Braty (2023)

Będąc szczerym, totalnie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza ostatnio wielu polskich twórców. Dzieła takie jak Ostatni Komers (2020) czy Chleb i sól (2022) pokazują, że nasze rodzime podwórko ma jeszcze sporo do powiedzenia, a wpisane w polski krajobraz blokowiska są naprawdę wdzięczną scenerią, by te historie nam opowiadać. Taką drogą poszedł Marcin Filipowicz ze swoim filmem Braty, monochromatycznym dramatem z narkotykami i deskorolką w tle.

Listę inspiracji dla Bratów może zamykać i otwierać legendarny już obraz Nienawiść (1995) Mathieu Kassovitza. Wrzuceni zostajemy zatem do nienazwanego miasta, będącego szablonem dla wielu polskich metropolii, gdzie poznajemy tytułowe rodzeństwo. Starszy z braci, Bartek (Sebastian Dela), to osiedlowy survivalista o aparycji dresa. Wie co, gdzie i jak ogarnąć, by przytulić trochę gotówki i nie boi się od czasu do czasu wziąć kogoś na huki. Młodszy Filip (Hubert Miłkowski) to małolat aspirujący do bycia skate’em, który stara się skleić pierwsze ollie.

Spędzają oni czas na jaraniu zioła, przesiadywaniu na skate parku, paleniu gumy i opiekowaniu się swoim uzależnionym od browna ojcem. Bartek jako ten starszy i w domyśle „twardszy” stawia na swoim, poznaje młodszą od siebie Klaudię (Marta Stalmierska) i za kasę ze sprzedaży dragów wynajmuje sobie mieszkanie. Historia jakich wiele, rodzeństwo rozdarte przez problemy swoich rodziców i dosłownie szaroburą rzeczywistość, która wymaga na nich szybsze wejście w dorosłość.

Dlatego też Braty w odróżnieniu od wspomnianych na początku tytułów może być odbierany jako historia o wiele bardziej uniwersalna. W zasadzie można zamienić tylko adekwatną dla otoczenia używkę będącą uzależnieniem ojca, a pasję do deskorolki w cokolwiek innego, a otrzymamy matrycę dla kolejnych, jak z taśmy dramatów. Dlatego też nie ma co rozwodzić się nad fabularną kwestią filmu Filipowicza, bo ta jest po prostu sztampowa i pośród wielu jej podobnych, nie wnosi nic nowego. Ale czy oczekiwaliśmy rewolucji?

Na całe szczęście można przymknąć na to oko, bo w moim przypadku opowiadana historia okazała się tylko dodatkiem do największej zalety filmu, jego specyficznego klimatu. Choć i tutaj muszę trochę ponarzekać, bo jako ktoś, kto sporą część życia spędził na deskorolce i wydaje mi się, że dość dobrze kumam ten klimat, ten piękny sport nie dostał tutaj należytej sobie laurki. Ale to jest problem wszystkich polskich produkcji, w których pojawia się deska, bo traktowana ona jest jako fotogeniczny rekwizyt, nie obiekt centralny całej tej kultury. Cieszą momenty, kiedy Filip wymienia grip lub odpycha się na tle zapuszczonych zwrotnic, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że to tylko inscenizacja.

Dość już jednak narzekania, bo absolutnie nie mogę stwierdzić, że czas i kasa poświęcona na kinowy bilet była czymś zmarnowanym. Z Bratów emanuje przede wszystkim konkretna, spójna wizja autorska, która łączy w sobie surowość wspomnianej Nienawiści z hipstersko-instagramowym sznytem. Praktycznie każdy kadr wydaje się obrazem po stokroć przemyślanym, co skutkuje prostym faktem – film na swoistą duszę. A podkręcana jest ona przez fantastyczną ścieżkę dźwiękową, za którą odpowiada ceniony przeze mnie wielce Noon (tak, ten od Pezeta) oraz składanka utworów takich artystów, jak Małpa czy Syny. W sumie to dość teledyskowa struktura filmu sprawia, że się z nim po prostu płynie.

Oczywiście do filmu trzeba podejść ze świadomością, że jest to jednak produkcja amatorska. I widać to niestety najbardziej w głównej roli kobiecej, czyli granej przez Marty Stalmierskiej Klaudii. Dziewczyna może ma emploi zbuntowanej skate-dziewczyny z wielkiego miasta, jednak jej aktorski warsztat dość skutecznie wybija nas z poczucia „wejścia” w świat przedstawiony. Reszta bohaterów działa już o wiele lepiej, jednak to wciąż tylko ładny spektakl, który momentami ogląda się wręcz jak uliczny odpowiednik teatru telewizji. Szkoda, bo w filmie pojawia się cała zgraja naturszczyków, którzy praktycznie stanowią nieme tło, a idąc krokiem Chleba i soli, oddanie im trochę ekranowego czasu mogłoby skutkować czymś naprawdę fajnym.

W tym luźno określonym przeze mnie stylu nazwanym autorsko „hipsterskim dresiarstwem”, w którym mieszczą się wspomniane w pierwszym akapicie filmy, Braty wypadają najsłabiej. Dlaczego? No właśnie dlatego, że są niczym więcej, jak tylko atmosferycznym portfolio zaangażowanych w projekt operatorów, który chyba nie do końca podołał moim oczekiwaniom. No na własne Dzieciaki (1995) Clarka jeszcze pewnie musimy poczekać, ale przynajmniej cieszą podejmowane próby. A już choćby pod względem realizacyjnym, film Filipowicza stanowi naprawdę solidną montażówkę w tej nabierającej prędkości deskorolce. To nie jest niestety obraz starający się uchwycić zeitgeist współczesnych blokowisk, a dramat jakich wiele, który ulicę traktuje jako romantyczne tło.

Oryginalny tytuł: Braty

Produkcja: Polska, 2023

Dystrybucja w Polsce: canalplus.com

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *