Jeśli czytaliście moją recenzje pierwszego Hotelu zła z 2006 roku, zapewne wiecie, że jestem ogromnym entuzjastą takiego surowego, poważnego podejścia do kina siekanego popularnie nazywanego slasherem. A Skandynawowie jak mało kto, potrafią takie właśnie produkcje nam dostarczać. Dlatego też filmowym prawidłem, jeśli pierwsza część była udana i popularna, trzeba kuć żelazo, więc dwa lata później otrzymaliśmy bezpośredni sequel filmu o mordercy z gór.
Drugi Hotel zła zaczyna się, gdy Jannicke (Ingrid Berdal), jedyna ocalała z masakry z pierwszej części, zostaje znaleziona błąkająca się po zaśnieżonym poboczu. Wciąż jest w stanie szoku po tym, co stało się z jej przyjaciółmi w opuszczonym hotelu gdzieś w norweskich górach. Po przewiezieniu do szpitala lekarzom udaje się uspokoić kobietę na jakiś czas. Policja nie daje początkowo wiary w historię Jannicke, chociaż ta podaje im dokładną lokalizację i liczbę ciał. Jednak po odkryciu szczeliny i znajdujących się w niej zwłok, a także zamarzniętego ciała zabójcy, jej historia zyskuje na wiarygodności.
Wzorem cenionego przeze mnie osobiście Halloween 2 (1981), morderca trafia do kostnicy, gdzie zaczyna wykazywać oznaki życia. Personel szpitala, jak zapewne poprzysięgał, natychmiast zabiera się za ratowanie jego zdrowia, nieświadomie sprowadzając na siebie śmierć. Bo nie będzie to spoilerem, jeśli powiem, że nasz killer ma się całkiem dobrze, a odludny szpital gdzieś na norweskiej prowincji uczyni on swoim terenem polowania na kolejne ofiary. I do akcji znów musi wkroczyć Jannicke.
Chociaż już pierwszy film dość klarownie wyłożył nam prawdę o pochodzeniu przerażającego, monstrualnych rozmiarów faceta mordującego przypadkowych turystów, tak sequel idzie z tym tematem jeszcze dalej. Mamy tutaj motyw śledztwa prowadzonego przez lokalnego stróża prawa, który na własną rękę składa sobie kolejne elementy makabrycznej układanki do kupy. I jest to bardzo dobry ruch, ponieważ daje nam to możliwość spojrzenia na i tak już dość prostą historię z całkiem innej strony, przez co nadaje jej nieco głębi. Oczywiście motyw policji w slasherach, jeśli już się pojawiał, stanowił tylko podkładkę pod ekspozycję i kolejną dawkę świeżych ciał. Tak jest również i tutaj, jednak całość składa się w narracyjnie naprawdę zgrabną całość.
Zawsze imponowało mi miejsce akcji Hotelu zła 2. Szpital może wydawać się miejscem zbyt „cywilizowanym” by osadzić w nim akcję rodem z typowego slashera. Tutaj twórcy zrobili coś z jednej strony prostego, z drugiej genialnego – umieścili szpital na totalnym zadupiu, ustawili pogodę na śnieżycę, a personel zredukowali do absolutnego minimum. Scenografia jest ascetyczna, ciasna i od pewnego momentu spowita gęstym mrokiem, przez co widz doświadcza autentycznego napięcia z powodu czającego się gdzieś w tej plątaninie korytarzy monstrum. Nie zapominajmy również, film ten nie jest żadnym niskobudżetowym projektem, więc praca kamery, efekty specjalne czy ogólnie technikalia stoją na wysokim poziomie.
Dlatego też dokonania mordercy to poprzeczka wyżej do tego, co widzieliśmy w poprzedniej części. Nikt się z nami nie patyczkuje, krew leje się niczym z cysterny, a kości chrupią z kojącym dźwiękiem łamanego chipsa. Cholera, obok sceny rozwalenia łba gaśnicą czy klasycznego podcięcia gardła mamy tutaj moment, w którym górski wielkolud dosłownie łamie pewnego faceta w pół! Być może tylko ostatni segment filmu, w którym nasza heroina staje do walki oko w oko z oprawcą, może trącić nieco bardziej wymagających fanów, gdyż z klimatycznego i brutalnego horroru ucieka ona w stronę amerykańskiej rozwałki. Nie znajdziemy tutaj co prawda wybuchających samochodów i kung-fu, ale cholera, oglądając go po latach, nadal liczyłem w duchu na to, że film zakończy się te kilkanaście minut wcześniej!
Jestem też fanem wprowadzonego tutaj motywu, który na pewien czas trwania filmu spycha Jannicke nieco na drugi plan i daje nam zupełnie świeże spojrzenie w postaci młodej pracownicy szpitala Camilli (Marthe Snorresdotter Rovik). Jest ona w sumie odbiciem głównej bohaterki, nieco nawiązując do jej roli z pierwszej części. Szkoda nieco, że motyw ich relacji, podejścia do sprawy nie pociągnięto jeszcze mocniej, ale rozumiem, że ucierpiałaby na tym dynamika filmu. A ta jest moim zdaniem jeszcze lepsza niż poprzednio! Hotel zła 2 jest widocznie żwawszy, bardziej napięty i energiczny niż swój poprzednik, który być może poświęcał zbyt wiele czasu na charakteryzację i tak dość sztampowych postaci. Tutaj od razu wiemy, co jest co, bez zbędnej ekspozycji.
Jeśli zatem mam już wartościować oba filmy, to postawiłbym dwójkę nieco wyżej na podium, niż oryginał. Jak już wspomniałem, produkcja ta bierze założenia poprzednika i wyciska z nich jeszcze więcej, a to przecież gwarancja udanej kontynuacji. Jako jednolita tkanka łącząca całą serię, Hotel zła 2 jest prawdopodobnie jedną z najbardziej imponujących kontynuacji w kinie grozy, jakich kiedykolwiek się doczekaliśmy. To również dzieło skutecznie udowadniające, że slasher jako gatunek dziesięć lat temu wcale nie był martwy, jak uważa wielu fanów. No i kolejny sukces dał zielone światło, by nakręcił domykający trylogię trzeci film, ale to już opowieść na kiedy indziej…
Oryginalny tytuł: Fritt vilt II
Produkcja: Norwegia, 2008
Dystrybucja w Polsce: CDA Premium
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.