W potrzebie (2016-)

Zazwyczaj określenie „hipsterski”, „alternatywny” czy „ambitny” budzi u mnie odruch wymiotny. Jako oddany hołdownik stylistyki normcore i ktoś, kto wolał płynąć z głównym nurtem, nie wychylając za bardzo głowy w dorzecza, kulturowo zawsze wybieram tę najprostszą drogę. Chodzi mi o to, że nie mam ani odpowiednich kompetencji, ani narzędzi do tego, by te wszystkie mniej popularne nisze zrozumieć oraz jakoś je w swojej głowie poukładać.

Dlaczego zatem sięgnąłem i zachwyciłem się serialem W potrzebie? W końcu ta mała i wciąż niezbyt popularna w naszym kraju produkcja od HBO stanowi wręcz wizualizacje współczesnej, mocno progresywnej hipsterski! Oczywiście na poziomie stylisticzno-światopolgądowym wciąż jest to produkcja, która nie rezonuje ze mną w najmniejszym stopniu, ma ona jednak w sobie coś tak pochłaniającego, że jednym tchem wymienię jej tytuł, jeśli ktoś zapytałby mnie o pięć najlepszych seriali, jakie w życiu widziałem.

Być może wielkie znaczenie ma tutaj fakt, że serial Katji Blichfeld i Bena Sinclaira złamał moje oczekiwania. Spodziewałem się pociesznej, lekkiej komedyjki o nieco nieporadny dilerze trawki, a dostałem praktycznie wiwisekcję współczesnego, zachodniego społeczeństwa. W końcu dzisiaj Brooklyn nie jest wcale tak odmienny, niż Berlin, Sztokholm czy Paryż, a globalna unifikacja łączy ludzi na całym świecie wspólnymi problemami.

Jednym z nich jest właśnie ogarnięcie sobie palenia, które we współczesnym świecie natychmiastowej gratyfikacji załatwiamy podobnie jak żarcie z Glovo czy innego Uber Eats. Właśnie takim zawodem para się bezimienny mężczyzna, w którego rolę wciela się jeden z twórców serialu, Sinclair. Wiedzie on z początku samotne życie, przemierzając Nowy Jork na swojej kolarce i dostarczając bogatej siatce klientów życiodajnej rośliny. Marihuana stanowi tutaj jednako oś całej historii, jak i totalne tło, bo praktycznie nie gra ona żadnej roli w życiowych perypetiach kolejno poznawanych postaci.

Nowy Jork tutaj to wręcz mityczny ekosystem, w którym każdy pali trawkę. Od szeregowych robotników, przez lekarzy i małolatów, na kierowcach taksówek i nauczycielach kończąc. Wszystkie te postacie, a jest ich tutaj niezliczona ilość, bo każdy odcinek stanowi oddzielne, małe historie, są pisane z taką masą szczegółów, że często wpadałem w kazus oglądania produkcji dokumentalnej. Obcowanie z nimi jest tak przyjemne, że na drugi plan schodzą ich poglądy, orientacja seksualna, wyznanie czy nawet wpisane w ich charaktery ułomności. Jest to w jednym momencie przestrzeń totalnie mi obca, a z drugiej czuje się, jakbym orbitował w niej od zawsze.

Ich życiorysy podane nam zostają czasami w dość odważnych, innowacyjnych formach. Moim absolutnym numerem jeden jest odcinek w całości opowiedziany z perspektywy podawanej sobie z rąk do rąk zapalniczki. Mamy też taki, który za centralną postać obiera bezdomnego psa czy wydarzenie, jakim jest zaćmienie słońca. Wciąż jednak najważniejsze są historie, mniejsze i większe, oraz ludzkie emocje. A Nowy Jork zaprezentowany w serialu aż nimi spływa. Nieważne, czy jest to śmierć kogoś bliskiego, ciężka choroba, czy tak prozaiczne rzeczy, jak sprzedanie wyrwanych na aukcji butów i pójście na koszykówkę z kolegami, W potrzebie robi tę elementarną rzecz, której często nie potrafią inne seriale, nie wartościuje.

Serial zaczynał jako samofinansujący się projekt na platformie Vimeo, który swój dom znalazł w HBO. I te internetowo viralowe korzenie widać nawet w sezonie numer cztery, który produkcyjnie stoi już o kilka klas wyżej. Na całe szczęście korporacyjny gigant nie zmienił W potrzebie w coś bardziej konwencjonalnego, zostawiając twórcom tyle wolności, ile tylko chcieli. Dlatego też jest to jeden z nielicznych przykładów dzieła, które większy budżet i możliwości wykorzystuje w idealny sposób, pozwalając sobie na zabawę formą, wplatanie kolejnych niuansów i poruszanie tematów, których kino i telewizja głównego nurtu wciąż się boi.

Nie ma sensu zagłębiania się w fabułę serialu, bo tej jest tutaj całe mrowie i praktycznie każdy odcinek zasługuje na oddzielny elaborat. Zdecydowanie nie jest to również serial, który iść może gdzieś w tle, bo wymaga od nas nie tylko pełnego skupienia percepcji, ale emocjonalnego zaangażowania. I mówię to ja, człowiek, który na początku tego tekstu opisał się jako prosty, niezdolny do bardziej wysublimowanych przemyśleń człowiek. Wciąż jest to najbardziej hipsterska rzecz, jaką w życiu widziałem, ale z drugiej strony tak bardzo to wszystko splotło się z moimi neuronami, że praktycznie przez czas chłonięcia serialu żyłem w tym Nowym Jorku. I wiecie co? Gdyby powstał odcinek o zblazowanym, zagubionym Polaku, nierozumiejącym za bardzo rzeczywistości, to wpisałby się on idealnie w strukturę i styl serialu!

Oryginalny tytuł: High Maintenance

Produkcja: USA, 2016

Dystrybucja w Polsce: hbomax.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *