The Limits of Control (2009)

Z wiekiem dojrzałem do tego, że lubię kino trudne, kino wymagające i takie, które w swej oszczędności narracyjnej próbuje sięgnąć absolutnego szczytu. Dlatego też nie będę w tym gronie narzekających na jedno z najbardziej osobliwych dzieł w filmografii Jima Jarmuscha, The Limits of Control z 2009 roku. Choć oczywiście piać z zachwytu również nie zamierzam, ale o tym oczywiście przeczytacie w poniższej recenzji.

Film ten nie jest bowiem klasyczną, kinową narracją, a raczej rodzajem opowiadanej baśni przeniesionej w szaty współczesnego thrillera. Jego powolny, jak już wspomniałem, oszczędny charakter co prawda kłóci się z tą „kryminalną” warstwą filmu, jednak czyni sam obraz wręcz hipnotycznym. Dlatego też ważne jest, aby podejść do niego z wcześniej nastrojoną wrażliwością, odrzucając choćby tropy typowe dla kina gatunku.

Bohater zidentyfikowany jako Samotny Mężczyzna (Isaach de Bankolé) to postać o kamiennej twarzy, wiecznie odziana w idealnie skrojone garnitury w kolorze ziemi. W miastach i wioskach Andaluzji na południu Hiszpanii na przemian kroczy dumnie i cierpliwie czeka, popijając dwie kawy naraz. Siedząc przy stolikach na zewnątrz na zacisznych, porośniętych drzewami pomarańczy placach Sewilli, spotyka się z enigmatycznymi postaciami, które wymieniają z nim tajemnicze, zaszyfrowane frazy.

W miarę rozwoju filmu staje się jasne, że film mają być postrzegany raczej jako przypowieść. Głównym bohaterem jest człowiek-enigma, na którego temat nie wiemy nic. Nie ma przeszłości ani przyszłości i pozornie istnieje tylko w teraźniejszości. Rzadko się odzywa, chociaż jego oczy bacznie obserwują wszystko dookoła. Nie aprobuje seksu (przynajmniej w pracy), broni ani telefonów komórkowych. Jest wybredny do granic możliwości. Ale za pustą maską jego twarzy nie znajduje się kompletnie nic.

Tak, decyzja Jarmuscha o pozbawieniu swojego bohatera jakichkolwiek cech spotkała się z masą krytyki ze strony zarówno widzów, jak i recenzentów. Ale w końcu to nie jest film o nim, tylko o sztuce, muzyce, literaturze, kinie, nauce i seksie. Dlatego też każda z napotkanych postaci stanowi ważny element tej skrzętnie złożonej układanki. Kluczem wydaje się bohaterka Tildy Swinton, która wygłasza arcyciekawą tezę na temat konotacji snu i kina, w pewnym sensie tłumacząc nam samo serce The Limits of Control. Czy możemy traktować to również jako dosłowne wytłumaczenie onirycznej fabuły filmu? To już zostawiam Wam.

Ten nietuzinkowy sposób narracji nadaje filmowi nieco kubistyczny, zdecydowanie awangardowy sznyt. Czarny jak węgiel helikopter co jakiś czas pojawia się na niebie, podążając za Samotnym Człowiekiem podczas jego leniwej wędrówki przez Andaluzję. Tajemnicza femme fatale (Paz de la Huerta) leży nago w jego hotelowym łóżku, z poderwanym tyłkiem na pierwszym planie kadru niczym w jakimś klasyku Godarda z połowy lat 60. Powiedzieć zatem, że The Limits of Control jest filmem stylowym, to nie powiedzieć nic, ale to w końcu Jarmusch, który przyzwyczaił nas do swojego alternatywnego stylu.

Dużą część show kradnie Bill Murray w swojej krótkiej roli jako Amerykanin. Wiecznie zblazowany aktor nadaje filmowi pewien pazur, który wskazuje, że jest wizja jakiegoś alternatywnego wszechświata. Nigdy jednak nie przebija się to wszystko przez minimalistyczną rzeczywistość, którą zbudował Jarmusch. Niemniej znajduje sposób na wprowadzenie napięcia bez wpychania filmu w gatunkowe stereotypy, które scenarzysta-reżyser tak bardzo chce trzymać z dala od swojego dzieła. Konfrontacja Samotnego Człowieka z Amerykaninem pokazuje, że taki film, zamknięty w sztywnych ramach gatunków, mógłby istnieć.

Wszyscy ci, którzy przekładają wizualne aspekty ponad warstwę fabularną, The Limits of Control może okazać się naprawdę ciekawym kąskiem. A jeśli Wasze pojmowanie kina łączy się z tym zacytowanym powyżej z ust Tildy Swinton, to dzieło Jarmuscha wprowadzić Was może nawet w pewien stan zadumy. Ja się na tym złapałem, bo po pewnym czasie przestało mi zależeć na dalszych wydarzeniach i w połowicznej katatonii moje oczy chłonęły każdy ten pieczołowity kadr, zachwycając się wszystkimi zawartymi w nich szczegółami. Dlatego też ostrzegam, jeśli szukacie kina bardziej zwartego, darujcie sobie seans tego, jak i pozostałych filmów Jima. To kino dla ludzi tak samo zamulonych życiem, jak ja.

Oryginalny tytuł: The Limits of Control

Produkcja: USA/Japonia, 2009

Dystrybucja w Polsce: bestfilm.pl

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *