Norweska trylogia Hotel zła poszła wedle wszelkich prawideł amerykańskiego kina siekanego. Po całkiem udanej, aczkolwiek nieco schematycznej części pierwszej i odważnym, bardziej bombastycznym sequelu, przyszedł czas na prequel i opowiedzenie nam tej historii u jej początków. Choć nie jest to do końca trafne określenie, bo przecież poprzednie filmy nakreśliły nam genezę tajemniczego Człowieka z Gór całkiem nieźle. Po prostu zamiast jakiegoś paranormalnego wskrzeszania mordercy, twórcy po prostu starali się pokazać nam jego początki.
Sekwencja wprowadzająca zabiera nas w przeszłość i skupia się na młodym Gunnarze oraz jego okropnych „rodzicach”. Ojciec nie tylko wzbrania się od okazywania chłopcu niezbędnej miłości, ale wydaje się, że czerpie przyjemność ze znęcania się nad nim. Jeśli chodzi o najdroższą mamusię, jest zadowolona z siedzenia bezczynnie i nie robi absolutnie nic, aby zapobiec torturom swojego dziecka. Wszystko dochodzi do punktu kulminacyjnego, gdy ojciec Gunnara praktycznie wymazuje go ze swojego życia. Co się stało z chłopcem? „Zaginął” gdzieś w pobliżu rodzinnego hotelu.
Oczywiście wszystkie znaki na niebie i zalesionej, skandynawskiej ziemi wskazują na to, że Gunnar żyje i powracając do domu, mści się na swoich bestialskich rodzicach. Mija 12 lat, a mały chłopak wyrasta na całkiem rasowego byczka. Pomieszkuje w leśnej chatce u mrukliwego, aspołecznego kłusownika spędzając czas na mordowaniu lokalnej fauny. Na szczęście jego i nasze, teren ten najechany zostaje przez bandę niesfornych, młodych ludzi. Czy muszę dodawać coś więcej? Rozpoczyna się brutalna zabawa w myśliwego i zwierzynę…
Zmiana scenerii z wiecznie skutej lodem na zieloną, bujną i pełną życia zrobiła serii dobrze. To w zasadzie metaforyczne wzięcie głębokiego oddechu, stojąc nad krystalicznie czystym jeziorem gdzieś w prastarej, skandynawskiej kniei. Każdy, kto mnie zna, wie, że łasy jestem na tego typu obrazki, a Hotel zła 3 z pewnością zaspokaja tę moją wewnętrzną potrzebę. Do tego twórcy bardzo sprawnie wykorzystują wszystkie elementy swojej scenografii, robiąc nagonkę na naszych bohaterów po ciemnych lasach, samotnie stojących w nich chatach, śliskich jaskiniach i przypominających sceny z genialnego Uwolnienia (1972) górskich potokach.
Jeśli mam być szczery, jest to niestety jedyny powód, aby po ostatnią numerycznie część trylogii sięgnąć, gdyż pod każdym innym względem nie umywa się ona nawet do swoich poprzedników. Pisząc zarówno o pierwszej, jak i drugiej części, byłem pod wrażeniem, jak wiele czasu tamte filmy poświęcały na budowanie nam postaci. I choć wiedzieliśmy, że są oni tylko mięsem pod nóż naszego mordercy, mogliśmy złapać z nimi tę więź sympatii, przez co łatwo im było kibicować. Tutaj o naszych bohaterach nie wiemy praktycznie nic oprócz tego, że jeden jest otyły i lekko wyśmiewany przez resztę, a dwójka z nich ma ze sobą romans. Dlatego, nawet kiedy kolejno ginęli, było mi to totalnie obojętne. Zero emocji.
Podobnie sprawy mają się z główną gwiazdą trylogii, Człowieku z Gór. Nie był on nigdy jakoś bardziej wyrazistą ikoną kina siekanego, jednak jego zimowy anturaż w jakiś sposób wyróżniał go na tle innych. Tutaj ze względów atmosferycznych został on obdarty nawet z tego! Jego postura wydaje się również nieco wątła, przez co jest tylko zwykłym kolesiem biegającym po lesie w bluzie z kapturem i niestraszne mu są nawet oddawane w jego stronę strzały z broni palnej. Jest tutaj taki moment, kiedy oprawia on upolowanego wcześniej turystę i powiem Wam, chyba wolałbym, żeby pojawił się tutaj jakiś lekki wątek kanibalizmu, przynajmniej nadałoby to tej postaci jakiś pokraczny sens. Tak naprawdę jego postawa imponuje mi tylko w samym finale, kiedy wydaje się łączyć fakty i znika w gęstwinie, zapewniając sobie całkowitą anonimowość.
A co z tym, czym przecież slasher jako nurtu kina grozy stoi? Ekranowe morderstwa nie mają w sobie ani grama z surowości i brutalizmu poprzednich części, są zwyczajnie nijakie i miałkie. Ktoś dostaje nożem w brzuch, komuś innemu skręcony zostaje kark, a w ruch idzie w pewnym momencie coś tak trywialnego, jak zwykła dwururka. No cóż, można rzec, że jaki morderca, takie morderstwa.
Hotel zła 3 obiektywnie jest najsłabszą częścią tej jakże udanej trylogii i w zasadzie można ją spokojnie pominąć poznając historię Człowieka z Gór. Nie wnosi nic nowego do tej opowieści, a tylko odrzuca swoją schematycznością i nijakością, a zamiast oglądania na ekranie, na norweskie lasy zawsze możemy pogapić się w galerii zdjęć w Google. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie jest to produkcja słaba w takim ogólnym tego słowa znaczeniu, bo realizacja czy występy aktorskie stoją na naprawdę przyzwoitym poziomie i wielką hipokryzją byłoby mówienie o nim, jako o kinie klasy C czy niżej. To po prostu zmarnowana szansa poprzez pójście na łatwiznę.
Oryginalny tytuł: Fritt vilt III
Produkcja: Norwegia, 2010
Dystrybucja w Polsce: Cinemax 2
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.