Fabelmanowie (2022)

Kino Stevena Spielberga od dekad kojarzy się z zapierającymi dech w piersi widowiskami, które co rusz przekraczały granice produkcji rozrywkowych. Co jednak stanie się, kiedy reżyser z takim dorobkiem zechce stworzyć dzieło równie wielkie, jednak pozbawione wybuchów, dinozaurów i nowatorskich efektów specjalnych? Dostaniemy film, który stanowi wręcz idealny podpis samego twórcy pod swoim dorobkiem.

Na poły biograficzny film Fabelmanowie to nie tylko rozliczenie się samego Spielberga ze swoją przeszłością, choć te wątki nie są tutaj marginalizowanie, co pokazanie nam czystej magii płynącej z kina. W końcu dla wielu z nas to właśnie ten reżyser był jednym z pierwszych, którzy pokazali nam, jak można opowiadać niesamowite historie na wielkim ekranie. Dlatego też na tak wielu poziomach jest to dzieło szczere, przejmujące i rozczulająco nostalgiczne. Tak, to jest kino przez duże K!

Cała historia zaczyna się od Burta (Paul Dano) i Mitzi Fabelman (Michelle Williams) zabierających swojego małego syna Sammy’ego (Mateo Zoryon Francis-DeFord we wczesnych scenach i Gabriel LaBelle jako nastolatek) do kina na The Greatest Show on Earth (1952) Cecila B. DeMille’a. Obrazy emanujące z ekranu ekscytują i dosłownie zmieniają chłopca do tego stopnia, że ​​obsesyjnie odtwarza on w kółko scenę z zabawkową kolejką.

Fabelmanowie to u swych podstaw przepiękna historia o małym człowieku, którego miłość do kina popycha do tego, aby sam spróbował je tworzyć. To bardzo ważny moment dla samego reżysera, który chce podzielić się z nami, widzami, chwilą, w której to on sam poczuł magię filmu. Są w tej historii momenty, kiedy ojciec chłopaka nazywa robienie filmów „hobby”, co ten dość stanowczo neguje. Bo tak jak główny bohater, my też wiemy, że kino to nie tylko zajawka, pasja, ale dla wielu również sens życia. I ten stan Spielberg w swym filmie uchwycił wręcz w namacalny, nienaruszony niczym sposób.

Powrót samego reżysera do lat swojej młodości to również okazja do tego, aby dokonać wiwisekcji na żywej tkance modelowej rodziny tamtych lat. Bez wchodzenia w zbędne spoilery, Spielberg ma wyczucie do uczciwego ukazywania swoich ekranowych bohaterów. Dlatego też, nawet jeśli w rodzinie pojawiają się pewne problemy, bo w której ich nie ma, to film nikogo tutaj nie antagonizuje. Nikt nie rzuca oskarżeń, nikt nie wyciąga brudów, nikt nie jest do szpiku kości zły – to po prostu i aż ludzie. Kiedy mam już pisać nieco konkretniej, to mamy tutaj klasyczny motyw tarć na linii chłodny, wykalkulowany rozum i wolna, artystyczna dusza. Jak łatwo się domyślić, Sammy jest niejako fuzją tych dwóch filozofii życia.

W sumie jak się gniewać na kogoś o aparycji okrąglutkiego Paula Dano, aktora, do którego chyba nie da się nie poczuć jakiejś sympatii. Ogólnie aktorsko Fabelmanowie stoją na bardzo, ale to bardzo wysokim poziomie. Wspomniany Dano wnosi do swojej postaci tyle ciepła i takiej uroczej naiwności, że z czystym sercem oddałbym mu swój telewizor do naprawy. To samo można powiedzieć o jego filmowej partnerce, Michelle Williams, która wnosi na wyżyny zniuansowaną postać niestabilnej psychicznie artystki. Cała reszta nie pozostaje w cieniu tych dwóch nazwisk, a aktorzy tacy jak Seth Rogen czy Judd Hirsch dają równie zapadające w pamięci kreacje.

Równie wysoki poziom trzyma cała techniczna oprawa filmu, od zdjęć na muzyce kończąc. Zdjęcia autorstwa Janusza Kamińskiego idealnie oddają bijące z całej historii specyficzne ciepło, jednocześnie oddając wiele miłości dla już niestety minionej epoki w kinie. Wiele klatek wypełnionych jest drobnymi smaczkami, które filmowi puryści będą odkrywać jeszcze na długo po pierwszym seansie. Muzyka Johna Williamsa naturalnie porusza nasze wewnętrzne synapsy, jednak nigdy nie jest tak dosadna, że przytłacza całą historię. Oczywiście ze względów fabularnych prym wiodą tutaj fortepianowe takty, które oczywiście budzą całą gamę emocji, od niepewności po radość.

Jest to chyba pierwszy film w bogatym dorobku Spielberga, w którym reżyser ten tak mocno otwiera się przed widownią. To już nie magia kina z efektami specjalnymi na pierwszym planie i wykreowanymi w głowie postaciami, to film, który ukazuje nam figurę tego twórcy „od kuchni”, jako człowieka funkcjonującego na dwóch życiowych płaszczyznach. Fabelmanowie to też pokaz formy, w jakiej niezaprzeczalnie jest Spielberg pomimo upływu tych wszystkich lat, więc jeśli okaże się tak, że będzie to jego ostatni film, sprawdzi się jako jego twórcze epitafium. Dajcie się ponieść tej magii, bo jak pokazuje film, pojawia się ona nie tylko na ekranie, ale i wokół nas.

Oryginalny tytuł: The Fabelmans

Produkcja: USA, 2022

Dystrybucja w Polsce: monolith.pl

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *