest tutaj więcej, na czele z cudownie przewrotnym zakończeniem, którego z oczywistych względów nie zdradzę.

Warto również docenić „Ostatnią wieczerzę” pod względem produkcyjnym, bo ta stoi na zaskakująco wysokim poziomie. Scenografia nie trąci tandetą, aktorzy w swych rolach nie szarżują tak, jak mają to w zwyczaju, a nad całością unosi się to, co w kinie grozy najważniejsze – gęstą atmosfera i napięcie. Mimo że zbudowany ze znanych nam klocków, jest to film od A do Z nakręcony na serio, co stanowi miłą odtrutkę od przaśnych i pastiszowych poprzedników. 

Oczywiście malkontenci będą narzekać, że odtwórcze, że to już wszystko gdzieś było. Powiedzcie mi jednak szczerze, czego Wy oczekujecie? Pozwolę sobie teraz na trochę prywaty, ponieważ wnerwia mnie to, jak wiele wymaga się od polskiego kina gatunku, które w porównaniu do uchodzących za wzór produkcji amerykańskich, nie ma tak bogatej historii. To bardzo dobrze, że ktoś taki jak Kowalski stara się przemycić prosty, działający schemat nad Wisłę i nakręcić po bożemu (heh) i całkiem na serio film grozy. Ja się jaram niezmiernie.

Dlatego też moja ocena może nie być w 100 procentach obiektywna, bo składa się na nią zbyt wiele innych czynników, niż sama wartość tego, co w filmie znajdziemy. Ostatnia wieczerza potwierdza tylko, że nie potrzeba nam ciągłej rewolucji ani usilnej rewolucji, a powrót do tego, co znamy i lubimy, może być równie przyjemnym doświadczeniem. Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni i choć życzyłbym sobie więcej tego typu produkcji nad Wisłą, tak strasznie marna promocja omawianego tutaj tytułu może nie być zaproszeniem dla kolejnych twórców, którzy nie mają może tyle odwagi, co właśnie Kowalski.

Oryginalny tytuł: Ostatnia wieczerza 

Produckją: Polska, 2022

Dystrybucja w Polsce: netflix.com

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *