Alison’s Birthday (1981)

Paradoksalnie Australia jako kraina rdzennych wierzeń, jakoś mało kojarzy mi się z okultyzmem. Na przestrzeni lat tamtejsze kino gatunkowe, nawet to z niższym budżetem i większą fantazją, przyzwyczaiło nas raczej do tego, że to raczej malownicza arena do starcia człowieka z naturą bądź innym przedstawicielem tego samego gatunku. Naprzeciw tej tendencji wyszedł Ian Coughlan, gość, który znany był raczej z pisania scenariuszy do seriali telewizyjnych.

Alison’s Birthday zaczyna się od nieco ikonicznej dla gatunku sceny, w której to młode dziewczyny ku własnej uciesze bawią się tablicą Oujia. Oczywiście z początku dziewczęta zgrywają się, udając, że nawiedził je jakiś nadprzyrodzony byt. Jednak w pewnym momencie dochodzi do dziwnej sytuacji, która podkopuje nasze racjonalne rozumowanie świata. Zapewne bardziej zaprawieni w nurcie widzowie szybko odgadną, w jakim kierunku powędruje ta historia.

A jej właściwy przebieg zaczyna się kilka lat później, kiedy to dziewiętnastoletnia już Alison dostaje zaproszenie od swojego wujostwa, w którym się wychowywała, by celebrować jej urodziny. W domu tym pomieszkuje również babcia naszej bohaterki, która chce jeszcze zobaczyć wnuczkę przed swoim odejściem na łono Abrahama. Alison towarzyszy jej chłopak Pete, który niezbyt przypada do gustu reszty rodziny. Jednak to właśnie tytułowa dziewczyna ma kryje w sobie pewien niepokojący sekret, który zauważa znajoma specjalistka od okultyzmu.

Film Coughlana łączy w sobie dwa znamienne dla horroru tropy. Na pierwszym planie mamy dziewczynę dręczoną przerażającymi wizjami zarówno na jawie, jak i podczas snu. Obok jest wątek skrywającej tajemnicę rodziny, która zdaje się należeć do lokalnego kultu. Znajdzie się tutaj nawet miejsce dla australijskiej wersji Stonehenge, oczywiście o wiele mniejszej i skrytej na tyłach ogrodu w rodzinnym domu. Co ciekawe, sam film nie kryje jakoś specjalnie tajemnicy rodzinnej i dość szybko wykłada na stół wszystkie karty.

I jest to zabieg, który nieco rujnuje frajdę płynącą z filmu, bo przez bagatela 40 minut zmuszeni jesteśmy obserwować Pete’a i Alison próbujących rozwikłać zagadkę, którą widownia dostała na tacy praktycznie na początku seansu. Alison’s Birthday jawi się więc jako telewizyjna próba zmierzenia się z potęgą Dziecka Rosemary (1968) gdzieś z odległego, egzotycznego kraju. Taki zabieg również mocno ogranicza samego reżysera, który o dziwo wyciąga z filmu praktycznie tyle, ile może.

Podoba mi się przykładowo zabieg, który skupia opowiadaną historię na parze głównych bohaterów. Są oni naprawdę sympatyczni i widownia może im rzeczywiście kibicować. Jak na prawidła horroru nie są oczywiście zbyt rezolutni, ale nie stają się też paszą dla kręcących się po australijskiej prowincji okultystów. Duża w tym też zasługa przyzwoitej obsady, która potrafi tchnąć w swoich bohaterów szczere emocje. Ich strach, determinacja czy potępieńczy fanatyzm odgrywane są z taką gracją, że aż gryzą się z ogólną jakością produkcji.

Bo film jest oczywiście niskobudżetowy pod każdym innym względem. Lokacja jest mocno ograniczona i kameralna, nijak nie epatując naturalnym pięknem ojczyzny kangurów i jadowitych pająków. Podobnie jest z samym poczuciem strachu, dla którego w końcu po horrory sięgamy. Choć film ma kilka dobrze zapowiadających się momentów, nigdy nie wybrzmiewają one należycie. Widać to choćby w scenie, w której Pete trafia do sypialni babci naszej bohaterki. Coś, co zapowiada nagły atak na nasze zmysły, kończy się z siłą odkręcenia kranu po nocnej wizycie w toalecie.

Dlatego też Alison’s Birthday raczej nie warte jest marnowania czasu i szukania w nim jakiejś zapomnianej perełki gatunku czy australijskiej kinematografii. To ten przykład ciekawostki, która najbardziej wyróżnia się przewrotnym zakończeniem, nie zostawiając w naszej głowie żądnego, długotrwałego śladu. Może, gdyby scenariusz poprowadził tę historię nieco inaczej, filmowi należałaby się większa uwaga, w tej formie mogę polecić go jedynie… nie wiem? Fanom australijskich filmów grozy kierowanych od razu na tamtejszą kablówkę?

Oryginalny tytuł: Alison’s Birthday

Produkcja: Australia, 1981

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *