Osiem gór (2022)

Mówi się, że w górach można znaleźć wszystko to, co się kocha. Jest w tym dużo prawdy, bo sam mieszkając w górach na co dzień, jestem wielkim entuzjastą pieszych wędrówek po szlakach, które prowadzą mnie coraz wyżej i wyżej. Czy znajduję w tym jakieś metafizyczne (dosłownie) uniesienie? Nie wiem, po prostu lubię pokonywać własne słabości, lęki i podobają mi się widoki, na które w pocie czoła pracuję, wspinając się w pełnym słońcu lub moknąc w rzęsistym deszczu.

Dlatego też na chwalony tu i ówdzie seans 8 gór duetu Felixa Van Groeningena i Charlotte Vandermeersch zwyczajnie musiałem udać się do kina. Traf chciał, że na jeden z ostatnich seansów załapałem się w moim lokalnym kinie i… zakochałem się w tym dziele bezgranicznie. Dlatego też już teraz mogę powiedzieć, że jeśli jesteście osobami, tak, jak ja, miłującymi góry, jest to seans obligatoryjny. Całej reszcie, której nie po drodze z górskim szlakiem, postaram się wytłumaczyć, dlaczego również powinni rozważyć wizytę w kinie lub złapanie tego tytułu w serwisach VOD.

Pietro (Luca Marinelli), niespokojny chłopak z miasta o otwartym sercu, jest tutaj narratorem, snując czułą opowieść o miłości i przyjaźni. Kiedy go poznajemy, ma 11 lat. Gdy zbliża się do trzydziestki, jest mężczyzną z gęstą brodą i niepewnym planem na resztę życia. Wrażliwy, charyzmatyczny melancholik, Pietro jest w stanie pernamentego, egzystencjalnego niepokoju, odcięty od swojej przeszłości i niepewny co do przyszłości. Cierpi na tę samą przypadłość, co miliony mężczyzn w jego wieku.

Oparte na dość krótkiej, acz słynnej powieści włoskiego pisarza Paolo Cognettiego z 2016 roku, Osiem gór śledzi Pietro przez dwie dekady i kontynenty, przedstawiając jego życie poprzez intensywną przyjaźń, jaką nawiązuje w dzieciństwie z Bruno (Alessandro Borghi). Po raz pierwszy spotykają się latem 1984 roku, kiedy rodzice Pietro wynajmują mieszkanie w wiosce w Dolinie Aosty, malowniczej części włoskich Alp, która graniczy z Francją i Szwajcarią. Tam, otoczony zielonymi zboczami i górujący nad wszystkim postrzępionymi, strzelistymi szczytami, Pietro znajduje przyjaciela, sojusznika, wzór do naśladowania, a z czasem poczucie przynależności.

Dla obu chłopców przyjaźń okazuje się podtrzymującą duszę więzią, która zaczyna się od symbolicznego momentu, kiedy spoglądają na siebie z powątpiewaniem w ciemnym, klaustrofobicznym domu Pietro, by szybko zmienić posępny start, gdy tylko wybiegają na zewnątrz. Spacerują, ścigają się i przemierzają okolicę, odkrywając i dzieląc się nią. Bruno jest pewnym siebie, energicznym dzieckiem, który potrafi wspiąć się na ścianę kamiennego budynku niczym koza wspinająca się po skalnej ścianie. Wychowuje go ciocia i wujek, będąc jedynym dzieckiem w wiosce. Jest wiele radości w tych początkowych scenach, kiedy patrzymy na beztroskie zabawy dziecięce na tle przepięknych krajobrazów. Razem z nimi zanurzamy się w tajemnicach górskiego regionu, enigmatycznie opuszczone domostwa i pozornie nieograniczone widoki.

8 gór toczy się powoli, co pasuje do przemyślanego tonu i fabuły filmu. To przede wszystkim wiele wzruszających obserwacji,  zmieniającej się relacji Bruno i Pietro na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Obaj chłopcy mają napięte stosunki ze swoimi ojcami i starają się jak najbardziej od nich odciąć. Marinelli i Borghi wnoszą naturalne ciepło do swoich skomplikowanych postaci, a między nimi zauważalna jest chemia, gdy wpadają w stare rytmy swojej przyjaźni. Pietro i Bruno nie muszą mówić zbyt wielu słów, aby się ze sobą porozumieć, chociaż różnią się pod pewnymi względami, ostatecznie łączy ich jakaś nieznana siła, a ich wzajemne oddanie jest wzruszające. Scenariusz Vandermeesch i Groeningena jest jednocześnie subtelny, ale i dający mocno do myślenia, przez co film, przynajmniej ze mną, zostanie jeszcze na bardzo długo.

Majestat gór nie kończy się na włoskich Alpach. Historia przenosi się z biegiem czasów do Himalajów, gdzie Pietro próbuje desperacko nacisnąć przycisk resetowania, zanurzając się w nepalskiej kulturze. To tutaj odkrywa tytułową legendę o „ośmiu górach świata i jednej gigantycznej górze pośrodku”, która stanowi oczywiście metaforę jego związku z alpejską Greną i Bruno. Zamykająca obraz kwadratowa ramka ma staromodną jakość wczesnych fotografii, szczególnie w niektórych scenach początkowych, co pozwala uniknąć pocztówkowych skojarzeń, jakie alpejskie krajobrazy mogłyby nam sugerować na szerokim ekranie. Powiedzieć o 8 górach że jest to film przepiękny wizualnie, to jakby nie powiedzieć nic. I chyba tyle mam do napisania na temat estetyki, bo działa ona na tyle intymnie, że każdy odbierze ją na swój sposób. Ja znalazłem w niej przede wszystkim kojącą duszę melancholię.

W przeciwieństwie do wielu mu podobnych, film nie stara się zmierzyć z trudami życia w górach ani rozmyślać o zderzeniu tradycji z nowoczesnością. A przy odrętwiałych 2 godzinach i 20 minutach jest to obraz, który chce bardzo powoli i celowo przedstawiać swoje założenia. Dlatego też wszyscy ci, którzy nie będą w stanie wytrzymać na dwuminutowych wschodach słońca i długich zbliżeniach na oczy i brody, powinni dać szansę 8 górom dla właśnie takich chwil, takich jak Pietro tańczący z prostą, nieokiełznaną radością na szczycie góry. W końcu najgłębszą prawdę znajdziemy w pozornie przyziemnych interakcjach między rodziną i przyjaciółmi.

Oryginalny tytuł: Le otto montagne

Produkcja: Włochy/Belgia/Francja, 2022

Dystrybucja w Polsce: m2films.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *