Mark Simpson, Scott Snyder „Wiedźmy”

Zawsze miałem problem z komiksem jako nośnikiem strachu. Horrory filmowe i książki potrafią wzbudzić we mnie grozę, jednak komiks, poprzez zakorzeniony w moim umyśle stereotyp bycia medium dla młodszego odbiorcy, jakoś mi nigdy do tej konkretnej emocji nie pasował. Ale dawno już wyrosłem z przeświadczenia, że horror jako gatunek stworzony jest tylko i wyłącznie do tego, by straszyć, bo przecież jego środkami można po prostu opowiedzieć angażującą historię.

O komiksie Wiedźmy słyszałem już od dawien dawna, ale jakoś nigdy niedane było mi się z nim zmierzyć. A przecież wygląda on na coś, co moim gustom powinno od razu przypaść. Mamy w końcu amerykańską prowincję, lokalny folklor i mnóstwo wizualnej przemocy! Dlatego też, gdy tylko nadarzyła się okazja, zaopatrzyłem się w zbiorcze, rodzime wydanie wysoce ocenianej przez czytelników powieści graficznej. Duży format, twarda oprawa i pachnące jeszcze farbą kartki.

Rodzina Rooks wiele przeszła. Lucy zostaje sparaliżowana po wypadku samochodowym, a Sailor, jej dwunastoletnia córka, cierpi na lęki i przeżywa traumę po incydencie z udziałem prześladującego ją łobuza w jej starej szkole. Charlie Rooks, ojciec rodziny, odnoszący sukcesy autor książek dla dzieci i zdrowiejący alkoholik, przeprowadza się wraz z bliskimi do małego miasteczka Litchfield w New Hampshire, mając nadzieję na nowy początek i uzdrowienie relacji. Niestety, w pobliskich lasach czyhają potwory, które zainteresowały się Sailor.

Już sam wstęp ostrzega nas, czytelników, że historia Scotta Syndera nie będzie folklorystyczną opowieścią o czarownicy mieszkającej w chatce na kurzej łapce gdzieś w magicznym lesie. Wiedźmy to horror pełną gębą, brutalny i traktujący się zupełnie poważnie. Te czarownice to nieco humanoidalne potwory, które żyją w lasach, wciągają ludzi na drzewa i zjadają ich. To nie jest duży spoiler, ponieważ dowiadujemy się tego na bardzo wczesnym etapie historii. Ale uwierzcie mi, chęć dowiedzenia się, dlaczego tak się dzieje, sprawi, że będziesz czytać dalej.

Powiem szczerze, że historia z kart komiksu jest niesamowicie gęsta i dramatyczna, a emocje, jakie nasuwają się nam podczas lektury, sprawiają, że dosłownie czuć ciężar życia Charliego i jego decyzji. Snyder tworzy opowieść pełną serca, człowieczeństwa, empatii i strachu. Znajdą się oczywiście momenty pełne patosu, cielesnego horroru czy kilku sztamp, ale relacje międzyludzkie są bardzo naturalne i zniuansowane, przez co łatwo się z utożsamić z bohaterami. To trochę opowieść o dorastaniu z problemami, które wydają się posiadać moce dalece wykraczające ponad ludzkie zrozumienie, więc na osobistym poziomie można Wiedźmy odbierać różnorako.

Oprawa graficzna komiksu jest jednakowo oszałamiająca, co i niewygodna. Kąty są ostre i definiujące, ale to, co naprawdę błyszczy, to kolorystyka. Ludzie odpowiedzialny za dobór często pozostają niezauważeni w komiksach lub są myleni z tymi od szkiców, ale kolorysta Matt Hollingsworth przypomina, dlaczego kolory są równie ważne. Zamiast polegać na typowych ciemnych, neutralnych barwach z okazjonalnymi plamami czerwieni, typowymi dla horrorów, Wiedźmy są zaskakująco jasne, a paleta kolorów to głównie kolory podstawowe. Tworzy to dziwny dysonans między historią a sztuką. Przerażenie nie ogranicza się do ciemnych kątów i cieni, jest wszędzie, w pełnym świetle, w przestrzeni, w naszej codzienności.

Łatwo jest ominąć ten przytłaczający, artystyczny nastrój, jeśli po prostu skoncentrujesz się na dymkach ze słowami, ale Wiedźmy to rodzaj dzieła, której możesz po prostu przeglądnąć „po obrazkach”, by wyczuć kontekst. A historia spada kaskadowo na coraz bardziej szalone i niespokojne zwroty akcji między Sailor, jej matką i ojcem, które sprawiają, że ​​komiks jest głęboko niepokojący, od początku, aż do przerażającego finału. To coś jak poplamione krwią malowidła naskalne w lesie za naszym własnym domem.

Wydawnictwo: muchacomics.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *