Myślę, że w plebiscycie na najbardziej absurdalny, a zarazem dosłowny tytuł horroru klasy B, Cieśla zająłby dość wysokie miejsce. W końcu zawód, w którym cały czas ma się do czynienia z narzędziami tnącymi, jakoś tak wdzięcznie paruje się z ideą kina siekanego. Nic więc dziwnego, że takowy film powstał pod koniec szalonych lat 80. i dziś straszy nas swym jakże tandetnym tytułem.
Martin (Pierre Lenoir) wraca pewnego dnia z pracy i w domu zastaje swoją żonę Alice (Lynne Adams) krojącą jeden z jego garniturów i z czułością układającą go niczym puzzle na łóżku. Mężczyzna decyduje, że Alice potrzebuje leczenia, więc umieszcza ją w najbliższej placówce psychiatrycznej na kilkutygodniowy wypoczynek. Kiedy kobieta wraca na łono wolności, jej mąż oznajmia jej, że zakupione przez nich domostwo przechodzi gruntowny remont przeprowadzany przez grupę robotników pod okiem szefa-buca.
Pewnej nocy Alice rozbudza głośny hałas dochodzący z piwnicy. Kiedy kobieta postanawia sprawdzić co dzieje się na dole, napotyka tam dziwacznego gościa o imieniu Ed (Wings Hauser), który przy pomocy cyrkularki ratuje naszą bohaterkę przed nachalnym budowlańcem. Jak gdyby nigdy nic Alice mija pozbawione kończyn ciało i udaje się z powrotem do łóżka. Mimo całej absurdalności zaistniałej sytuacji kobieta nie przestaje fantazjować o tajemniczym Edzie.
Nawet nie wiecie, jak ciężko było mi napisać ten fabularny wstęp bez posiłkowania się gotowymi opisami historii z internetu. Cieśla to dzieło na wskroś dziwaczne, rządzące się jakąś swoją pokrętną logiką i w wielu aspektach absurdalne. Gdybym miał zabawić się w tworzenie nowych subgatunków kina grozy, to nazwałbym omawiane tutaj dzieło horrorem budowlańca. W końcu lwią część historii zajmuje tutaj strach przed tym, czy budowa zostanie ukończona przed czasem oddania jej do rąk klienta.
Jeśli do tego momentu spodziewaliście się, że Cieśla jest typowym przedstawicielem slasherów, które hurtowo powstawały w tamtym okresie, to muszę Was niestety zawieść. Praktycznie cały film kupony jest na postaci Alice, jej poturbowanej psychiki próbie oddzielenia tego, co jest, a co nie jest prawdziwe. To też w pewnym sensie opowieść o fascynacji złem, o chorobie psychicznej i taki przedstawiony w zupełnie krzywym zwierciadle romans. Co z tego jednak, kiedy żadna z tych rzeczy nie potrafi nas naprawdę zaangażować?
Bo Cieśla jak na kino mikrobudżetowe przystało, popełnia wszelkie grzechy produkcji tego typu. Mamy zatem tragiczne aktorstwo, zwłaszcza w wykonaniu głównej bohaterki, idiotycznie pisane dialogi, z których te w wykonaniu samego Cieśli starają się imitować hasełka rzucane przez Freda Kruegera, oraz kaprawe sceny morderstw, których i tak nie ma tutaj jakoś wiele. A jeśli się już pojawiają, to oglądanie ich sprawia w nas jedynie uśmiech politowania, ponieważ widok pilarki akumulatorowej o głębokości może 5 centymetrów odcinającej ludzkie kończyny nie zasługuje na nic innego.
Nad całą produkcją unosi się też taki specyficzny, niskobudżetowy klimat, który w jakiś sposób zamyka wszystkie te niedoróbki i głupoty w nawias pewnej konwencji. A założenie filmu jest takie, że do końca nie powinniśmy być pewni, czy mordercze wybryki Eda to naprawdę dzieło sfrustrowanego budowlańca, czy tylko chore schizmy naszej bohaterki. Niestety w pewnym momencie reżyser chyba nieświadomie daje nam jasną odpowiedź na to, co tutaj tak naprawdę się dzieje, przez co zakończenie z automatu pozbawione jest elementu zaskoczenia.
Nie wiem, szczerze mówiąc, komu Cieśla może się tak naprawdę spodobać. To dzieło na tyle dziwaczne, że nie przypadnie ono do gustu zarówno fanom slasherów z epoki, jak i entuzjastom takich bardziej psychologicznych horrorów. Myślę, że pokochać go mogą jedynie ludzie, którzy lubują się w filmach napisanych po prostu źle i nieumiejętnie. No, i jest jeszcze Wings Hauser, tak naprawdę jedyny jasny punkt tego sztywnego niczym nieobrobiony kloc drewna filmu.
Oryginalny tytuł: The Carpenter
Produkcja: Kanada, 1988
Dystrybucja w Polsce: BRAK
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.