Na co dzień stronię od tych wszystkich produkowanych gęsto przez amatorów produkcji za przysłowiowe dziesięć dolarów. Nie wiem, dlaczego też sięgnąłem po opisywane tutaj, bezbudżetowe Cabin Tales Justina Russella. Może dlatego, że nad tą trwająca bagatela 40 minut produkcją unosi się cała chmura dymu ze skręta, klimat prowincjonalnej Ameryki oraz taki ciężki do sklasyfikowania vibe, nazywany przez milenialsów „mublecore”.
Wiecie co? Chyba potrzebowałem takiego skoku w bok od tych wszystkich mniej lub bardziej profesjonalnie konstruowanych produkcji na rzecz czegoś, co zrodziła kumpelska zajawka i odrobina kreatywności. Serio, takie filmy pomimo żadnej wartości produkcyjnej, kipią zajawką i cieszy fakt, że nawet przy wypadzie na jointa do letniskowego domku swojego wujka można przekuć ją na całkiem kompetentny straszak.
Pomysł z domkiem za miastem nie jest przypadkowy, bo osią filmu jest przesiadywanie trójki znajomych właśnie w takim domku należącym do rodziny jednego z nich. Nasi bohaterowie, dwóch chłopaków i jedna, lekko alternatywna laska, siedzą sobie na werandzie, popijają piwko, palą skręty i przerywają dyskusję na temat legalizacji narkotyków strasznymi historiami. Dlatego też Cabin Tales śmiało nazwać można antologią.
Zobacz cały film tutaj:
Oczywiście jakość poszczególnych historyjek pod względem technicznym jest zerowa, jednak nie sposób odmówić im pomysłu na siebie. Oprócz pierwszej, która zrobiona jest w konwencji jakiegoś sitkomu o morderczym klaunie, każda kolejna już potrafi mile zaskoczyć. Moim ulubionym segmentem chyba zostaje ten, w którym młoda dziewczyna zostaje sama w domu nawiedzanym przez tajemniczą, cienistą postać. Może zabrzmi to dziwnie, ale ta dziwaczna, przenikająco czarna sylwetka przemykająca po salonie może zjeżyć włos na karku.
Pisać więcej o Cabin Tales nie ma sensu, bo musiałbym się skupić na wyliczaniu kolejnych błędów wynikających z niskiego budżetu i braku doświadczenia. Potraktujcie to zatem jako ciekawostkę pod piwko i jointa, coś, co może lecieć na położonym gdzieś laptopie pod czas grilla w letni wieczór. Oczywiście wszelkie zmieniacze świadomości będą mile widziane! Cóż, sam film zaczyna się od chmury zielonego dymu zalewającego ekran, a zmieniacze świadomości stanowią oś nie tylko głównej fabuły, ale również poszczególnych jej segmentów.
Raczej nie mam ochoty już w najbliższym czasie po sięganie w te rejony kina. Rozumiem w pełni, że nawet ono ma swoich faworytów, choć pewnie oprócz kilku z nich i znajomych samej ekipy pracującej nad filmem, niewielu po niego sięgnie. A szkoda, bo Russell wydaje się kolesiem, który całym sercem lubi ten gatunek, obracając się przy tym w naprawdę ciekawej, redneckowej stylistyce. Horror klasy C z serca Ameryki B, tak najlepiej spuentować ten osobliwy seans.
Oryginalny tytuł: Cabin Tales
Produkcja: USA, 2023
Dystrybucja w Polsce: BRAK

Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.