Krzyk VI (2023)

Robi nam się powoli taka epoka w kulturze tak zwanej popularnej, że co roku będziemy zasiadać w kinowych fotelach, by oglądać kolejne produkcje sygnowane tytułem Krzyk. To już 25 lat, kiedy w słuchawkach telefonów wybrzmiewa kultowe pytanie „jaki jest twój ulubiony straszny film?”, a my wciąż chcemy patrzeć na tych morderców w ikonicznej masce i wzorem Scooby-Doo odkrywać ich tożsamość. Na całe szczęście szósta już odsłona Krzyku nie stara się odkryć koła na nowo, choć pozornie stawiać klocki zupełnie inaczej.

Tym razem z małomiasteczkowych, osamotnionych domostw trafiamy w samo serce Nowego Jorku. Być może dla wielu był to desperacki ruch w oczywisty sposób nawiązujący do Piątek trzynastego VIII: Jason zdobywa Manhattan (1989), dla mnie to jednak potrzebny powiew świeżości dla całej franczyzy. Sam (Melissa Barrera), Tara (Ortega), Chad (Mason Gooding) i Mindy (Jasmin Savoy Brown) po ucieczce z Woodsboro starają się odbudować swe życia w nowym miejscu.

Wszyscy radzą sobie z traumą na swój własny sposób. Przykładowo Tara postanowiła nie dopuszczać do siebie myśli, że trzy feralne dni zrujnowały jej całe życie. Ale bez względu na to, jak wszyscy prą naprzód (lub nie ruszają się wcale w przypadku Sam), ich próby rozpoczęcia nowego życia zbliżają się nieuchronnie do ślepego zaułka. I to dosłownie! Ghostface powraca, a „czwórka z Woodsboro”, jak ochrzcił ich Chad, staje w obliczu kolejnej masakry. Na szczęście mają pomoc Gale (Courteney Cox) i ulubieńcy fanów Krzyku 4, Kirby (Hayden Panettiere).

Nie będę Was naprowadzał w żaden sposób na to, kto kryje się pod maską mordercy. Powiem tylko, że początek filmu mocno mnie zaskoczył, zrywając z utartą przez te wszystkie lata konwencją, dosłownie obnażając zapowiadaną tajemnicę. Wszystko to jednak okazało się tylko psikusem, a historia w swoim trzonie trzyma się bardzo mocno swojej spuścizny. I takich zabiegów łamania schematów jest tutaj wiele, wszystkie one stanowią jednak zabawę z widownią i nie stanowią dla franczyzy żadnej rewolucji.

Przyzwyczajcie się do terminu „franczyza”, bo film ten, jak określają jego bohaterowie, nie jest ani sequelem, ani prequelem, ani nawet requelem, tylko częścią franczyzy właśnie. To znaczy, że nikt nie może czuć się bezpieczny, liczba ofiar musi zostać wywindowana, a twórcy mają wolną rękę, jeśli chodzi o ogólne zasady rządzące się horrorami. Z poziomu meta sprawia to oczywiście wiele frajdy, jednak kiedy pochylimy się nad tym bardziej realnie, nie ma to w zasadzie przełożenia na film. Nawet ilość trupów nie wydaje się specjalnie zwiększona, a Ghostface zalicza jedną sekwencję masowego mordu w sklepie monopolowym.

Nasz morderca zmienił się nieco w ciągu tych lat, a i nowe miejsce bytowania wymusiło na nim pewne zachowania. Nie jest już tak żwawy, jak przedtem i w stylu Michaela Myersa z serii Halloween lubi on sobie postać w bezruchu, przechylić głowę i obserwować w ciszy swoje ofiary. Oczywiście ma też super umiejętność pojawiania się i natychmiastowego znikania z miejsca swojego działania, co zawsze gryzło mi się z quasi realistycznym podejście do slashera, jakie prezentowała franczyza (heh!). Poza tym jest krwawo, więc wszyscy fani ekranowej makabry powinni czuć się nasyceni tymi nożami wbijanymi w gardła, upadkami z dużej wysokości czy bliskimi strzałami z broni palnej.

Jest jednak kilka sprytnie nakręconych i pełnych napięcia sekwencji. Nowe miejsce równa się nowe możliwości, z których twórcy korzystają często i gęsto. Scena w metrze wypełnionym przebranymi z okazji Halloween ludźmi robi spore wrażenie i trafia chyba do moich ulubionych momentów w całej serii (żeby nie powtarzać słowa franczyza). To oczywiście meta komentarz do tego, że współczesna popkultura przesycona jest filmami grozy, a patrząc na nastolatków przebranych za Pinheada czy Kruegera ciężko nie odnieść wrażenia, że twórcy śmieją się z trendu reanimowana znanych marek.

Szósty Krzyk to w gruncie rzeczy ta sama konstrukcja co zawsze, tyle że ułożona z inaczej rozsypanych elementów. Niestety, ta „samoświadomość” i obśmiewanie własnych schematów to jedyne, co ma do zaoferowania fanom kina grozy. Zapomniałem również wspomnieć, że ten film stanowi dosłownie muzeum na temat, ehkm, „krzykowej franczyzy”, i działać on będzie najlepiej, jeśli przed jego seansem przypomnimy sobie poprzednie jego odsłony. Mimo wszystko ja w kinie bawiłem się naprawdę dobrze i w stanie jestem wybaczyć te wszystkie głupoty oraz pójścia na skróty. To nie jest dzieło wiekopomne, odmieniające oblicze sztuki, jaką jest film. To film o mordercy w masce i ludziach starających się go pokonać. Jeśli z takim podejściem do niego usiądziemy, będziemy czerpać z niego pełnię wrażeń.

Oryginalny tytuł: Scream VI

Produkcja: USA, 2023

Dystrybucja w Polsce: forumfilm.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *