Czarne okulary (2022)

Dario Argento to gość, który uczył mnie tego, czym jest włoskie kino gatunkowe, bo to jego genialna Suspiria (1977) była drugim filmem z tego kraju, który obejrzałem jako widz świadomy. To także reżyser, którego cały dorobek obejrzałem w zasadzie jeden film po drugim, wliczając w to nawet jego serial La porta sul buio (1973) czy praktycznie nie do zdobycia wówczas Le Cinque giornate (1973). Kiedy padły pierwsze plotki, że na starość wraca do korzeni, kina giallo, jak wielu innych fanów przeszedł mnie dreszcz ekscytacji.

Entuzjazm jednak opadł, kiedy na chłodno przekalkulowałem sobie w mojej głowie, że ostatni, naprawdę dobry film nakręcił on moim zdaniem w 1987 roku. Argento jest modelowym przykładem tego twórcy, który totalnie nie odnalazł się w nowym millenium, kręcąc filmy z pograniczna tandety całkiem na poważnie. Niestety, Czarne okulary nie przełamują jego wyjątkowo złej passy twórczej, choć oczywiście nie jest to kino tak złe, jak niesławny Dracula 3D z 2012 roku.

Jak na sztandarowe giallo przystało, Argento kręci swą intrygę wokół tajemniczego, maniakalnego mordercy kobiet. Jedną z jego niedoszłych ofiar staje się Diana (Ilenia Pastorelli), prostytutka z wyższych sfer, która podczas feralnej ucieczki przed zabójcą z impetem powoduje wypadek samochodowy. Kobieta traci wzrok i osieroca małego chłopczyka China (Andrea Zhang), dla którego staje się swoistą opiekunką. Ona sama jednak wymaga wdrożenia się w świat w wiecznej ciemności, w czym pomaga jej pies przewodnik i socjalna pracownica Rita (w tej roli cudowna córka samego reżysera, Asia Argento).

Oczywiście tajemniczy jegomość w białej furgonetce nie odpuszcza Dianie, więc ta zmuszona będzie nie tylko do odparcia jego ataków, ale ich ochrony swoich bliskich i finalnego rozwiązania zagadki jego tożsamości. Dario nie ucieka się tutaj do jakiś nadprzyrodzonych fantazji znanych z jego starszych, głośnych tytułów, serwując nam w miarę przyziemną i realistyczną historię o ludziach mordujących innych ludzi. Jest to oczywiście zwrot ku korzeniom samego nurtu, który pozbawiony był elementu magicznego na rzecz kryminalnej intrygi.

Jednak Czarne okulary w kilku miejscach mogą przywodzić rasowe kino akcji, a nie stylowy i mroczny kryminał. Argento stara się podnieść nasze ciśnienie scenami pościgów samochodowych czy dość ostrymi sekwencjami morderstw. Już pierwsza scena zbrodni, w której to jedna z prostytutek zostaje praktycznie zdekapitowana przy użyciu klasycznej garroty, zapowiada nam, że nie będą to rurki z kremem, a kaszanka z sosem do spaghetti. Później jest tego oczywiście więcej i z czasem robi się nieco bardziej osobliwie. Nie zdradzając więcej, jest tutaj moment, w którym nasze bohaterki muszą zmierzyć się z atakującymi je wężami.

Widać gołym okiem, że Dario nieco gubi się we własnym filmie, a fabuła, choć należy do tych raczej prostych, popada w kompletny chaos. I jest to ten specyficzny rodzaj kinowego bajzlu, który owocuje dość nudnym rozwinięciem i totalnie bełkotliwym zwieńczeniem opowiadanej historii. Dziwi też fakt, że Argento, jako gość, który zawsze z gracją portretował w swoich filmach kobiety, tutaj znacząco spłyca ich rolę. Wciąż stanowią centrum filmu, jednak trudno jest odnieść wrażenie, że jakkolwiek każda z nich rozwija się podczas akcji filmu. Jakoś ciężko mi było uwierzyć w tę determinację głównej bohaterki do odkrycia tożsamości mordercy, a to przecież ciągnie całą historię!

Na całe szczęście poza widocznie mierną fabularną warstwą, kryje się jeszcze jeden aspekt. Była taka wypowiedź, w której sam Argento wypowiedział się o nurcie giallo przede wszystkim jako o stylu wizualnym. I ten jest tutaj naprawdę niezły! Nie jest to oczywiście plastyczne arcydzieło na miarę wspomnianej już Suspirii czy nawet jego debiutanckiego Ptaka o kryształowym upierzeniu (1971), ale widocznie nawiązujący do epoki styl cieszy oko nawet takiego laika jak ja. Zawsze miałem słabość do tych ciasnych, włoskich uliczek sąsiadujących z bujnymi ogrodami, po których snuli się rzucający złowrogie cienie mordercy.

Czarne okulary można oczywiście obejrzeć bez większego zgrzytu i na tle ostatnich dokonań Argento jako reżysera, wypadają one w miarę nieźle. Wciąż jednak fani jego twórczości odejdą od ekranu z poczuciem, że jest to jedynie przebłysk dawnego geniuszu mistrza makaroniarskiej makabry. Czułbym się zawiedziony, gdybym rzucił się na film w dniu premiery, żyjąc jeszcze samym faktem, że Dario postanowił nagrać tak auto-nostalgiczny obraz. Jednak po całym tym czasie, jaki zleciał mi na chłodzeniu entuzjazmu i dochodzącymi do mnie głosami o słabościach omawianej tutaj produkcji, potrafiłem czerpać z seansu jakąś tam przyjemność. Czy jest to godne pożegnanie tego kultowego twórcy? Niestety nie.

Oryginalny tytuł: Occhiali neri

Produkcja: Włochy/Francja, 2022

Dystrybucja w Polsce: splatfilmfest.com

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *