Zaraźliwi (2012)

Brandon Cronenberg musiał mieć ciekawe dzieciństwo, w końcu jest w prostej linii potomkiem niekwestionowanego króla horroru cielesnego, Davida Cronenberga. Nic więc dziwnego, że jego syn stał się również jego protegowanym, kontynuując rodzinną tradycję dostarczania widowni zapadających w pamięć wizji tego, co z ludzkim ciałem da się zrobić. A jak pokazuje jego debiutancki pełny metraż, na ten temat nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa.

Całe szczęście jednak w tym, że Zaraźliwi jak i cała twórczość Cronenberga juniora nie jest zależna od jego ojca, a Brandon to reżyser, który stoi stabilnie na własnych nogach. Oczywiście widać tutaj jasne konotacje rodzinne, tematycznie obie te kariery podejmują podobne kwestie. Moim zdaniem jednak filmy Brandona są o wiele mniej przystępne dla przeciętnego widza, idące raczej drogą współczesnego kina niezależnego i mocno alegorycznego.

I właśnie do takiego wykrzywionego świata trafiamy w opisywanym tutaj dziele. To równoległa do naszej rzeczywistość, w której ludzka sympatia do celebrytów osiągnęła punkt krytyczny. Syd March (Caleb Landry Jones) jest handlowcem w The Lucas Clinic, firmie zbierającej i katalogującej szczepy wirusów od celebrytów i przekazującej je klientom, którzy chcą być jeszcze bliżej swoich ikon. Wiecie, nie będziecie nigdy w stanie pocałować Jennifer Lopez, ale możecie dumnie nosić jej opryszczkę na wargach.

Jako że wirusy i choroby stały się towarem, oczywiste jest, że zyskały wartość na czarnym rynku. Dlatego też Syd we własnym ciele wykrada je z placówki The Lucas Clinic, bootleguje w domowych warunkach i później z profitem upłynnia we wspomnianym podziemiu „celebryckim”. Dodam tylko, że opiera się ono również na sprzedaży organicznego mięsa wyhodowanego z tkanek znanych osób, czy też przyszywania sobie płatów skóry również wyrośniętych na ich bazie komórek.

Po samym opisie realiów Zaraźliwych stwierdzimy, że jest to bardzo niesmaczna, ponura i cięta satyra na współczesny kult wspomnianych celebrytów oraz chorobliwą (heh) chęć stania się popularnym. Młody Cronenberg wprost zadaje nam pytania o to, dlaczego te wypełniające przestrzeń publiczną ikony są tak ważne dla nas, przeciętnych ludzi? W pewnym momencie główny bohater mówi nawet o jednej z gwiazd tego świata, że jest czymś więcej niż tylko ideałem. Nic więc dziwnego, że tak wielu ludzi pragnie choćby namiastki intymnego kontaktu ze swoimi idolami.

Historia opowiadana w filmie jest zagmatwana i jedno odwrócenie od niej uwagi może zaburzyć jej rozumowanie w naszym umyśle. Ale na całe szczęście film ten oferuje coś więcej, aniżeli tylko główna intryga, bo reżyser sypie kreatywnymi zabiegami jak z przysłowiowego rękawa. Wspomniane knajpy z mięsem „celebrytów”, które nomen omen wygląda wyjątkowo obrzydliwie, to jedno, ale kanał telewizyjny poświęcony konkretnym częściom ciała znanych osób czy odpychające, zapadające w pamięć sny głównego bohatera świadczą o tym, jak wiele pomysłów kotłuje się w głowie młodego Cronenberga.

Do tego surowa forma filmu, który skąpany jest praktycznie tylko w bieli i czerni, pozbawiony został muzyki, a główną rolę gra bohater wysoce apatyczny, nastraja widza na obcowanie z czymś wyjątkowym. Dla wszystkich tych, którzy od nazwiska Cronenberg oczekują krwi i penetrujących ludzkie ciało wymyślnych mechanizmów, seans będzie prawdziwym rarytasem. Zaraźliwi są filmem bardzo cielesnym, zachodzącym nam za skórę zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Powstrzymam się jednak od opisywania tutaj tych wszystkich ekranowych okropności, bo element zaskoczenia zapewne podniesie Wam wartość seansu.

Jak wspomniałem w pierwszym akapicie, film ten na równi z drugim, pełnometrażowym dziełem Brandona, Possessor (2020), nie jest łatwym kawałkiem kinematograficznego chleba. Powiedziałbym nawet, że jest to filmy pod wieloma względami „mdły”. Jednak w tym terminie kryje się jego wielka moc, bo spuszcza on powietrze z przesyconego kolorami i wszelkimi bodźcami popkulturowego świata celebrytów. To krzywe zwierciadło, w którym odbijamy się my, ludzie nic dla świata nieznaczący, żyjący w cieniu swoich idoli. A jako że już jesteśmy niejako chorzy na umyśle z własnego wyboru, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby chorować również cieleśnie.

Oryginalny tytuł: Antiviral

Produkcja: Kanada/Francja, 2012

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *