Sisu (2022)

Od premiery pierwszego Johna Wicka w 2014 roku obserwujemy retro-fetyszsytyczny bum na kino akcji w jego najczystszej, najbardziej pierwotnej formie. Tym razem najmocniejszą kartą, która skusiła mnie do odwiedzenia kina, była fantastyczna estetyka, która oparta została na eksploatacyjnym nurcie dość luźno traktującym wydarzenia II Wojny Światowej. A jako człowiek wychowanych na Wolfensteinie, nie mogłem sobie odpuścić takiego seansu.

Sisu, napisany i wyreżyserowany przez fińskiego filmowca Jalmari Helander – gość najbardziej znany z Rare Export: Opowieść wigilijna (2010) – to surowy thriller osadzony wręcz w postapokaliptycznej scenerii Laponii. Sytuacja jest prosta, podczas ostatniego etapu wojny wycofujący się pluton nazistów spotyka samotnego bohatera pośród jałowych pól Finlandii i kradnie jego złoto. Kolejni watażkowie próbują go zabić, a on ucieka. W tych kilku żołnierskich (nazistowskich?) słowach można zamknąć całą fabułę filmu.

Reszta filmu to kanonada przemocy. Nazistowscy żołnierze są rozstrzeliwani, dźgani, miażdżeni, wbijani na pale, dekapitowani, przejeżdżani i wysadzani w powietrze. Jeśli jakimś cudem znajdują się ludzie, którzy pójdą na dzieło Helandera z nadzieją choćby na jakąkolwiek dozę prawdziwego dramatu wojennego, to muszę rozwiać te pozory. Sisu jest filmem często bardzo głupim, umownym nawet w ramach swojej konwencji, dostarczającym rozrywki na jakimś podstawowym poziomie, jednocześnie zostawiając poczucie sporego niedosytu.

Twórcy niby bawią się ekranową przemocą, podwyższając stawkę i ton filmu wtedy, kiedy naziści karzą pojmanym jeńcom przeprowadzić ich przez pole minowe. To ukazywanie czarnych charakterów jako bestie o ludzkich twarzach to jedyne momenty, kiedy pojawia się jakieś napięcie. A to rozładowywane jest poprzez nawiązującą do tytułu postać Aatamiego (Jorma Tommila), byłego komandosa, który śladem Johna Wicka otrzymał wśród swych rosyjskojęzycznych ofiar pseudonim Kościej.

Właśnie ten główny bohater stanowi dla mnie największą bolączkę Sisu, gdyż chyba już przejadłem się postaciami praktycznie bez charakteru, opisywanymi w zasadzie jednym stereotypem. Aatam jest poznaczonym bliznami weteranem, nie znamy za bardzo jego przeszłości oprócz tego, że ma na koncie kilkaset wrogich głów. Nie wiemy, do czego dąży ani w jakim celu gromadzi znalezione na pustkowiu złoto. To tylko maszyna, nieśmiertelna i diablo silna, która stanowić ma karę za wszystkie zbrodnie nazizmu. Być może jeszcze dziesięć lat temu uznałbym to za pomysł świeży, a surowość opowieści za coś odważnego, jednak dzisiaj człowiekowi zwyczajnie czegoś tu brakuje.

Szkoda niestety, że pomimo całej zawartej w sobie dawki przemocy film nigdy nie wydaje się wystarczająco napięty ani zaskakujący. W zasadzie twórcy nie ryzykują ukazania nam niczego, co mogłoby zostać zinterpretowane w niewłaściwy sposób lub co mogłoby na krok odbiec od oczekiwań szerokiej publiczności. W jakiś sposób sprawia, że ​​zabijanie nazistów wydaje się dość oswojone, rutynowe i w efekcie mało atrakcyjne. Weźmy na przykład psa bohatera. Nie chodzi o to, że film byłby lepszy, gdyby pies zginął w jakiś makabryczny sposób, jednak utwierdza nas tylko w przekonaniu, że oszczędza widzom potencjalnego dyskomfortu związanego z zobaczeniem, jak konsekwencje całej tej przemocy spadają na kogokolwiek innego niż bezimiennych nazistów.

Mimo że Sisu niedomaga w wielu momentach przez swój widocznie skromniejszy budżet, choć nie kłuje on w oczy jakoś bardzo mocno, imponuje wizualna strona filmu. Wspomniane plenery, które swoją srogością i brutalizmem przypominają widoki wyrwane z któregoś z filmów o przygodach Mad Maxa, kadrowane są z godnym podziwu wyczuciem. Odpowiedzialny za zdjęcia Kjell Lagerroos odrobił lekcję nie tylko z klasyki spaghetti westernu i wspomnianych już, modnych dzisiaj akcyjniaków, ale nadał filmowi pewien wręcz artystyczny sznyt. Szkoda tylko, że ta operatorka nie przeniosła się na sceny bijatyk, które niestety cięte są tak, że trudno w ogóle poczuć jakąś wagę każdego ciosu.

Oczywiście film znajdzie swoje grono fanów, którzy w tym dość powtarzalnym balecie śmierci znajdą coś dla siebie. Sam uważam, że Sisu bardzo dobrze sprawdza się jako niezobowiązujący seans „po robocie”, z piwkiem w ręce i ze znajomymi wokół. Najnowszy film Helandera to krwawy i absurdalny film akcji, który upaja się swoimi głupotkami. Wiecie, jeśli potrzebujecie dzieła, które po prostu chce zabijać nazistów na nowe i interesujące sposoby, to ten dokładnie i z całego serca osiąga ten cel.

Oryginalny tytuł: Sisu

Produkcja: Finlandia, 2022

Dystrybucja w Polsce: uip.com.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *