Sundown (2021)

Zapewne kolejny raz w oczach wielu fanów kina nieco bardziej ambitnego wyjdę na ignoranta, ale kinowy seans Sundown był moim pierwszym zetknięciem się z postacią meksykańskiego reżysera Michela Franco. Być może dlatego, że nie siedzę aż tak bardzo w tej nowej fali twórców „alternatywnych” lub zwyczajnie nie interesuje mnie aż tak kino zaangażowane w kulturę Mezoamerykańską. Na całe szczęście życie polega na miłych zaskoczeniach.

Idąc na seans, nie wiedziałem kompletnie, czego się spodziewać, a jedyny bagaż, jaki ze sobą wniosłem, to śliczny plakat i polecenie mojego znajomego. I już pierwsze, złowrogie ujęcie na konające w sieci ryby jakoś nastroiło mnie na resztę filmu, który po wyjściu z kina ośmieliłem się nazwać „bardziej awangardowym „Białym Lotosem” (2021-)”. Dla niecierpliwych powiem już teraz, tak, jest to dzieło jak najbardziej warte obejrzenia!

Tim Roth i Charlotte Gainsbourg wcielają się w Neila i Alice, rodzeństwo, które jest zmuszone skrócić swoje wakacje w Acapulco, aby wziąć udział w pogrzebie matki. Po przybyciu do bramek lotniska, gdy samolot ma zaraz odlecieć, Neil orientuje się, że prawdopodobnie zostawił swój paszport w hotelu. Mówi swojej siostrze i zdystansowanemu, dwudziestoparoletniemu siostrzenicy i siostrzeńcowi, aby przejęli inicjatywę, a on dogoni ich kilka dni później.

W sumie od początku widz łapie pewną niechęć do postaci Rotha widząc jego obojętność względem najbliższej rodziny. Zamiast wracać do eleganckiego kurortu, w którym wypoczywali, mówi swojemu nowo poznanemu taksówkarzowi Jorge (Jesús Godínez), aby zabrał go do dowolnego hotelu, gdzie melduje się w pustym pokoju. Następnie idzie na gwarną publiczną plażę, siada na plastikowym krześle zwróconym do wody, pije piwo i je owoce morza, podczas gdy fale, słońce i odgłosy plażowiczów kołyszą jego zmysły.

Sundown to kino spokojne, oszczędne w dialogi i operujące głównie na inteligentnym kadrowaniu i mimice twarzy aktorów. Franco z pełną świadomością oszczędza nam szczegóły swojej opowieści, wymagając od nas długiego wpatrywania się w powtarzalne, prozaiczne czynności jak picie piwa na plaży czy błahe rozmowy o niczym z lokalnymi mieszkańcami. Tak naprawdę ciężko jest nam jednoznacznie stwierdzić, co siedzi w głowie Neila i o co mu w zasadzie chodzi. Na te pytania nurtujące przez cały seans oczywiście odpowie nam finał, którego z etycznych względów, pozwolę sobie go tutaj pozostawić w tajemnicy.

Powiem tylko, że jako widza nieznającego ani podstawowego opisu fabuły, ani zwiastuna, kilkukrotnie przeszedł mnie dreszcz zaskoczenia tym, w jakich kierunkach kluczy historia opowiadana w filmie. I tak, wspomniane porównanie do Białego Lotosu jest jak najbardziej na miejscu, bo w pewnym momencie zahaczamy nawet o kryminalny półświatek lokalnych karteli. Nic dziwnego, że poprzednie dzieło tego reżysera, Nowy porządek (2020), wywołało taką burzę wśród meksykańskiego proletariatu, w końcu pokazuje on swój kraj jako wręcz upadłe niebo. Naturalne piękno staje się areną brutalnej walki ludzi z najniższych klas, niebiańskie plaże patrolowane są przez wojsko, a zatraceni w nałogu narkomani leżą pod palmami na ulicach Mexico City.

Jednak to strona wizualna stanowi główną narrację Sundown, a Franco potrafi w momencie przejść z widoku splątanych w miłosnych spazmach kochanków do ostryg polewanych sokiem z cytryny. Wszystko jest to oczywiście estetyczne, przejrzyste i tak po prostu ładne, jednak zdjęciom brakuje nieco więcej charakteru i takiej zadziorności. Nie ma tutaj zbytniej zabawy kamerą, choć wszystkie składowe zdają się ją ku temu popychać. Franco mimo całej swego przywiązania do oszczędnej formy serwuje nam tak ograne zabiegi, jak dosłowne czytanie gazety opisującej majątkowy stan naszych bohaterów. Takie to trochę płytkie.

Czy Sundown można odbierać jako powszechną dzisiaj krytykę klasy wyższej i całego tego obrzydliwego bogactwa, jakie cechuje tych uprzywilejowanych? No raczej nie, bo mimo pierwszych, pochopnych wniosków, pieniądze i status nie grają żadnej roli, a dramat postaci wynika z naszej natury. Mimo swojej ostatecznej przeciętności film Franco warto zobaczyć choćby dla fantastycznego, egzotycznego dla nas klimatu i fantastycznej, posępnej gry Tima Rotha. Kino wielkie to nie jest, ale zdecydowanie warte naszej uwagi ze względu na szczerość, jaka przemawia przez tego twórcę.

Oryginalny tytuł: Sundown 

Produkcja: Meksyk/Francja/Szwecja, 2021

Dystrybucja w Polsce: gutekfilm.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *