Basen (2001)

Na pomysł z ponownym zmierzeniem się z niemieckim horrorem Basen (2001) wpadłem po wizycie… na pływalni właśnie. Jako że woda to jest zdecydowanie mój żywioł, a od paru lat praktycznie nie było tygodnia, bym nie zanurzył się choć raz od stóp do głów, rzuciłem w kąt wszystkie filmowe zaległości i zasiadłem do seansu produkcji Borisa von Sychowski. Smaczku dodaje również fakt, że pisząc tę recenzję jestem świeżo po seansie najnowszej części Krzyku, a omawiane tutaj dzieło jest niczym więcej, jak klonem tych filmów.

Powiem szczerze, że lubię te wszystkie slashery z przełomu wieku, bo w naturalny sposób stanowią one część mojego popkulturowego dorastania. Muzyka rodem z ze starych filmów deskorolkowych czy stylówki bohaterów jak z wczesnego MTV to coś, czego z odpowiednią szczerością nie da się już odtworzyć. Tutaj zamiast amerykańskiego przedmieścia mamy gęsto zabudowaną czeską Pragę, a amerykańskich nastolatków zastępują ludzie z różnych części Europy pragnący studiować w tym pięknym mieście.

Po obowiązkowej scenie otwierającego film morderstwa, które notabene jest już totalną kalką bliźniaczej sekwencji z wybitnego Krzyku (1996), poznajemy naszych bohaterów u progu wejścia w dorosłość. Symbolicznym przekroczeniem tej granicy jest zaliczenie ostatnich egzaminów na studiach i zorganizowanie hucznej imprezy upamiętniającej te wszystkie wspólne lata. Miejscem balangi okazuje się zamknięty na noc park wodny. Czy muszę dodawać, że oprócz absolwentów na miejscu będzie również tajemniczy, zamaskowany morderca?

Basen jest produkcją, która łączy ambicje z totalnym pójściem na skróty. Z jednej strony mamy przecież innowacyjne jak na kino siekane miejsce akcji, z drugiej schematyczność scenariusza wydaje się wręcz karykaturalna. Bohaterami na pozór są ludzie ze świeżo wydrukowanym dyplomem, jednocześnie będąc bandą najbardziej stereotypowych, horrorowych klisz. Odmówić nie można mu jednak jednego, mimo swojej całej tuzinkowości, Basen zdecydowanie zasługuje na więcej serca od fanów nurtu, takich jak ja.

Interesująco jest też na poziomie aktorskim, bo film choć niemiecki, w swojej obsadzie ma nazwiska z Anglii i Czech. Isla Fisher, znana z wielu ról w amerykańskich komediach, nie gości na ekranie niestety jakoś długo, w przeciwieństwie do Jamesa McAvoy’a, którego zna nawet niedzielny widz. Wnikliwi fani horrorów mogą również rozpoznać aktora Jana Vlasaka, który dał mrożący krew w żyłach występ jako „Holenderski Biznesmen” w Hostelu (2005). Reszta obsady, choć totalnie do zapomnienia, nie wypada jakoś źle, dając przyzwoite występy jak na zapewne niski budżet produkcji.

Ale to przecież slasher, więc takie rzeczy, jak aktorstwo czy fabuła, możemy zostawić w tym brodziku, gdzie przepłukujemy stopy przed wejście do właściwego basenu. Najważniejsze są sceny morderstw, a tych jest tutaj całkiem sporo i wizualnie prezentują całkiem wysoki poziom. Oczywiście najbardziej w pamięć zapada ta z maczetą wbitą w podłoże rurowej zjeżdżalni wodnej. To bardzo kreatywny pomysł i na tle pozostałych, które mniej lub bardziej są zrzynką ze wspomnianego Krzyku czy serii Piątek trzynastego, stanowi chyba najlepszą scenę z całego filmu.

Pochwalić też muszę design samego mordercy, jego obcisły strój i lateksowe spodnie jakoś kojarzą mi się z estetyką basenową, a przerażająco biała czaszka zastępująca maskę, zapada w pamięci. Na plus mogę dodać jeszcze, że twórcy nie bawią się z nami w podchody, nie dają żadnych wskazówek na temat tego, kto może kryć się pod tym przerażającym kostiumem, przez co mordercą okazać może się finalnie każdy. Szkoda tylko, że wątek policjanta, który na własną rękę chce pomóc zagrożonym bohaterom, jest tutaj tak niepotrzebny, że film postanawia dosłownie uciąć go w momencie, kiedy miał szansę jakoś wpłynąć na fabułę. To po co go w ogóle było zaczynać?

Pamiętajmy, że Basen jest filmem wydanym prosto na rynek DVD, i jak na taki produkt, patrzę na niego po latach nieco przychylniejszych okiem. Bo w sumie wiecie, Boris von Sychowski nie miał raczej ambicji rewolucjonizować kina grozy, a jego kompetencje pozwoliły mu nakręcić całkiem udany, schematyczny slasher, który gdzieś tam nawet darzony jest estymą fanów nurtu i jak widać po moim przykładzie, zapada w pamięć. Choć nieco chaotyczny finał potrafi zamącić w głowie niczym sztuczny strumień w aquaparku, tak cała reszta warta jest poświęcenia jej czasu. Oczywiście, jeśli jesteście fanami kina spod znaku maski i maczety.

Oryginalny tytuł: Swimming Pool – Der Tod feiert mit

Produkcja: Niemcy, 2001

Dystrybucja w Polsce: vision.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *