Rick i Morty – sezon 6 (2022)

Jestem na tyle stary, że pamiętam czasy, kiedy to Rick i Morty byli „towarem” nieco ekskluzywnym. Były tylko dwa sezony animowanego serialu, na które czekało się kilka lat, oraz jakieś komiksy, których w naszym kraju wyszło chyba tylko kilka. Mimo tego, że nieoficjalny merch wylewał się od czasu do czasu z różnych szczelin, tak wciąż bycie fanem dzieła Roilanda i Harmona było nieco hipsterskie. Teraz kolejne sezony wychodzą praktycznie jeden po drugim, a postacie Ricka i Morty’ego to już popkulturowe pomniki spiżowe i marketingowe samograje.

I tak zostałem z serialem, który oglądam na pół z przyzwyczajenia, na pół z chęci zaskoczenia się jeszcze ekscentryczną wyobraźnią jego twórców. Zaskakuje, choć nie sposób nie odnieść wrażenia, że scenariusz zaczyna już nieco gonić własny ogon, a kilka odcinków wydaje się lekkimi powtórkami z tego, co już widzieliśmy. Bo w szóstym sezonie powraca choćby fantastyczny motyw świadomości uwięzionej w wirtualnej rzeczywistości czy naśmiewanie się z figury superbohatera we współczesnym kinie. Nie zrozumcie mnie źle, nie są to kalki 1:1, a raczej takie mocniejsze déjà vu i wciąż dostarczają masę frajdy.

Bo szósty sezon Ricka i Morty’ego wciąż dostarcza dokładnie tego, czego my, oddani fani, od niego oczekujemy. Jest zatem wiele zwariowanych i dość przerażających teorii naukowych, egzystencjalnego defetyzmu, problemów rodzinnych, ciętego dowcipu oraz masa odniesień do kultury popularnej. A w tym ostatnim serial naprawdę nie bierze jeńców, jawnie odnosząc się choćby do swojego epizodu na platformie Netflix czy wprost mówiąc o tym, że Disney zwyczajnie spieprzył nową trylogię Gwiezdnych Wojen.

Te ostatnie w zasadzie stanowią punkt zapalany całego finału sezonu, który rozgrywany jest w mocno ironicznej tonacji. Wciąż jestem pod wrażeniem, na jak wiele mogą sobie pozwolić twórcy serialu, który nomen omen w świecie wszechobecnej poprawności politycznej wciąż jest jednym z najpopularniejszych show. Może to właśnie stanowi o jego sile? Dla mnie jednak oglądanie duetu Harmona i Roilanda polega głównie na zagłębianiu się w ich fantastyczne umysły. Dlatego też miałem problem z odcinkami, które oparte są głównie na parodiowaniu znanych nam tropów, zawsze uważałem to za pójście na łatwiznę.

Jednak Rick i Morty to nie tylko przemiennie inteligentny i toaletowy humor, ale też egzystencjalny kryzys Ricka oraz wszystkiego jego problemy, które promieniują na resztę członków tej z pozoru zwyczajnej rodziny. Jest tutaj dość odważny wątek Beth, córki Ricka, która, bez spoilerów, wchodzi w romans z… sobą samą. Podoba mi się też rola Summer, która staje się pełnoprawną wnuczką naszego szalonego doktorka, mogąc praktycznie w każdej chwili zastąpić w tej roli Morty’ego.

Bawią również te pojedyncze historyjki, które wypełniają cały sezon numer sześć. Fantastyczny jest wątek eskalujący z głupiobrzmiącej wróżby w ciastku z chińskiej knajpy czy motyw z odgrywaniem przez Summer Szklanej pułapki. To podejście do tego sezonu sprawdza się również w tym, że serial nie potrzebuje jakiś zbędnych występów gościnnych, które jakoś wybijały mnie zawsze z tej rodzinnej dynamiki. Tak samo nie ma tutaj zbyt wiele z napoczętych historii, które w poprzednich sezonach wydawały się stanowić trzon serialu. Więc nie liczcie na powrót Złego Morty’ego, Cytadeli Ricków i innych cyborgów.

Ważny jest również fakt, że animacja samego serialu ani trochę nie straciła na jakości, co się naprawdę ceni. Czy to dobry moment, aby produkcja ta zaczęła się bawić swoją formą? Ja tego totalnie nie potrzebuję, wystarczą mi meta-gagi przełamujące czwartą ścianę i burzące całe poczucie, że ten świat przedstawiony ma jakiekolwiek prawa oprócz telewizyjnych. Wszyscy uważani i oddani fani zresztą poczują miłe ciepło na sercu, kiedy to kreskówka będzie mrugać do nich okiem, przypominając o przeszłych przygodach.

Szósty sezon Rick i Morty jest zatem zarezerwowany tylko i wyłącznie dla stałych fanów serialu, nie jest to dobry start dla tych, którzy przygodę z nim chcą dopiero rozpocząć. To wciąż bardzo wciągające doświadczenie, którego każdy seans wiąże się z całą gamą czasami skrajnych emocji. Ja jestem oczywiście zachwycony, bo wciąż można znaleźć tutaj wiele fascynujących koncepcji science-fiction oraz zwyczajnych, ludzkich problemów. A taka mieszanka jest zawsze czymś, co kręci mnie najbardziej. Mówiłem coś o przesycie? Dajcie mi już sezon siódmy!

Oryginalny tytuł: Rick and Morty

Produkcja: USA, 2022

Dystrybucja w Polsce: hbomax.com

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *